fot. Tour de Pologne / Szymon Gruchalski
  • Michał Kwiatkowski (Ineos Grenadiers) nie zaliczył sezonu 2021 do najbardziej udanych. Jak powiedział w wywiadzie dla naszego portalu, otwarcie szampana pozwoliłoby mu spojrzeć na ten sezon z innej perspektywy. 
  • Polak opowiadał o trudnościach ostatnich miesięcy związanych z wciąż trwającą pandemią, zmianami w życiu prywatnym oraz dużą liczbą startów. 
  • „Kwiato” podzielił się również wrażeniami z „Owocowego Przełaju”, gdzie nieźle bawił się w błocie i w piachu.  

Rozmawiamy przy okazji uroczystego podsumowania sezonu Akademii Copernicus. Jako patron jesteś zadowolony z osiągnięć młodych adeptów kolarstwa?

W rzeczywistości podsumowaliśmy poprzednie dwa sezony, ponieważ w 2020 roku nie spotkaliśmy się z powodu pandemii. Ten czas był dla wszystkich bardzo trudny. Kolarze Copernicusa musieli poradzić sobie z odwoływanymi wyścigami, kwarantanną, zdalnymi lekcjami i trenowaniem jednocześnie. To naprawdę był dla wszystkich bardzo trudny okres. W obliczu tych wszystkich wydarzeń jestem dumny z tego, co Copernicus osiągnął i jak ciężko zapracował na to, żeby znaleźć się tutaj i cieszyć się z wyników. Dla mnie nie był to łatwy czas, a co dopiero mówić o bardzo młodych ludziach. Nie chciałbym być w skórze zawodników, którzy do tego wszystkiego muszą jeszcze chodzić do szkoły. Było to bardzo trudne do pogodzenia.

Na profesjonalnym poziomie wciąż zdarza się, że jakieś wyścigi nie odbywają się z powodu pandemii, w peletonie nieustannie wykonuje się testy na koronawirusa, trzeba nosić maseczki itd. Ale czy w minionym sezonie udało się chociaż w jakimś stopniu odnaleźć stary rytm?  

Zaczęliśmy teoretycznie zgodnie z planem, choć oczywiście początek sezonu był okrojony, jeśli chodzi o starty. Kilka wyścigów w styczniu oraz w lutym zostało odwołanych, natomiast ja mogłem dobrze wejść w sezon, trzymać formę przez cały czas i ścigać się w normalnym rytmie. Nie mogę powiedzieć, że był to jeden z moich najlepszych sezonów w karierze, ale z drugiej strony czułem się bardzo dobrze. Nie udało mi się sięgnąć po zwycięstwo, ale wiele razy włączałem się w walkę o zwycięstwo. O to w tym wszystkim chodzi – żeby czuć smak zwycięstwa i wiedzieć, że ma się możliwość wygrywać. To starałem się robić na wielu wyścigach w 2021 roku.

Kibice chcieliby oglądać ciebie na najwyższym stopniu podium, ale to prawda, że właściwie w każdym wyścigu jechałeś na czele, walczyłeś, animowałeś rywalizację i – tak jak chociażby w Tour de Pologne – stanąłeś  na podium klasyfikacji generalnej. Czego więc zabrakło, byś mógł powiedzieć: „To był jeden z moich najlepszych sezonów karierze”? Zwycięstwa?   

Na pewno otwarcie butelki szampana na podium pozwoliłoby mi zdjąć presję, jaką gdzieś tam na siebie nakładam i spojrzeć na ten sezon inaczej. Ścigam się przede wszystkim dlatego, żeby prędzej czy później walczyć o zwycięstwo. Dlatego fakt, że na IO czy na Tour de Pologne nie udało mi się tego dokonać, tylko dodatkowo motywuje mnie przed kolejnym sezonem.

W 2018 roku wygrałeś Tour de Pologne, więc chyba nie spoczywa już na tobie tak wielka presja odniesienie zwycięstwa w narodowym tourze?

Rzeczywiście poznałem smak zwycięstwa w tym wyścigu, ale nie jest tak, że mam już to w kieszeni i nie zależy mi na tym starcie. Nie zapomniałem, jakim pozytywnym uczuciem jest zwyciężanie i na pewno będę starał się wygrywać w kolejnych latach. Widziałem już trasę przyszłorocznego Tour de Pologne, jednak za wcześnie jest mówić o tym, czy stanę na starcie, czy nie. To, co można stwierdzić już teraz to fakt, że na pewno łatwiej będzie pogodzić Tour de France i Tour de Pologne, bo w tym sezonie było to niezwykle wymagające. Tour de France, IO, narodziny mojej córki, Tour de Pologne… To był dla mnie bardzo intensywny okres. Zresztą w ogóle był to dla mnie ciężki rok, więc mam nadzieję, że to wszystko trochę się uspokoi i nabiorę świeżości, by ponownie unosić ręce w geście triumfu.

Czy możemy powiedzieć cokolwiek o twoim kalendarzu na przyszły sezon?

Trudno mówić o konkretach, bo rozmawiamy w chwili, kiedy sytuacja pandemiczna znowu się pogarsza. Nie ma sensu wymieniać wyścigów, w których chciałbym rozpocząć sezon, bo może być z tym różnie. Jeśli chodzi o mnie, to będę musiał zastanowić się, jak pogodzić ardeńskie klasyki z Paryż-Roubaix, bo w związku z wyborami prezydenckimi we Francji termin rozgrywania tych wyścigów został zmieniony [10 kwietnia, kiedy to miało odbywać się „Piekło Północy” odbędą się we Francji wybory prezydenckie, w związku z którymi przeniesiono wyścig na Niedzielę Wielkanocną 17 kwietnia, Amstel Gold Race umieszczając w kalendarzu dzień później – przyp. M.W.]. Nie podjąłem jeszcze ostatecznej decyzji, czy pojawię się na Liège, na Roubaix czy może na Amstel. Będę się nad tym zastanawiał na grudniowym zgrupowaniu naszej drużyny na Majorce. Jeśli chodzi o drugą część sezonu, to myślę, że tradycyjnie będzie rozmowa o tym, jak pogodzić Tour de France z Tour de Pologne, może z Vueltą. Zależy, jak to wszystko się potoczy.

fot. Marta Wiśniewska / Naszosie.pl

Drużyna Ineos przechodzi dość poważną restrukturyzację na szczeblu kierowniczym i trenerskim. Odszedł główny trener Tim Kerrison, nowym głównym dyrektorem sportowym będzie Roger Hammond, a w rolę sir Dave’a Brailsforda ma wejść Rod Ellingworth. Czy w związku z tym coś dla ciebie się zmieni? Jak w ogóle postrzegasz te zmiany personalne?

W tej chwili nie jestem w stanie ocenić czy nawet próbować rozmawiać o zmianach strukturalnych w drużynie, ponieważ spotkamy się na zgrupowaniu na Majorce, gdzie te wszystkie zmiany, które następują zostaną nam przedstawione. Kto stoi w miejscu, ten tak naprawdę się cofa. Myślę, że kierownictwo drużyny Ineos podejmuje właściwe kroki ku temu, aby zmieniać drużynę oraz czerpać doświadczenie i wiedzę od ludzi z zewnątrz, którzy mogą świeżo spojrzeć na pewne sprawy.

Z obozu drużyny Ineos słychać głosy, że te zmiany są związane z potrzebą reagowania na to, jak zmienia się kolarstwo. Na co twoim zdaniem należy zwrócić teraz szczególną uwagę, gdy mówimy o samej rywalizacji, poziomie sportowym, sposobie rozgrywania wyścigów?

Myślę, że trzeba być bardzo elastycznym, czyli potrafić nadążać za zmieniającą się rzeczywistością. Sama pandemia pokazała nam, że wszystko w jednej chwili może przewrócić się do góry nogami. Wydawało nam się, że we współczesnych czasach nic nie może sprawić, że nie odbędą się np. wielkie toury. Kolejnym przykładem może być chociażby nasza rozmowa o moim kalendarzu. Mogę sobie coś planować, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, że muszę być gotowy do ścigania nie tylko wtedy, kiedy ja bym chciał, ale właściwie w każdym momencie. Kolarstwo zmieniło chociażby pod tym względem i drużyna musi operować tak, żeby rotować składem i być gotową na wszelkie nieprzewidziane wydarzenia. Ważne jest również to, aby nie odbijało się to negatywnie na dyspozycji zawodników. Jest to twardy orzech do zgryzienia dla managmentu. Ja na przykład myślę o tym, jak przygotować się do sezonu poprzez treningi – a nie tak jak kiedyś – wyścigi. Do czasu wybuchu pandemii to wszystko było dosyć proste, natomiast teraz jest trudniej trafić z formą na konkretny start.

Czujesz, że wpływa to na ciebie mentalnie? Jest trudniej być zawodowym kolarzem, który chce prezentować wysoki poziom właściwie za każdym razem, gdy przypina numer startowy do koszulki?

Staram się być poukładaną osobą nie tylko w kolarstwie, ale w ogóle w życiu. Kalendarz, treningi – wszystko ma być dopięte na ostatni guzik. Tymczasem odwołanie jakiegoś startu marnuje włożoną pracę i burzy ustalony grafik, dlatego jest to trudne – bez wątpienia. Dlatego tak to podkreślałem, gdy mówiłem o Copernicusie. Jak tylko ta pandemia się skończy, to ci młodzi kolarze będą mogli rozwinąć skrzydła, bo będzie pracowało się łatwiej.

Rozmawiamy dzień po wyścigu Owocowy Przełaj, w którym ponownie wziąłeś udział. Jak się bawiłeś w błocie i na piachu?  

Dla mnie ten wyścig to zawsze jest rollercoaster, a szczególnie wtedy, gdy dogania cię zawodnik i daje ci dubla (śmiech). Ty możesz mu na chwilę wskoczyć na koło i dopóki trasa jest w miarę łatwa, to jesteś w stanie je utrzymać, ale już wtedy, gdy trafiasz na jakąś techniczną przeszkodę, to czujesz się jak na karuzeli. Jest to na pewno fajne doświadczenie i zawsze pojawiam się tam z dużą dawką humoru. Jest to start u mojego przyjaciela Jarka Dąbrowskiego, który od kilku lat organizuje fajną przełajową imprezę. Podpatrywał, jak to się robi w Belgii i teraz chce robić coś podobnego w Polsce. Myślę, że robi fajną robotę nie tylko dla kolarstwa przełajowego, ale dla kolarstwa w ogóle. Bardzo się cieszę, że mogę być tego częścią i czerpać energię od kibiców, którzy dają niezłego czadu.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Michał Kwiatkowski (@kwiato)

A fizycznie upatrujesz w tym jakichś korzyści? Niektórzy kolarze wykorzystują przełaje do zimowych treningów czy poprawy umiejętności technicznych (jeśli oczywiście potrzebują)?

Jeżdżę na gravelu czy na rowerze przełajowym jak tylko przyjeżdżam po sezonie do Polski, czyli mniej więcej od października do grudnia. Jest to dla mnie odskocznia od szosy. To prawda, że przełaje bardzo dobrze uczą techniki. Gdy byłem młodym zawodnikiem, to dużo czasu spędzaliśmy w terenie – czy to na rowerze przełajowym czy MTB. To na pewno dało mi dużo w kwestii techniki. Jednak we wszystkim trzeba mieć umiar – nie mam zamiaru dopieszczać swoich przełajowych umiejętności, zastanawiać się nad tym, jaką szerokość opon zastosować itd. Nie mam na to czasu.

Tom Pidcock przyjął zaproszenie na Owocowy Przełaj?

Myślę, że prędzej czy później Tom pojawi się na Owocowym Przełaju. Jak tylko Jarek Dąbrowski pozyska więcej sponsorów, to z pewnością osobistości pokroju Toma będą się tam pojawiać.

Skoro wspomniałeś o sprzęcie, to chciałabym zapytać o hamulce tarczowe. Drużyna Ineos przeszła na tego rodzaju system hamowania jako jedna z ostatnich ekip World Tour. Co o nich myślisz? Jakie są wady i zalety „tarczówek” w warunkach wyścigowych?

Od zawsze uważam, że do każdego wyścigu trzeba starać się dopasować jak najlepszy osprzęt. W tym roku na przykład startowaliśmy w Paryż-Roubaix na nowych ramach z hamulcami tarczowymi i to był świetny wybór. „Tarczówki” świetnie sprawdziły się w trudnych warunkach atmosferycznych, ale także umożliwiły zastosowanie innych obręczy, opon itd. Natomiast nie wiem, jak to będzie w przyszłym sezonie. Mam nadzieję, że będziemy mogli skorzystać z luksusu doboru sprzętu do konkretnego startu – tak, żeby móc wyciągnąć z roweru jak najwięcej. Sprzęt nie może stanowić bariery w odnoszeniu sukcesów.

W Toruniu rozmawiała Marta Wiśniewska

Poprzedni artykułNaszosowa zapowiedź sezonu: UAE-Team Emirates
Następny artykułAlexander Vinokurov na prezentacji w Kazachstanie: „Mamy silny i ambitny skład”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments