Jak co roku zapytaliśmy polskich kolarzy, jak spędzają Święta Bożego Narodzenia. Tym razem padło Michała Palutę i Michała Gołasia. Mistrz Polski sprzed dwóch lat i zawodnik, który niedawno pożegnał się z peletonem opowiedzieli nam o swoich świątecznych zwyczajach, postanowieniach noworocznych, najbardziej pamiętnych prezentach pod choinkę i treningach w okresie świątecznym.
Michał Paluta
Jeśli chodzi o kulinaria, to w moim domu królują pyszne boczniaki po kaszubsku, przyrządzane przez moją żonę. Oprócz tego przygotowujemy m.in ciasta, jak orzechowiec czy sernik, a także pasztet wegański z kaszy jaglanej. Muszę przyznać, że jestem wielkim fanem pasztetów. Najczęściej jadam taki z królika, ale gdy moja żona przeszła na weganizm, to zaczęliśmy robić właśnie pasztet z kaszy jaglanej. Okazał się tak dobry, że posmakował całej naszej rodzinie i teraz każdy o niego pyta. Ulubiona potrawa? Na pewno nie jest to karp – rzadko go jadam, bo niezbyt mi smakuje. Myślę, że mój wybór padłby na kutię, którą właśnie skończyliśmy [rozmawialiśmy w czwartek – przyp. red.]. Wiem, że w różnych regionach Polski przyrządza się tę potrawę inaczej – u nas jest to makaron albo kasza jaglana z makiem i dużą ilością bakaliów.
Muszę powiedzieć, że bardzo lubię gotowanie. Fajnie jest czasem pobawić się w kuchni – zwłaszcza wieczorami, dlatego czasem robię jakąś kolację dla siebie i żony. Niestety muszę się przyznać, że dopiero teraz mogłem pomóc żonie, która gotuje już od dwóch dni. Moim kolejnym świątecznym obowiązkiem jest robienie zakupów. Przywożę też choinkę, którą stawiam ją w domu, a następnie ubieram wraz z żoną. Później kładziemy pod nią zapakowane przez nas prezenty.
W swoim życiu dostałem mnóstwo fajnych świątecznych podarków, ale chyba najbardziej pamiętnym był zegarek na rękę z pulsometrem. To było jeszcze wtedy, jak byłem młodzikiem czy juniorem młodszym i wtedy te pulsometry dopiero wchodziły na polski rynek. Wtedy pomyślałem sobie: “O! teraz to już jestem poważny kolarz!”. Nawet niedawno, jak robiłem coś przy swoim liczniku, to wspominałem swojego pierwszego Polara.
Oczywiście przy tym wszystkim trzeba pamiętać o treningach, żeby się nie zapuścić [śmiech]. A tak na poważnie, to nie jest tak, że koniecznie musimy jeździć, żeby później móc jeść wszystkie przygotowane przez nas rzeczy. Możemy pozwolić sobie na 2-3 dni względnego luzu. Jeśli na chwilę odpuścimy dietę, to nic złego się nie stanie. Podchodzę do tego w ten sposób, że ten czas świąteczny jest po to, żeby spotkać się z rodziną, porozmawiać, zapomnieć o tej codziennej rutynie. Dla większości ludzi Wigilia jest dniem pracy, dlatego ja też wyjeżdżam na trening, ale później – w Pierwszy Dzień Świąt – od kilku lat sobie odpuszczam. Lubię sobie wtedy rano, na spokojnie wypić kawkę, później pójść do jednej cioci, do drugiej cioci, czy do babci, złożyć życzenia. W Drugi Dzień Świąt już robię trening, ale też nie czuję wtedy żadnego ciśnienia, nie mówię sobie, że muszę zrobić tyle i tyle kilometrów. Generalnie staramy się z trenerem tak ustalić mój plan, żeby ten okres świąteczny mógł być dla mnie okresem względnego luzu.
Michał Gołaś
Spędzam Święta u teściów. Przygotowaliśmy wcześniej z Agatą – moją żoną trochę rzeczy w domu – posprzątaliśmy, coś tam ugotowaliśmy. Choinka stoi od ubrana już 4 grudnia – kupiłem ją jeszcze przed zgrupowaniem, bo wiedziałem, że jak wrócę, to dzieciaki będą uważały, że jest za późno.
Teraz [rozmawialiśmy w piątek – przyp. red.] przyjechaliśmy do rodziców mojej żony – Agaty i mamy ciąg dalszy – przygotowujemy jedzenie, jakieś dekoracje itd. Ja zajmuję się rybami – na Wigilię jemy zawsze świeże, więc jest z nimi trochę roboty. Ja mam to szczęście, że jedna z moich cioć robi to zawodowo, więc trochę mi pomaga.
Moją ulubioną potrawą jest barszcz z uszkami – to danie chyba najbardziej kojarzy mi się ze Świętami. U mnie zawsze zaczynało się właśnie tym daniem, a wiem, że są też domy, w których zaczyna się na przykład grzybową albo śledziową.
Najbardziej pamiętam chyba prezent sprzed jakichś trzydziestu lat. Jak byłem małym chłopcem, to bardzo marzyłem o takim torze samochodowym. Dlatego byłem niesamowicie szczęśliwy, gdy znalazłem go pod choinką. Jeśli chodzi o postanowienie noworoczne, to nigdy nie bawiłem się w takie rzeczy. Życie kolarza samo w sobie wymaga pewnych wyrzeczeń, nie pracujemy w takim trybie, żeby takie postanowienia noworoczne miały jakiś sens. Tyle że teraz nie jestem już kolarzem, więc mam takie postanowienie, żeby się nie zapuścić, żeby cały czas, w miarę możliwości, utrzymywać dobrą formę. Po prostu “być fit”.
Mimo wszystko w te święta nie zamierzam jeździć na rowerze. Zawsze go ze sobą zabierałem – teraz tego nie zrobiłem i bardzo cieszę się, że nie muszę już spędzać części wigilii zamarzając na siodełku. Ostatnio za to zacząłem uczyć się biegać. Każdy mówi mi, że trzeba zaczynać małymi kroczkami. I na razie się do tego stosuję – zdrowie wprawdzie pozwala mi na szybkie bieganie, tylko nogi jeszcze nie nadążają.
A Paluta gdzie będzie jeździł?