Pomimo świetnych występów Daniela Felipe Martineza z pierwszej części sezonu, numerem 1 INEOS Grenadiers wciąż ma być Adam Yates.
Kolumbijczyk i Brytyjczyk od początku wydawali się być dwoma naturalnymi kandydatami do zastąpienia Egana Bernala po tym, jak zwycięzca Tour de France z 2019 roku odniósł straszną kontuzję podczas jednego z treningów na zgrupowaniu przygotowującym do sezonu. Z jednej strony mieliśmy 26-latka, który w zeszłorocznym Giro d’Italia świetnie wspomagał swojego rodaka w walce o zwycięstwo (fizycznie i mentalnie). Z drugiej, doświadczonego Brytyjczyka – 4. kolarza klasyfikacji generalnej ostatniej Vuelty, ale wcześniej notorycznie zawodzącego w wielkich tourach.
Na początku roku jeden z dyrektorów sportowych zapowiadał, że liderem będzie jednak starszy z kolarzy i jak się okazuje, na dziś nic się w tej kwestii nie zmieniło. Nawet pomimo świetnych występów Martineza w wyścigach tygodniowych. Kolumbijczyk wygrał Wyścig Dookoła Kraju Basków, a w „generalkach” Paryż-Nicea i Volta ao Algarve zajmował 3. miejsce. Do tego po raz kolejny został mistrzem Kolumbii w jeździe indywidualnej na czas i był najlepszym z kolarzy INEOS Grenadiers w dwóch ostatnich częściach ardeńskiego tryptyku. Mimo wszystko w rozmowie z France24 przyznaje:
Adam Yates wciąż pozostaje naszym liderem na Tour de France. Ja będę „drugim nożem”. Oczywiście wszystko zależy od tego, jak potoczy się wyścig. Tak naprawdę mamy trzy karty – jest też przecież Geraint Thomas, który w przeszłości wygrywał już ten wyścig.
Nie jest więc tak, że 26-latek porzucił marzenia o dobrym wyniku w najważniejszym kolarskim wyścigu na świecie. Tak właściwie to… nie wyklucza nawet walki o zwycięstwo. Biorąc pod uwagę jego tegoroczne osiągnięcia, nie należy się temu dziwić.
Jeśli na Tour de France będę w dobrej formie, mogę walczyć ze Słoweńcami. Oczywiście ich przewaga w próbach czasowych jest bardzo wyraźna. Muszę szukać sekund w górach, a na bruku wykorzystać siłę zespołu
– zdradzał swój plan. Czy go zrealizuje? Z pewnością będzie o to bardzo trudno, tym bardziej, że zarówno Pogačar, jak i Roglič pokazywali już w tym roku, że bruk im nie straszny. Jeśli jednak Martinez faktycznie byłby w stanie włączyć się w walkę o zwycięstwo, wyścig z pewnością jeszcze zyskałby na atrakcyjności.
Ależ to były podłe czasy gdy Sky zamykał wyścig