Za nami kolejny jednodniowy wyścig w północnych Włoszech! Tym razem byliśmy świadkami rywalizacji w klasyku Mediolan-Turyn, który odbywał się na dobrze znanej trasie z finiszem na podjeździe pod Supergę. Jako pierwszy linię mety przeciął Słoweniec Primož Roglič (Team Jumbo-Visma), drugi był Brytyjczyk Adam Yates (INEOS Grenadiers) a trzeci Portugalczyk João Almeida (Deceuninck – Quick Step).
Kolarze klasycznie (wyłączając wyjątkowy zeszły sezon) ruszali w miejscowości Magenta skąd kierowali się w kierunku Turynu. Tam czekała na nich główna trudność dnia, czyli dwukrotnie pokonywany podjazd pod Supergę (4.9km, 9%). To właśnie na szczycie tego wzniesienia ulokowano linię mety. Całkowity dystans wynosił 190 kilometrów, a przewyższenie sięga 1750 metrów.
Po starcie zawiązała się sześcioosobowa ucieczka w składzie:
Oier Lazkano (Caja Rural – Seguros RGA), Mattia Frapporti (EOLO-Kometa), Joan Bou (Euskaltel – Euskadi), Davide Orrico (Vini Zabù), Kevin Vermaerke (Team DSM) oraz Juri Zanotti (Bardiani-CSF-Faizane). Największa przewaga jaką sobie wypracowali współpracujący kolarze wynosiła trzy minuty i trzydzieści sekund, wtedy peleton przyspieszył i rozpoczął niwelowanie różnicy. To był stosunkowo spokojny dzień, aż do momentu gdy na 65 kilometrów przed metą przyspieszenie ekipy Deceuninck – Quick Step poskutkowało rozerwaniem się peletonu na trzy części. Belgowie, jak to mają w swoim zwyczaju, doskonale wykorzystali silniejsze powiewy bocznego wiatru. Z przodu pozostało 23 kolarzy. Z tyłu zostały między innymi takie formacje jak: Astana Pro Team czy Cofidis.
Podczas pierwszego wjazdu pod Supergę zaatakował Fausto Masnada. Na jego akcje błyskawicznie zareagowali inni faworyci, więc na kontrę zdecydował się inny z Wilków – Mauri Vansevenant. Belgowi udało się oderwać, po zjeździe miał on 25 sekund przewagi nad rywalami. Rozpoczął się ostatni podjazd. Wtedy na czoło wyszedł Rafał Majka, Polak dał bardzo mocną zmianę, tak mocną że na jego kole został tylko Julian Alaphilippe. Głównie za sprawą Majki przewaga Mauriego błyskawicznie spadła. W gronie faworytów stopniowo podkręcać tempo zaczął Adam Yates. Jak się okazało Brytyjczyk był tak silny, że podążać za nim mógł tylko Primož Roglič. Słoweniec w swoim stylu zaatakował kilkaset metrów przed metą i pewnie triumfował.