Najlepszą obroną jest atak, a najskuteczniejszym remedium na przegrywanie pojedynków z peletonu zaprzestanie brania w nich udziału. Te stare prawdy wziął sobie do serca Wout van Aert (Jumbo-Visma), który po atomowym ataku w końcówce 4. etapu Tour de France odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w tegorocznej edycji wyścigu.
Można było się zastanawiać, czy drużyna Jumbo-Visma zdecyduje się na przejęcie kontroli w decydującej części wtorkowego odcinka zważywszy, że bezpośrednio poprzedzał on dwa potencjalnie bardzo chaotyczne etapy. Sam plan należał jednak do kategorii najbardziej przewidywalnych, a w sukces przekuły go idealna pozycja zawodników holenderskiej ekipy u podnóża Cote du Cap Blanc-Nez i piorunujące przyspieszenie samego Van Aerta.
Było okay, Van Aert urwał nawet kolarzy ze swojej drużyny. Kiedy to zobaczyłem, stałe się bardziej spokojny i przestałem się tym stresować,
– ocenił atak 27-letniego Belga nieźle jeżdżący pod górę Tadej Pogacar (UAE Team Emirates).
Aktualny lider 109. edycji Tour de France potwierdził wszystkie domysły przyznając, że wtorkowa akcja Jumbo-Visma należała do oczywistych zagrań.
Wydaje mi się, że to było dla wszystkich oczywiste, że czegoś spróbujemy.
Nathan [Van Hooydonck] naciągnął grupę na podjeździe, a Tiesj [Benoot] przejął po nim prowadzenie. Już wtedy czułem, że jest naprawdę ciężko, a komunikaty w radiu potwierdziły, że zaczęło to siać spustoszenie.
Jednocześnie nawet sam Van Aert najwyraźniej nie spodziewał się, że mocnym pociągnięciem na finałowym podjeździe będzie w stanie urwać najmocniejszych górali peletonu Wielkiej Pętli, łącznie ze zwycięzcą dwóch ostatnich edycji wyścigu. Zaznaczyć przy tym jednak trzeba, że wielu z nich – między innymi wspomniany Tadej Pogacar – zignorowało tę przeszkodę i rozpoczęło wspinaczkę na relatywnie odległych pozycjach w głównej grupie.
Celem było jechanie na maksa do samego szczytu i sprawdzenie, jaki efekt to wywoła. Kiedy dotarłem tam sam, nie byłem pewien, czy nie powinienem czekać na Jonasa [Vingegaarda] i chyba [Adama] Yatesa, dwóch kolarzy za moimi plecami. Ale moja akcja jednocześnie sprawiała, że Jonas i inni [zawodnicy z drużyny] nie musieli pracować, więc zdecydowałem się kontynuować solo. To było 10 kilometrów skrajnego cierpienia.
Czy w końcówce wtorkowego odcinka zobaczyliśmy coś więcej, niż atomowy atak wszechstronnego Belga? Czy warto tak wcześnie wyciągać jakiekolwiek wnioski na temat ewentualnych frakcji w drużynie Jumbo-Visma i formy, jaką jej dwaj potencjalni liderzy zaprezentowali na tak krótkim podjeździe? Niech te pytania zawisną na jakiś czas w próżni.
Po rozegraniu czterech etapów, liderem 109. edycji Tour de France pozostaje Wout van Aert (Jumbo-Visma). Jego przewaga nad drugim Yvesem Lampaertem (Quick-Step Alpha Vinyl) i trzecim Tadejem Pogacarem (UAE Team Emirates) wzrosła do odpowiednio 25 i 32 sekund.
Wniosek jest taki, ze P. Roglic nie wyglada za dobrze. Vingegaard and Yates moga moze troszke namieszac ale koniec koncow to jak Pogacar dojedzie do Paryza bez nadmiernego pecha to wygra na luzie.