Do każdego treningu mamy ze sobą podstawowe rzeczy, bez których jazda na Zwift’cie nie mogłaby się odbyć. Są to między innymi: bidony, ręcznik, coś do jedzenia, telefon. To taki „must have”, ale na rynku dostępne są urządzenia, które pomogą nam umilić czas na trenażerze, a czasem nawet poprawić naszą wydolność.

Nie od dzisiaj wiadomo, że jeśli się odwodnimy, albo jak to zdarza mi się mówić „zagotujemy” na trenażerze, to wydolność nam spadnie o ładnych kilka lub kilkanaście procent. Wtedy nie da się poprawnie wykonać jednostki treningowej. Z pomocą przychodzi pierwsze urządzenie.

Mam na myśli wentylator Wahoo Headwind. Ten niepozorny wiatrak potrafi zrobić niezły przeciąg. Największą jego zaletą, jest to, da się go zaprogramować do naszych potrzeb. Chodzi o to, że możemy go sparować z naszym czujnikiem tętna i będzie pracował z większą mocą jeśli nasze tętno podskoczy. Jeśli opadnie poniżej pewnej wartości, wiatrak będzie pracować na mniejszej mocy. Genialne!

Oczywiście strefy tętna i zakres jego pracy da się spersonalizować. Dla jednego zawodnika górny zakres jazdy tlenowej to 145-150 HR a dla drugiego 120 HR. Na szczęście każdy z nas jest inny, a podłączając Headwind’a da się to wszystko ustawić. Zatem nie przegrzejemy się na treningu, ani nie schłodzimy zbyt mocno. Nie wiem jak Wam, ale mi zdarzyło się przeziębić na trenażerze. Warto dodać, że praca wentylatora jest naprawdę cicha, strumień powietrza bardzo mocny na najwyższym biegu, a całe urządzenie wygląda schludnie.

Kolejny dodatek do jaskini wytopu to rocker plate. Niestety nie znalazłem jeszcze spolszczonej nazwy tego urządzenia, którą mógłbym uznać za właściwą. Co się czai za tym określeniem? Tak w skrócie to platforma, na której stawiamy rower wraz z trenażerem. Posiada ona dużo otworów, które pozwalają na zamocowanie różnego rodzaju trenażerów. Do czego to służy? Pozwala na pracę roweru na boki, jak również minimalnie w płaszczyźnie góra-dół. Jest zbudowany tak, aby móc pochłaniać wibracje generowane przez trenażer. Bardzo go sobie chwalą użytkownicy, którzy trenują w budynkach wielorodzinnych. Po prostu podłoga nie przenosi tak dużo hałasu. Kolejny plus to praca całej górnej części ciała. Korzystając z tego urządzenia rower nie jest jak przyspawany do podłoża. Zaangażowane do pracy zostają mięśnie głębokie. Producenci takich rocker plate’ów twierdzą też, że redukują one naprężenia, które występują w ramach rowerów podczas treningów na trenażerze.

Jak już będziemy się „gibać” na boki to okazuje się, że możemy też poruszać się w płaszczyźnie góra-dół. Dla bardziej wymagających użytkowników dostępne są dwa produkty: Wahoo Climb i Elite Rizer. Zasada działania jest taka sama. Mocuje się w nich przednie koło i należy je sparować ze Zwift’em. Pozwalają na odwzorowanie nachylenia do 20 % jak również zjazdu do 10 %. Co tak naprawdę daje jazda z takim urządzeniem?

 

Przede wszystkim to, że symulujemy realne warunki podjazdu. Praca wykonywana na stromych podjazdach nieco różni się o tej na płaskim. To przecież na podjazdach znacznie częściej stajemy w korby, zwłaszcza jeśli mamy powyżej 12-14%. Dodatkowo jest to kolejna rzecz, która wybija nas z nudy, z jaką niewątpliwie trzeba się zmierzyć podczas długich treningów. Dzięki temu domowe jazdy coraz bardziej zbliżają nas do realnych warunków. Obydwa te urządzenia są kompatybilne wraz z klasycznym zaciskiem, koła jak i sztywnymi osiami o różnej średnicy i długości. Warto dodać, że Elite Rizer pozwala również skręcać na trasach w Zwift.

Ostatnim gadżetem jest rzutnik. Często trenujemy wykorzystując małe wyświetlacze telefonów, tabletów lub komputerów osobistych. Zatem jeśli przeszkadza Ci taki stan rzeczy zainwestuj w rzutnik. Będzie on tańszym zakupem od markowego telewizora o dużych rozmiarach. Będzie też łatwiejszy do przeniesienia i ponownej instalacji. Jeśli lubisz patrzeć w duży ekran, myślę, że powinieneś się nad nim zastanowić. Tym bardziej, że będzie można go wykorzystywać nie tylko do aktywności na trenażerze. To chyba najbardziej nie Zwift’owe urządzenie, o których dzisiaj przeczytaliście.

Wszystkie te gadżety pomogą Wam zabić czas… Który jak wiemy na trenażerze płynie jakoś wolniej.

Poprzedni artykułBoże Narodzenie w polskim peletonie
Następny artykułNaszosowa zapowiedź sezonu: Voster ATS Team
Ekonomista, mazowiecki kolarz amator, wielbiciel ciastek, mięsożerca. Na co dzień wychowujący dwójkę dzieci, w wolnych chwilach znajdujący czas na treningi. Ulubione wyścigi : Giro i Strade Bianche.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Darek
Darek

To trzeba być milionerem…

Giancik
Giancik

Darmowa reklama tego co sprzedajecie