Za nami 105. edycja Giro d’Italia. Różowy kurz już opadł, o wyścigu zostało powiedziane praktycznie wszystko, zatem można na spokojnie usiąść i zastanowić się nad kilkoma najważniejszymi sprawami, które warto z niego zapamiętać.
Gdy siadam do pisania tego tekstu w mojej głowie jest jedno pytanie – dlaczego kibice tak mocno krytykują tegoroczną edycję La Corsa Rosa? Nie brak opinii, że było nudno, że obsada nie zachwycała, a kolarze zawiedli. Troszkę na temat tego wypowiedziałem się już podczas naszego live’a dotyczącego włoskiej trzytygodniówki, natomiast dla zwolenników pisma postaram się napisać o tym także w tejże formie.
Zwycięzca bez głośnego nazwiska
To chyba podstawa krytyki tegorocznej edycji Giro d’Italia. Co to był za wyścig, gdzie wygrywa „jakiś Jai Hindley, w pierwszej dziesiątce są tacy emeryci jak Vincenzo Nibali czy Domenico Pozzovivo, a także kolarze nie słynący z świetnych wyników jak np. Jan Hirt. Prawda jest jednak taka, że każde nazwisko musi się kiedyś wyrobić, a australijski triumfator La Corsa Rosa 2022 dorastał do tego sukcesu latami. Czy rywale byli słabi? Niekoniecznie. Owszem, wielu wypadło z przyczyn losowych (np. Miguel Ángel López, Romain Bardet czy João Almeida), innych pokonały choroby (via Simon Yates), ale czy w innych wielkich tourach tak się nie zdarza? Oddajmy Jaiowi to co jego – wygrał w uczciwej walce bardzo trudny wyścig.
Nuda, nuda i jeszcze raz nuda
Gdy rozmawia się o tegorocznym Giro d’Italia to odnoszę wrażenie, że istnieją tylko dwie grupy widzów – ci co oglądali wyłącznie górskie etapy oraz tacy, którzy śledzili wszystkie od startu do mety. Obie grupy rzeczywiście mogą być niezadowolone, albowiem najwyższe szczyty nieco zawodziły, a z drugiej strony żaden wielki tour nie oferuje emocji przez całe 3500km.
Czy to oznacza, że było nudno? Moim zdaniem nie. Otwierający etap miał piekielnie ciekawą końcówkę, czasówka rozgrzewała do czerwoności, obejrzeliśmy piękne powroty na szczyt Marka Cavendisha czy Arnaud Démare’a, swoje historie życia pisali Koen Bouwman, Biniam Girmay (10. etap to było istne złoto!), Alberto Dainese, pokonujący peleton Dries De Bondt i spółka czy Stefano Oldani. 14. odcinek z metą w Turynie to był prawdziwy rollercoaster, podczas którego przez prawie 100km ciężko się było oderwać od telewizora nawet do toalety. Giro d’Italia 2022 jak każdy Wielki Tour miało swoje momenty, acz te nie nastąpiły tam, gdzie wszyscy się spodziewali.

Trudniej nie znaczy lepiej
Właśnie… Turyn. Ten etap to było chyba najlepsze, co mogło spotkać tegoroczną edycję La Corsa Rosa. Odcinek ten pokazał, że nie potrzeba wysokich gór, żeby było ciekawie, a różnice między faworytami wynosiły tam zdecydowanie więcej niż na większości szczytów. 12. na mecie Alejandro Valverde stracił przecież ponad 8 minut! Oby organizatorzy w kolejnych latach odrobili lekcję i częściej projektowali właśnie takie etapy.
Wielkie powroty, wielkie narodziny
Ponad półtora roku nie wygrywał na szczeblu World Touru niejaki Arnaud Démare. Wrócił podczas Giro d’Italia i od razu zwyciężył aż trzykrotnie. Piękny powrót, po 9-letniej przerwie, zaliczył także Mark Cavendish. Podobno kolarstwo to ostatnio sport dla młodych ludzi – ta dwójka, a także Vincenzo Nibali i Domenico Pozzovivo zdecydowanie temu zaprzeczyli.
Z drugiej strony w tej edycji obejrzeliśmy wyjątkowo dużo „pierwszych razów”. Stefano Oldani odniósł pierwsze zwycięstwo w karierze, Matteo Sobrero, Alessandro Covi, Dries De Bondt, Santiago Buitrago, Jan Hirt czy Alberto Dainese zaliczyli premierowe sukcesy na szczeblu World Tour, a i dla Koena Bouwmana oraz Biniama Girmaya ten wyścig zdecydowanie był przełomowym w skali kariery. 176 kolarzy to 176 historii, a w tym roku tych pozytywnych napisało się wyjątkowo dużo.

Jedyny w swoim rodzaju
Przyjechał by wygrać etap i założyć koszulkę lidera, więc dokładnie tego dokonał. Choć nie był kojarzony z jazdą indywidualną na czas to zajął tam 2. miejsce i obronił tenże trykot. Działał zespołowo, dzięki czemu swoje święto miał Stefano Oldani, a mieć mógł też np. Jakub Mareczko. Uciekał prawie każdego dnia i świetnie animował rywalizację. To Mathieu van der Poel, kolarz, którego nie sposób nie zauważać, zdecydowanie ikona tego sportu i zasłużenie wyróżniony czerwonym numerem za cały wyścig zawodnik.
Taktyka na jedną kartę? Nie tym razem
Od lat coraz mocniej można było obserwować, że postawienie wszystkiego na jednego lidera i pełne podporządkowanie mu ekipy to najlepsza droga do sukcesu, a drugie i trzecie noże oraz sprinterzy tylko niepotrzebnie rozbijają siłę składu, której potem brakuje w kluczowych momentach. Pewnie taka opinia panowała by dalej gdyby INEOS Grenadiers wygrało ten wyścig, ale tak… zostali z niczym. Drugie miejsce w klasyfikacji generalnej Richarda Carapaza i 0 wygranych etapów to z pewnością bilans, który dla brytyjskiej formacji jest małą tragedią, a jednocześnie triumfowała BORA-hansgrohe, w której lidera nie znaliśmy praktycznie do końca pierwszego tygodnia.
Przegrani
Nigdy nie da się pogodzić interesów wszystkich, ale odnoszę wrażenie, że w tym roku po wyścigu jest wyjątkowo dużo przegranych kolarzy i ekip. Nie ma co już grillować takiego INEOS Grenadiers, bo przecież 2. miejsce to nadal dobry wynik. Takowego w żadnym calu nie odniosła cała ekipa Israel – Premier Tech z Giacomo Nizzolo na czele. Zawiódł także Phil Bauhaus, wygranej zabrakło Fernando Gavirii, acz z drugiej strony Kolumbijczyk może się cieszyć, że pozwolono mu dojechać do Werony.
Niespełnione ambicje? Caleb Ewan dopiero drugi raz w historii (trzeci licząc zeszłoroczne Tour de France, które opuścił błyskawicznie po kraksie) wrócił do domu bez wygranej etapowej, swoich szans w walce o etapy czy klasyfikację generalną totalnie nie wykorzystali Tobias Foss, Lorenzo Fortunato i przede wszystkim Iván Ramiro Sosa, a Jakub Mareczko już chyba nigdy nie dostanie szansy po tym jak bardzo zawiódł swoją ekipę w tym roku.
Bez kontuzji
Kończąc tekst – największym pozytywem tegorocznej edycji Giro d’Italia jest chyba to, że poza Janem Tratnikiem praktycznie nikt nie opuścił wyścigu na noszach. To zdecydowany plus, rywalizacja była bardzo czysta, trasy dobrze przygotowane, a kolarze jeśli musieli się z czymś zmagać to najczęściej ze swoją słabością i chorobami, których to już organizatorzy nie są w stanie w żaden sposób wyeliminować.
Następne Giro d’Italia już za nieco ponad 11 miesięcy, jakoś to zleci!
Zapraszamy również do zapoznania się z podsumowaniem Giro d’Italia 2022 w formie video. W poniedziałek członkowie redakcji Naszosie.pl rozmawiali o tym podczas audycji LIVE. Poniżej link
Należy zaznaczyć że giro ma co roku zawsze najsłabszą obsadę grandtourów
Nie zgodzę się, ale to subiektywna kwestia. Pewnie nawet jakbym wyskoczył z jakimiś obliczeniami z Procyclingstats obalającymi to to usłyszę, że to tylko cyferki, c’nie?
Niestety według mojej oceny Giro dosyć nudne, w poprzednich latach mam wrażenie, że było więcej fajerwerków. Najciekawsze były etapy gdzie do ostatnich metrów ucieczka walczyła wygraną, a takich kilka było. Giro do zapomnienia i mam nadzieję, iż za rok będzie się więcej dziać między liderami.
Pozdrawiam
W tym roku nie ma co polemizować.
Giro było nudne i nie ma na to kontrargentów raczej.
Wyścig ograniczył się do jednego ataku Hindleya.
Należy zaznaczyć że giro ma co roku zawsze najsłabszą obsadę grandtourów
Nie zgodzę się, ale to subiektywna kwestia. Pewnie nawet jakbym wyskoczył z jakimiś obliczeniami z Procyclingstats obalającymi to to usłyszę, że to tylko cyferki, c’nie?
Tutaj nie ma dyskusji ani subiektywizmu. To efekt 40 lat precyzyjnych obserwacji. Wszystkie cyferki dotyczące GRANDTOUROWCÓW potwierdzają że Giro jest ZAWSZE najsłabiej obsadzonym grandtourem
Giro 2021: Bernal, S.Yates, Landa, Vlasov, Evenepoel, Almeida, Hindley, Nibali, Carthy, D.Martin, D.Martinez, Caruso. Ze sprinterów chociażby Ewan, Gaviria, Nizzolo, Merlier, Groenewegen, Viviani, Sagan
TdF 2021: Pogacar, Roglic, Carapaz, M.A.Lopez, Nibali, Uran, Quintana, Haig, S.Yates, Fuglsang, ale wyścig w top10 kończą m.in. O’Connor, G.Martin czy Lutsenko. Sprinterzy? W sumie podobnie – Ewan, Cavendish, Sagan, Colbrelli, Matthews, Coquard, Demare.
No ale ja wiem, nie ma co dyskutować, ZAWSZE to ZAWSZE. Na szczęście nikt nie każe Panu oglądać Giro d’Italia tak jak nikt nie zmusi mnie do głupiego gloryfikowania Tour de France i udawania, że Vuelta to ma wspaniałą listę startową nie składającą się w sporej części z odpadów po Wielkiej Pętli, a mającą tak słabą obsadę sprinterską, że etapy kosił tam masowo np. Degenkolb.
Musimy się najpierw skupić na semantyce… Kto to jest GRANDTOUROWIEC ? Ten kto jedzie na generalki na Wielkich Tourach. Definiuję to na kilka sposobów ale na którą klasyfikację nie spojrzę to ZAWSZE giro jest nr 3 a TdF jest nr 1 jeśli chodzi o obsadę. Przykładowo w 2021 roku proporcje „siły” GRANDTOUROWCÓW w grandtourach wyglądały nast: giro 4, tour 10, Vuelta 6,5. Z grubsza te proporcje „siły” się co roku powtarzają.
Nie interesują mnie klasykowcy czy sprinterzy. Od tego mam klasyki i tygodniówki.
Zupełnie inną kwestią jest poziom emocji. Tu tour był przez lata wyścigiem zamykanym przez to nieszczęsne Sky czy Postale i najlepiej oglądało się często Vueltę. Ale to temat na inną dyskusję
Czterech? Czyli tak: Bernal, S.Yates, Nibali, Landa, Hindley, Carthy, Evenepoel, Almeida, D.Martin, Vlasov, Bilbao i D.Martinez (pominąwszy już pozostałych) = 4? Bardzo ciekawa matematyka.
Ale widzę, że Pan swoje wie i nie ma o czym rozmawiać. „ZAWSZE” i głowa zamknięta.
Jakub,
Musisz jednak czytać ze zrozumieniem. Proporcje „siły” to nie „liczba”. Poza tym Evenepoel nie jest i nie będzie grandtourowcem.
Przyjmij to co napisałem za aksjomat
„Przyjmij to co napisałem za aksjomat” – wybaczy Pan, ale nie i na tym możemy zakończyć rozmowę, jeśli ktoś uważa, że jego OPINIA jest święta i niepodważalna.
Jakub. Nie jesteś w stanie podać żadnego merytorycznego argumentu podważającego twierdzenie że: Giro ma zawsze najsłabszą obsadę grandtourowców.
Twoje „nie” musi czymś zostać podparte. Wyciągnij kartkę, długopis, przejrzyj wyniki 3 GT za ostatnie 40 lat i wrócimy do rozmowy
Nie jestem? Zadałem pytanie o to jakich 4 grandtourowców doliczył się Pan w 2021 roku i dlaczego pozostałych już Pan nie uznaje. Nie dostałem odpowiedzi. To samo pytanie mógłbym zadać dla 2018 roku, ale to nie ma żadnego sensu. Słucham o „aksjomatach” i już mi się nie chce.
Upieram się że musisz CZYTAĆ ZE ZROZUMIENIEM.
„Przykładowo w 2021 roku proporcje „siły” GRANDTOUROWCÓW w grandtourach wyglądały nast: giro 4, tour 10, Vuelta 6,5. Z grubsza te proporcje „siły” się co roku powtarzają.”
Rozumiesz termin „proporcje”? Zamień sobie na gwiazdki. Vuelta nie ma 6,5 ludzi tylko to jest wskaźnik wyższy od giro i niższy od TdF. Zatem co roku udział kolarzy walczących o klasyfikację generalną w wielkich tourach w giro jest najniższy spośród 3 wielkich tourów. Napiszę jeszcze inaczej abyś ogarnął:
giro ****
tour **********
vue ****** i pół
Czyli jak będziesz kiedyś pisał o tourach to miej przed oczami te gwiazdki które są odzwierciedleniem udziału w wyścigu kolarzy walczących o generalki.
I kto wyznacza te gwiazdki? Pan Michał? Nie zgadzam się z nimi i wolę rozmawiać o nazwiskach, nie jakiś abstrakcyjnych skalach, których nie sposób odnieść mi do rzeczywistości.
Giro 2018: Froome, Dumoulin, S.Yates, Pinot, M.A.Lopez, Carapaz, Chaves, wtedy jeszcze Aru, Poels, Meintjes czy Pozzovivo
Vuelta 2018: Quintana, Nibali, S.Yates, Pinot, M.A.Lopez, Kelderman, Uran, znów Meintjes, Aru, de la Cruz czy Mollema
Te listy są równoważne i żadne „4 do 6,5” i inne aksjomaty mnie nie przekonają.
Mi wyścig bardzo się podobał. Wróciłem do oglądania kolarstwa po kilku latach i dobrze trafiłem. Zawiodła walka faworytów. Tylko Hindley zaatakował i cieszę się wygrał.
Ale pozostałe elementy rywalizacji to rewalacja, ucieczki emocje.
Mi się podobało.