fot. Lotto-Soudal

Od kilku dni Vuelta a Espana 2022 jest już historią. Historią naznaczoną wielkimi triumfami Remco Evenepoela, rozbłyskiem talentu Juana Ayuso, pechem Primoza Roglica czy powstaniem z kolan Richarda Carapaza. To na nich były zwrócone oczy całego kolarskiego świata, ale peleton hiszpańskiego wyścigu składał się nie tylko z nich, ale także z ponad setki innych kolarzy. Dla większości z nich występ w nim miał znaczenie – duże, bardzo duże albo olbrzymie. W tej ostatniej grupie z pewnością był Kamil Małecki.

Dla Polaka był to dopiero drugi wielki tour w karierze. Pierwszy raz jechał w tego typu wyścigu dwa lata temu, podczas pandemicznego Giro d’Italia. I wtedy zaliczył bardzo obiecujący występ. Teraz apetyt naszego zawodnika też był duży – nawet pomimo groźnej kraksy, której uległ na samym początku wyścigu (więcej przeczytasz na ten temat TUTAJ), nie zamierzał się poddawać. Mówił naszemu portalowi, że wciąż celuje w zwycięstwo etapowe, a jeśli okaże się ono poza jego zasięgiem, to przynajmniej w jakieś dobre miejsce.

A należy pamiętać, że kolarz Lotto Soudal nie rzuca słów na wiatr. Gdy rozmawiałem z nim podczas drugiego dnia przerwy wspominanego już “różowego wyścigu” z 2020 roku, zapowiadał, że już następnego dnia zamierza znaleźć się w ucieczce i powalczyć o zwycięstwo etapowe. I co się wydarzyło dalej?

Wszystko to, co wtedy powiedział, znalazło swoje potwierdzenie w rzeczywistości. Może i etapu nie wygrał – o to znakomitą walkę stoczyli Ben O’Connor i Jan Tratnik, ale on i tak pokazał się ze świetnej strony. Stoczył zaciętą walkę o trzecie miejsce z dwoma kolarzami uchodzącymi za bardzo szybkich – Enrico Battaglinem i Benem Swiftem – z pierwszym z nich przegrał – drugiego pokonał, co dało mu wciąż niezłe czwarte miejsce. 

Walka z bólem i z chorobami

Niestety w tym roku powtórzenie tego wyniku okazało się niemożliwe. Uciekał tylko na 5. etapie – niestety ból w kolanie spowodował, że nie wytrzymał zbyt długo w czołówce. Na kolejnych etapach nie był już w stanie zabłysnąć:

– Pierwszy tydzień to był ogromny ból w kolanie. Stan zapalny, zakażenie. Wtedy było najgorzej. Później wszystko szło już ku lepszemu, czułem się już lepiej, ale wciąż byłem osłabiony. Źle znosiłem trudniejsze etapy. Kilka razy starałem się zabrać w odjazd, ale zawsze czegoś brakowało – może sił, może szczęścia.

– Lepiej było na płaskich odcinkach, gdzie pomagałem Cedricowi Beullensowi. Jego postawa była chyba największym miłym zaskoczeniem tego wyścigu, jeśli chodzi o nasz zespół. Nie jest typowym sprinterem, a na kilku etapach zajmował miejsca w czołowej “10”

– mówił.

Wspominany Beullens rzeczywiście znakomicie wykorzystał fakt, że na trasie wyścigu brakowało większości najlepszych sprinterów na świecie. W czołowej “10” zdołał się znaleźć czterokrotnie – był dość konsekwentny – za każdym razem zajmował inne miejsce z zakresu od 7 do 10. Poza tym, warto odnotować 5. miejsca, które zajmowali Filippo Conca i Harry Sweeny. Żaden z nich nie ukończył wyścigu – wykluczył ich Covid-19, który podczas wyścigu był zmorą kolarzy Lotto Soudal. Do Madrytu dojechali tylko Beullens, Małecki i Thomas De Gendt. Belgijska ekipa z całą pewnością miewała już lepsze występy w Hiszpanii.

Nie mieliśmy szczęścia. Gdyby w trzecim tygodniu było nas więcej, łatwiej byłoby nam zabierać się w odjazdy. Szkoda mi Maxima Van Gilsa i Steffa Crasa, którzy byli w świetnej formie, a nie dostali żadnej okazji, aby to pokazać. Steff był naszym liderem na klasyfikację generalną i biorąc pod uwagę jego wyniki z ostatnich startów, myślę, że byłoby go stać nawet na czołową “10”, a jak nie, to już na pewno na top 20.

– spekuluje Polak.

Rzeczywiście – utrata Crasa może boleć. Nawet 11. miejsce w klasyfikacji generalnej Vuelta a Espana jest bowiem wyceniane przez UCI na 120 punktów – więcej niż zwycięstwo etapowe. A w tym momencie dokładanie kolejnych “oczek” do rankingu UCI jest dla ekipy bardzo ważne – w końcu od tego zależy dalszy los ekipy, której poważnie grozi spadek z najwyższej dywizji.

Utrzymać miejsce w World Tourze

Walczymy, wygrywamy – w tym roku odnieśliśmy już 25 zwycięstw, co pokazuje, że motywacji mamy dużo. Przed nami jeszcze mnóstwo klasyków, mnóstwo innych wyścigów i głęboko wierzę, że uda nam się uciec z tej strefy spadkowej

– zapewnia Małecki.

Choć Vueltę kończy z niedosytem, to już niebawem powinien dostać kolejne szanse na podreperowanie konta punktowego swojej drużyny – Na razie mam dwa tygodnie wolnego, a później wyjeżdżam do Włoch. Jestem już właściwie pewien występu w kilku klasykach [cały program startowy Małeckiego na ostatnie tygodnie sezonu znajdziecie pod właściwą częścią artykułu – przyp. red.]

Być może wystąpię także w Il Lombardia. Jestem we wstępnym składzie na ten wyścig i liczę na to, że faktycznie uda mi się pojechać w nim po raz drugi w karierze. Jakie będą moje zadania podczas jesiennych startów? Tego jeszcze nie jestem w stanie powiedzieć, jest na to zdecydowanie zbyt wcześnie – prawdę mówiąc, nie wiem jeszcze dokładnie, w jakim składzie pojedziemy. Fajnie byłoby dostać wolną rękę, choć nie będę narzekał, jeśli przyjdzie mi pracować na któregoś z kolegów – w końcu punkty są dla nas bardzo istotne.

Polak pojedzie jednak do Włoch po to, by walczyć nie tylko o przyszłość ekipy, ale także o swoją. Po zakończeniu sezonu kończy mu się kontrakt i wciąż nie wie, gdzie będzie ścigał się w kolejnym sezonie. 

Lotto Soudal to wspaniała ekipa. Jestem im wdzięczny, za to, że pomimo moich problemów zdrowotnych, dali mi szansę na występy w tylu ważnych wyścigach. Dlatego marzę o przedłużeniu kontraktu. Tylko że nie oszukujmy się, moje wyniki nie dają mi na to zbyt dużych szans. Na razie czekam na informację co do ich planów wobec mnie 

– Chciałbym dostać ją w miarę szybko, ponieważ wchodzimy już w taki okres, gdy opcji na rynku jest coraz mniej. Bardzo możliwe, że będę musiał zejść szczebelek niżej, do ProConti. Mam jednak nadzieję, że nie czeka mnie lądowanie w trzeciej dywizji. Chcę wreszcie przejechać cały sezon bez urazów. Chcę zobaczyć na co wtedy będzie mnie stać w dużych wyścigach. A jak wiadomo, w grupie kontynentalnej trudniej o takie starty

Plany startowe Kamila Małeckiego na końcówkę sezonu 2022
  • 29 września – Coppa Agostoni
  • 1 października – Giro dell’Emilia
  • 4 października – Tre Valli Varesine
  • 6 października – Gran Piemonte
  • 8 października – Il Lombardia
  • 16 października – Japan Cup Cycle Road Race
Poprzedni artykułConnor Swift podpisał dwuletni kontrakt z drużyną INEOS Grenadiers
Następny artykułCzas wielkich pożegnań
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments