Matej Mohorič
fot. Milano-Sanremo

Triumfatorem tegorocznej edycji wyścigu Mediolan-San Remo został Matej Mohorič (Bahrain – Victorious). Słoweniec popisał się efektowną akcją na zjeździe z Poggio di Sanremo i samotnie przekroczył linię mety. Dwie sekundy za jego plecami, uzupełniając podium, kreskę przecięli Anthony Turgis (TotalEnergies) oraz Mathieu van der Poel (Alpecin-Fenix). Zastanawialiście się kiedyś Państwo, jaką moc należy generować by wygrać jeden z pomnikowych wyścigów kolarstwa?

Właśnie tym aspektem się dzisiaj zajmę. Postaram się przedstawić wartości, jakie w kluczowych momentach generowali czołowi aktorzy sobotniego widowiska! Swoje pliki wraz z zapisami z pomiarów mocy udostępnili między innymi: triumfator – Matej Mohorič, trzeci na mecie – Mathieu van der Poel, odczepiony na podjeździe pod Poggio – Alexander Kristoff, dziewiąty w Sanremo – Jan Tratnik czy jedenasty – Vincenzo Albanese.

Zacznijmy od krótkiego przypomnienia, jak wygląda profil pierwszego monumentu sezonu:

Charakterystycznym elementem najdłuższego wyścigu w kolarskim kalendarzu jest jego kompaktowość. Najistotniejsze rozstrzygnięcia niemal zawsze mają miejsce podczas ostatniej godziny rywalizacji, lecz pokonany wcześniej dystans odgrywa znaczącą rolę i eliminuje słabiej przygotowanych wytrzymałościowo kolarzy. Nie inaczej było tym razem, gdzie jeszcze przed najsilniejszymi zaciągami z powodu problemów żołądkowych z walki o zwycięstwo odpadł Tom Pidcock, a silne skurcze wykluczyły z jazdy w ucieczce Filippo Concę. Umiejętność generowania wysokiej mocy, pomimo tylu godzin spędzonych w siodełku to czynnik niezbędny aby liczyć się w walce o zwycięstwo w Mediolan-San Remo. Skupmy się teraz na cyferkach.

Spokojne początki

Początkowe godziny historycznego włoskiego wyścigu to absolutny relaks i pełen spokój panujący wewnątrz peletonu. Przez trzy godziny, które otwierały zmagania, zawodnicy, już po starcie honorowym, pokonali ponad 130 kilometrów. Jechali oni z wiatrem w plecy, który ułatwiał utrzymywanie wysokiej prędkości. Lider ekipy Bahrain – Victorious Matej Mohorič był wtedy doskonale osłaniany. Jego średnia moc z tego okresu wyniosła zaledwie 185 watów, ze średnim tętnem 121 uderzeń na minutę. Zgodnie z tym co sam Matej podaje na swoim profilu w aplikacji Strava, waży on 71 kilogramów.

fot. Strava Matej Mohoric

Równie oszczędnie jechał Mathieu van der Poel, którego moc z tego samego przedziału czasowego wyniosła zaledwie 10 watów więcej. Holender według znanych nam wartości, waży 4 kilogramy więcej niż Matej. Mathieu jechał z niższym tętnem, jego średnia z tego czasu to 114 uderzeń na minutę. Ewidentnie widać, iż tempo nadawane w początkowych fazach rywalizacji nie stanowiło żadnego wyzwania dla czołowych zawodników.

Passo del Turchino

Pierwsza trudność terenowa podczas Mediolan-San Remo! Passo del Turchino to podjazd, który wznosi się na 532 metry nad poziom morza, cała wspinaczka trwa długo, bo nachylenie o wartości około 1.5% utrzymuje się przez niemal 20 kilometrów, to najważniejsze są końcowe 2 kilometry i 200 metrów, na których się skupimy. To najtrudniejszy fragment wzniesienia, gdzie przeciętna stromizna to 5.3%. Jest to też pierwszy moment podczas rywalizacji, gdzie przeciętny amator mógłby wreszcie zacząć mieć problemy z utrzymaniem koła. Naturalnie nie doszło tam do żadnych podziałów w peletonie, góra ta znajduje się niemal 150 kilometrów przed finiszem, ale z pewnością ten kto miał w sobotę słabszy dzień, mógł to poczuć już tutaj. Przyszły triumfator – Mohorič, wjechał ze średnią mocą 383 watów, co przy jego wadze daje przeciętną 5.4 watów na kilogram z niecałych 5 minut. Nic imponującego dla zawodowca, ale tętno dochodzące do nawet 170 uderzeń na minutę nie przypomina już takiego relaksu, jak podczas minionych godzin

fot. Strava Matej Mohoric

Bardzo podobne wartości generowali liczący się później w końcówce: Vincenzo Albanese

fot. Strava Vincenzo Albanese

Czy trzeci na mecie – van der Poel:

fot. Strava Mathieu van der Poel

Capo Mele

Pierwsza z trzech charakterystycznych hopek dla wyścigu Mediolan-San Remo, czyli Capo Mele. Krótkie wzniesienie mierzące zaledwie 1500 metrów, o średnim nachyleniu wynoszącym 4.5%. Podjazd bardzo dynamiczny, trwający niecałe 3 minuty, lecz podczas sobotniej rywalizacji z pewnością były to dla gorzej przygotowanych kolarzy bardzo długie 3 minuty. Na Capo Mele było nadawane wysokie tempo, które miało jak najmocniej uderzyć w typowych sprinterów, czyli takich zawodników jak chociażby Fabio Jakobsen. Zacznijmy przyglądanie się danym ponownie od triumfatora. 27-letni Słoweniec ponownie popisał się wjazdem na mocy sięgającej 5.4 watów na kilogram. Niemal identyczne wartości wygenerować musieli wszyscy kolarze, którzy chcieli pozostać w głównej grupie, a tych na tym etapie rywalizacji było jeszcze bardzo wielu. Nic zabójczego, lecz to kolejny element składowy zmęczenia, jakie zbierało się w nogach zawodników po tylu pokonanych kilometrach.

fot. Strava Matej Mohoric

Ta sama wartość mocy w stosunku do wagi, a 50 watów więcej, generowane przez 10 kilogramów cięższego Norwega – Alexandra Kristoffa:

fot. Strava Alexander Kristoff

Capo Cervo

Drugie z krótkich wzniesień, stanowiących preludium do burzy, która nadchodzi na Cipressie oraz Poggio. Capo Cervo to łatwy pagórek o długości 2 kilometrów i średnim nachyleniu wynoszącym niecałe 3%. Gdyby nie to, iż mamy do czynienia z najdłuższym wyścigiem sezonu i charakterystyką jaką cechuje się pierwszy monument kolarskiego sezonu, zapewne w ogóle nie zwrócilibyśmy uwagi na taką trudność jak ta. Jednak przyjęło się, iż podczas Mediolan-San Remo, absolutnie każda możliwość do zmęczenia kolarzy gorzej radzących sobie na podjazdach, wykorzystywana jest do maksimum, jednak Capo Cervo jest chyba zbyt proste, nawet by podjąć próbę wykorzystania go w taki sposób. Zaczynając od Mateja – moc jaką wygenerował podczas 3 minut i 25 sekund „wspinaczki” wyniosła 314 watów, czyli w stosunku mocy do wagi, wartość zaledwie 4.4 na kilogram masy ciała.

fot. Strava Matej Mohoric

Podobne wartości wygenerował jego klubowy kolega – Jan Tratnik:

fot. Strava Jan Tratnik

Capo Berta

Ostatnie i zdecydowanie najtrudniejsze z wzniesień rozpoczynających się dźwięcznym włoskim określeniem „capo”. Capo Berta, czyli podjazd mierzący 1700 metrów o średnim pochyleniu 7%. To już brzmi o wiele poważniej niż poprzednik – Capo Cervo. O wiele poważniejsze okazało się także tempo wjazdu pod to wzniesienie, to właśnie tu z walką o końcowy triumf pożegnał się jeden z faworytów, zmagający się z problemami żołądkowymi Brytyjczyk Tom Pidcock. Wartości jakie utrzymać przez niecałe 4 minuty podjeżdżania utrzymać musiał przyszły triumfator Matej Mohorič czy jeden z cięższych zawodników w peletonie – Alexander Kristoff, aby utrzymać się w czołówce naprawdę imponują i udowadniają, że tutaj rywalizacja rozpoczęła się na poważnie. Słoweniec popisał się mocą na poziomie imponujących 6.4 watów na kilogram.

fot. Strava Matej Mohoric

Masywniejszemu Norwegowi udało się wjechać nieco bardziej oszczędnie, lecz na pewno nie lekko. Kristoff by pozostać w grze musiał wspiąć się ze znacznie wyższą mocą absolutną oraz ze średnim stosunkiem mocy do wagi na poziomie 6.1 watów na kilogram:

fot. Strava Alexander Kristoff

Imponującą mocą na Capo Berta popisał się także kolarz ekipy EOLO-Kometa – Vincenzo Albanese. Włoch nie dysponował tak mocną pomocą, jak wcześniej wspomniani Mohorič czy Kristoff, samotnie musiał przedzierać się przez peleton i wybierać odpowiednie koła do pilnowania, co z pewnością odbiło się na jego energii w samej końcówce. Tutaj Vincenzo wspinał się przez 3 minuty i 48 sekund ze średnią mocą 482 watów, ważąc według własnego profilu na Stravie – 70 kilogramów, co daje bardzo wysoką wartość 6.9 watów na kilogram masy ciała. Udowadnia to również, jak istotne jest posiadanie pomocników podczas takiej końcówki, jak końcowe kilometry wyścigu Mediolan-San Remo.

fot. Strava Vincenzo Albanese

Cipressa

Cipressa! Kluczowy podjazd sobotnich zmagań, góra gdzie doszło do ogromnych przetasowań i znacznego uszczuplenia peletonu. Po pokonaniu tego wzniesienia z przodu ostało się zaledwie około 40 kolarzy, to świadczy o jednym – tempo było piorunujące. Przypomnijmy, jak wygląda przekrój tej trudności:
Cipressa 2022 Milano-Sanremo5600 metrów wspinaczki o średnim nachyleniu 4%, mając ponad 260 kilometrów w swoich nogach, nawet taka góra wystarczy aby wyklarować najsilniejszych zawodników. Najlepsi potrzebowali 9 minut i 25 sekund by wjechać na szczyt. Matej Mohorič, by utrzymać swoją pozycję w czołówce musiał wygenerować przez ten czas 417 watów, czyli wartość 5.9 watów na kilogram.

fot. Strava Matej Mohoric

Osłaniający go Jan Tratnik, przy niższej wadze, potrzebował 7 watów więcej, by podjechać pod Cipressę z tą samą prędkością. Starszy Słoweniec utrzymywał moc na wyższym poziomie w stosunku mocy do masy ciała, była to wartość 6.2 w/kg.

fot. Strava Jan Tratnik

Bardzo podobne, wysokie, wartości generowali Mathieu van der Poel, Vincenzo Albanese czy Michael Valgren. Minimalnie tracić w końcówce zaczynał Alexander Kristoff, któremu w późniejszej fazie udało się wrócić go czołówki. Norweg do samego Mohoriča na Cipressie stracił 19 sekund, generując o wiele wyższą moc absolutną, lecz o 0.4 wata na kilogram mniej.

fot. Strava Alexander Kristoff

Poggio di Sanremo

Ostatnia góra dnia! Kultowe Poggio di Sanremo, czyli 3700 metrów o średniej stromiźnie osiągającej niecałe 4%.Poggio 2022 Milano-Sanremo

Absolutne show na ostatnim wzniesieniu dawał Tadej Pogačar przeprowadzając atak za atakiem. Na kontry decydowali się Primož Roglič i Søren Kragh Andersen, lecz finalnie nikomu nie udało się odjechać i pomknąć samotnie w kierunku via Roma w Sanremo. Na szczycie, około 10 osobowa czołówka była razem. Był tam między innymi, bardzo aktywny, Mathieu van der Poel, który był jednym z pierwszych, którzy decydowali odpowiedzieć się na zaciągi rywali. Holenderski mistrz wygenerował na Poggio 470 watów z 5 minut i 53 sekund, co daje 6.3 waty na kilogram.

fot. Strava Mathieu van der Poel

Na wykresie wyraźnie widać momenty, w których Mathieu musiał puszczać korby, by zmieścić się na ciasnych serpentynach podjazdu pod Poggio. Maksymalna moc sięgająca ponad 1200 watów pokazuje, jak trudno było odpowiadać na ataki rywali. O wiele oszczędniej podjazd pokonał Matej Mohorič, który starał się jedynie podążać za przeciwnikami, aby ostateczny cios zadać na zjeździe. Słoweniec nie wychylając się na podjeździe, utrzymywał moc na poziomie 6.1 watów na kilogram, czyli w jego przypadku było to 434 waty – prawie 40 mniej niż van der Poel!

fot. Strava Matej Mohoric

Po raz kolejny zjawiskową siłę udowodnił także Vincenzo Albanese. Włoch ponownie nie był najlepiej ustawiony, gdyż nie miał do dyspozycji odpowiedniego wsparcia ekipy w końcówce i polegał tylko i wyłącznie na sobie. Pokonał on Poggio utrzymując się tuż za najlepszymi, generując najwyższą wartość mocy w stosunku do wagi, bo aż 6.6 watów na kilogram, co przy jego wadze – 70 kilogramów, daje moc absolutną na poziomie 460 watów. Mało widoczny kolarz EOLO-Kometa, był naprawdę jednym z najsilniejszych kolarzy sobotniego wyścigu.

fot. Strava Vincenzo Albanese

Ostatni zjazd i końcowe kilometry

Do mety pozostał tylko techniczny zjazd i finisz na prestiżowej ulicy via Roma w samym centrum Sanremo.Last KM 2022 Milano-Sanremo

Zjazd w wykonaniu Mateja to istny majstersztyk techniczny, masa ryzyka, które przyniosło założony efekt. Mohorič był najszybszy, lecz niestety jego plik w tym miejscu jest uszkodzony i nie pokazuje prawidłowych wartości. Wszystko wraca do normy na wypłaszczeniu. Finałowe 3 minuty płaskiego terenu w wykonaniu 27-latka to nieprzerwana jazda na mocy przekraczającej 400 watów:

fot. Strava Matej Mohoric

U Słoweńca nie widać nawet momentu zawahania, korby puszczone tylko i wyłącznie w zakrętach i nieprzerywana praca, zupełnie inaczej wygląda to chociażby u Mathieu van der Poela, który znajdował się w grupie goniącej, gdzie nikt nie chciał wziąć odpowiedzialności pogoni na siebie. Robił to głównie Holender, Francuz Anthony Turgis oraz Belg Wout van Aert.

fot. Strava Mathieu van der Poel

Chociaż moc jest bardzo wysoka, a atomowy sprint po 300 kilometrach na poziomie 1350 watów, który dał 3. lokatę, robi wrażenie, to jednak sposób jazdy, który polegał na ciągłym zaciąganiu rywali, a nie zgodnej i płynnej współpracy, pozwolił nadrobić na płaskim terenie jedynie 3 sekundy do samotnie pracującego Mohoriča. Łączna moc znormalizowana jaką wygenerował Słoweniec, by wygrać wyniosła 271 watów.

Mam nadzieję, że taki sposób przedstawienia przebiegu pierwszego monumentu w roku przypadł państwu do gustu. Teraz wszyscy jesteśmy świadomi, jak ogromna praca stoi za takimi sukcesami i jak wiele (bądź niewiele) brakuje nam do zwycięstw w stylu Mateja na via Roma.

Poprzedni artykułVolta a Catalunya 2022: Sonny Colbrelli stracił przytomność tuż po finiszu pierwszego etapu
Następny artykułMichael Matthews: „To był długi czas bez wygranej”
Student III roku prawa Uniwersytety Łódzkiego. Były kandydat na kolarza z przeszłością w kategoriach juniorskich, obecnie kolarz - amator, pasjonujący się kolarskimi zmaganiami na wszystkich poziomach, od juniorów po World Tour.
Subscribe
Powiadom o
guest
10 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
saganito
saganito

Rewelacyjna analiza! Brawo!

Marcin
Marcin

Brawo, świetny materiał!

Michał
Michał

Super

Maciek
Maciek

Więcej takich artykułów. Świetne.

Tomasz
Tomasz

Super tekst. Pozdrawiam!

Michał
Michał

Super, więcej takich analiz!

Michal
Michal

Bardzo fajny tekst, oby częściej Pan pisał!

selos
selos

brawo

Gazda
Gazda

Super analiza!
Wielu czytelników na pewno chętnie zobaczyłoby ciąg dalszy na jakimś etapie górskim oraz sprinterskim!

artur
artur

mega! Dzięki!