fot. ASO / Pauline Ballet

Kolejny emocjonujący etap Tour de France przyniósł kolejne duże różnice. Vingegaard niemal zapewnił sobie zwycięstwo w Wielkiej Pętli, powiększając swoją przewagę w klasyfikacji generalnej na mecie w Hautacam.

To jest już koniec – 18. etap miał być dla kolarzy pożegnaniem z górami, które już zdążyły dostarczyć nam w tym roku ogromu wrażeń. W peletonie był jednak przynajmniej jeden człowiek, który liczył na to, że to, co zdecydowanie najciekawsze wydarzy się dziś. Chodzi oczywiście o Tadeja Pogačara, który do etapu, przez wielu uważanego za najtrudniejszy w całym tegorocznym wyścigu, przystępował z dwuminutową stratą do lidera.

Przygotowania

Jednak już początek etapu pokazał, że o realizację planu Słoweńca będzie bardzo trudno. Na pierwszym podjeździe – Col d’Aubisque wszystko wróciło bowiem do normalności – tj. do dominacji zespołu Jumbo-Visma, które przez większość czasu nadawało tempo grupie faworytów. Szybko odpadli z niej dwaj spośród trzech kolegów Pogačara – Hirschi oraz Bjerg – utrzymać się na powierzchni zdołał jedynie Brandon McNulty.

Źle układała się dla obrońcy tytułu również sytuacja z przodu. W ucieczce znalazło się dwóch kompanów Vingegaarda – Wout Van Aert oraz Tiesj Benoot. To oznaczało, że ekipa lidera będzie miała przewagę, gdy do gry wejdą „stacje przekaźnikowe”. W końcu UAE Team Emirates nie wysłało nikogo, kto w drugiej części etapu mógłby wesprzeć Pogačara.

Pełny skład ucieczki obr. Pro Cycling Stats

Jak widać na załączonym obrazku, do ucieczki załapali się także m.in. walczący o miejsce w czołowej „10” Aleksiej Łucenko oraz Enric Mas. Obaj zapewne mieli nadzieję na wyprzedzenie w „generalce” słabnącego i walczącego z kłopotami zdrowotnymi Adama Yatesa. Cieszył ich zatem każdy wzrost przewagi nad grupą faworytów.

Niestety (przynajmniej z ich perspektywy) różnica między nimi, a pozostałymi wcale nie wyglądała obiecująco. Tylko na moment podskoczyła do 4 minut, a później zaczęła stopniowo spadać. Ich sytuacja pogorszyła się po tym, jak u podnóża drugiego podjazdu – Col de Spandelles do pracy zabrał się… Brandon McNulty. Praca MVP poprzedniego etapu przyniosła szybki spadek przewagi ucieczki do dwóch i pół minuty.

Pierwsze ataki

Innym owocem jego pracy było szybkie dogonienie mającego najwyraźniej kiepski dzień Masa, a także zgubienie Bardeta. Krótko po tych dwóch wydarzeniach Amerykanin zszedł ze zmianą i na atak zdecydował się Pogačar. Wszystko to na zaledwie 6 km przed zakończeniem podjazdu. Oczywiście, jak zwykle, na jego atak odpowiedział Vingegaard, a reszta została z tyłu.

Przynajmniej na moment, bo później dołączył do nich jeszcze Sepp Kuss. Widząc Amerykanina, Słoweniec zwolnił. To oznaczało, że do grupy zaczęli dołączać kolejni zawodnicy. Thomas, Quintana, Gau…, a nie, zanim Gaudu dołączył do czołówki na kolejną akcję zdecydował się Pogačar. Tyle że jej finał był taki sam, co wcześniej. Wynik – kolejne spowolnienie.

Zmianę dynamiki przyniosła dopiero akcja Gerainta Thomasa. To zmusiło do pracy na czele Kussa, który stopniowo zbliżał się do Brytyjczyka. Gdy dwukrotny zwycięzca Tour de France uznał, że wystarczająco wymęczył pomocnika lidera, zaatakował po raz kolejny. Był to prawdopodobnie najbardziej soczysty spośród wszystkich tegorocznych górskich ataków Słoweńca…

Na tyle soczysty, że będącego wcześniej z przodu weterana szos wyprzedził tak, jak gdyby ten był starym, zdezelowanym maluchem. Udało mu się nawet zgubić niemożliwie irytującego go zapewne Duńczyka. Dwa metry przewagi… trzy metry… i na tym się skończyło – rywal w końcu się zebrał i doskoczył do koła Pogačara. Na szczycie Pinot, Martinez i zespołowy kolega Vingegaarda – Van Aert, a więc czołowa grupa miała nad dwójką półtorej minuty przewagi.

Niebezpieczny zjazd

Ostatni atak Pogačara na Col de Spandelles miał miejsce tuż przed szczytem. Prawdopodobnie Słoweniec chciał uzyskać niewielką przewagę, która pozwoliłaby mu mocniej odjechać rywalowi na zjeździe. Rzeczywistość szybko zweryfikowała jednak tę możliwość. Bo choć atak 23-latka przyniósł dokładnie takie same efekty, co poprzednie, to kolejna okazja pojawiła się już na zjeździe.

Duńczyk bowiem popełnił na zjeździe błąd – zahaczył pedałem o asfalt i niemal się wywrócił. W ostatniej chwili udało mu się wyratować, ale stracił kilka metrów. Słoweńcowi nie udało się tego jednak wykorzystać – okazało się jednak, że Vingegaard zjeżdża równie dobrze co on – a może nawet lepiej. No chyba że po etapie okaże się, że błyskawiczne odrobienie niewielkiej części strat przez Duńczyka była spowodowana tym, że Pogačar na niego poczekał – jednak te obrazki, które uchwyciły kamery, tego nie sugerowały.

Niedługo później zdecydowanie większe problemy niż lidera, spotkał jego wielkiego rywala. Tuż przed jednym z zakrętów Pogačar stracił na moment równowagę. Przez moment wydawało się, że ją odzyskał, ale po chwili runął na ziemię. Co prawda błyskawicznie wstał, ale stracił kilka, może kilkanaście sekund do swojego rywala. Ten jednak… postanowił na niego poczekać.

Czekał wtedy, gdy Pogačar próbował dopaść go po upadku i czekał później, gdy okazało się, że rywal potrzebuje pomocy z samochodu zespołu. W wyniku tego do dwójki dołączyła grupa, w której znajdowali się m.in. Thomas, Meintjes oraz cały szereg pomocników Vingegaarda.

Francuskie zwycięstwo odjeżdża Vanem

Kolejną konsekwencją wywrotki Pogačara było powiększenie przewagi ucieczki, która u podnóża Hautacam wynosiła dwie minuty. Tempo czołówce nadawał Pinot, liczący na to, że uda mu się sięgnąć nie tylko po pierwsze francuskie zwycięstwo od 1. etapu z 2021 roku, ale też po koszulkę najlepszego górala.

Niestety dla niego, choć sytuacja układała się pod Van Aerta, kolarze Jumbo-Visma nie zamierzali zwalniać, dzięki czemu odstrzelili Meintjesa i zbliżyli się do uciekającej trójki. Na 9 kilometrów przed metą tracili niecałą minutę. I właśnie wtedy zaatakował najbardziej wszechstronny kolarz w peletonie, który najwyraźniej nie zamierzał się godzić z przegraną. W ten sposób zgubił Pinota i na moment nieco zwiększył swoją przewagę.

Nie miał jednak dużych widoków na etapową wygraną – kolejne mocne pociągnięcia Kussa sprawiły bowiem, że z tyłu został już nawet Thomas. Wszystko wskazywało na to, że za moment znów dojdzie do dwójkowego pojedynku o etapowe zwycięstwo. Pojedynku, do którego z lepszej pozycji wyjściowej przystąpić powinien Duńczyk, który na pięć kilometrów przed metą – tuż przed doścignięciem Van Aerta, miał obok siebie dwóch pomocników.

Ostatecznie jednak do żadnego pojedynku tym razem nie doszło. W pewnym momencie praca Van Aerta sprawiła, że poobijany i zmęczony ciągłym atakami Słoweniec został z tyłu. Pół kilometra później Belg odbił i Duńczyk popędził po samotne zwycięstwo. Pogačar walczył dzielnie, ale do mety dojechał ponad minutę za kolarzem, który niemal zapewnił już sobie zwycięstwo w tegorocznym wyścigu.

Results powered by FirstCycling.com

Poprzedni artykułChris Froome wycofuje się z Tour de France!
Następny artykułTour de Pologne 2022: Lotto Soudal z Timem Wellensem i Kamilem Małeckim
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Paweł
Paweł

Jonas pokazał klasę i kulturę na dzisiejszym etapie, coś pięknego

Krzysztof
Krzysztof

Piękny sport. Mimo tak wielkich zaszczytów i pieniędzy, jeżdżą i zachowują się jak ludzie.To wspaniały pokaz kultury rywalizacji i podtrzymanie ducha sportu FAIR PLAY.

Tajfun
Tajfun

Byłem za Pogacarem, ale Jonac na kolejnym etapie pokazuje, że zasługuje na finalny triumf w tym roku. Cały tour pokazuje również jak ważna jest drużyna.

Tom Simpson
Tom Simpson

Piękny gest Jonasa i bardzo mi się to podobało.
Jeżeli chodzi o Fair Play – od razu widać na pierwszy rzut oka, że chłopaki są za mocni i nie wynika to tylko z natury. Wypowiedzi innych kolarzy zresztą to potwierdzają. Oni są szaleni i nie ma tam dla nich rywali. Czy przypomina komuś ta sytuacja jakąś z przeszłości? W mojej opinii kolejna dekada oszustów.
Mimo wszystko piękny etap i piękna walka, bardzo przyjemnie się to oglądało.