Lachlan Morton
fot. EF Education - Nippo

W tle wydarzeń Wielkiej Pętli działa się rzecz niezwykła. Lachlan Morton, kolarz EF Education – Nippo, samodzielnie pokonał trasę wyścigu oraz wszystkie transfery między etapami i przeszło 5 dni przed peletonem dotarł do mety w Paryżu!

Jeśli nie słyszeli Państwo o tym wcześniej, to słowem wstępu – można przeczytać nasz ARTYKUŁ na ten temat, a w ogólności sytuacja prezentowała się tak, że 29-letni kolarz amerykańskiej formacji EF Education – Nippo Lachlan Morton wyruszył w samodzielną podróż trasą tegorocznej edycji Tour de France. Chciał w ten sposób poczuć się nieco jak za dawnych lat, kiedy to kolarze nie mogli liczyć na wsparcie wozów technicznych, a etapy były dużo dłuższe niż teraz.

Drużyna Jonathana Vaughtersa od lat specjalizuje się w wymyślaniu bardzo pokręconych wyzwań. Tym razem na Australijczyka czekało 5510km. Składało się na to 21 etapów, a także wszystkie transfery między nimi, które Lachlan pokonywał na rowerze. Spał w wiezionym przez siebie namiocie, żywił się gotując sobie na kuchence polowej bądź kupując w przydrożnych sklepikach, ogólnie żył nieco jak nomad. Widok roweru Cannondale obładowanego sprzętem z kolarzem jadącym w klapkach musiał być urzekający dla widzów.

Lachlan Morton
fot. EF Education – Nippo

Samo wyzwanie to nie tylko kilometry, ale i mordercze przewyższenia. Tych zawodnik uzbierał przeszło 66 tysięcy metrów. Na rowerze spędził w sumie 225h, a by poczuć się jak dawni kolarze ostatni transfer pokonywał na raz jadąc od rana do następnego poranka jednym ciągiem – przejechał wówczas przeszło 500km. Ubiegł peleton o ponad 5 dni, choć z początku mocno martwił się czy to się uda.

Cel był szczytny. Podczas swojej podróży Lachlan zbierał na akcję charytatywną. Wpłacać można dalej – na stronie, na której relacjonowane było całe wyzwanie, a którą znajdą Państwo pod TYM LINKIEM. EF i Rapha ze zgromadzonych środków zakupują rowery dla dzieci w ramach akcji World Bicycle Relief. Celem było 1000 maszyn, na ten moment licznik wskazuje już niemalże 3000 rowerów!

Przebieg wyzwania
Podobnie jak wszyscy kolarze tak i Lachlan zaczął w Breście. W momencie gdy peleton przecinał metę, Australijczyk obciążony sprzętem tracił do nich 80km, ale miał ogromną przewagę – nie musiał się zatrzymywać. W ten oto sposób dotarł on na kreskę 3,5h za „rywalami”, a następnie ruszył na start drugiego odcinka, który osiągnął w okolicach północy. Tam mając 300km w nogach udał się na pierwszy, zasłużony odpoczynek.

Lachlan Morton
fot. EF Education – Nippo

Już drugiego dnia stało się jasne, że Lachlan to jednak kolarz nie w ciemię bity i będzie w szalony sposób pokonywał kolejne kilometry trasy. Ruszył o 7:00 by tu cytat „zacząć uciekać peletonowi”. Jak powiedział, tak zrobił. Z perspektywy czasu wiemy, że główna grupa nie dogoniła go już nigdy. 250km w ciągu dnia, ostateczne pożegnanie się z dostępem do sprzętu ekipy, taki los kolarza „bawiącego się” w szalone wyzwania.

Lachlan Morton
fot. EF Education – Nippo

Co na pewno było bardzo ważne to fakt, że całe wyzwanie można było 24/7 śledzić w internecie. Kolarz był podłączony pod GPS, więc kibice, których zresztą z każdym dniem mu przybywało, mogli sprawdzać gdzie jest i szykować dla Lachlana różne niespodzianki. Tak jak na początku jego los był skazany głównie na niezbyt ciekawą kuchnię, tak pod koniec całe grupy potrafiły zapraszać go na lokalne smakołyki.

Lachlan Morton
fot. EF Education – Nippo

Zawodnik nie zwalniał. Jednego dnia było lżej – kończył po 10 godzinach, innego potrafił urządzić sobie maraton na poziomie 15 godzin w siodle. Z Bretanią pożegnał się niemalże 2 dni przed peletonem, albowiem 27-kilometrowa czasówka była dla niego zbawienną okazją do budowania sobie przewagi. Ktoś zapytałby po co tak uciekał? Tour de France 2021 kończy się dwoma długimi transferami – ten ostatni do Paryża liczy przeszło 500km. Tym samym Australijczyk nie mógł być w pełni spokojny, a że robił takie wyzwanie zapewne jako pierwszy to i ciężko było cokolwiek zaplanować na 100%.

Lachlan Morton
fot. EF Education – Nippo

I tak to mijały sobie nieco spokojniej kolejne dni wyzwania Australijczyka. Zrobiło się o nim jakby ciszej, bo i pognał w siną dal, codziennie przejeżdżał te 200, 300, czasem 400km i po prostu robił swoje. Nic go nie bolało, a największą bolączką była chyba przerzutka, która mu się rozładowała powodując, że jeden z górskich odcinków musiał w całości pokonać na jednym przełożeniu. Cóż, miało być jak w 1903 roku, ale ekipa dała sprzęt, który zdecydowanie do tamtych czasów nie przystawał. Kolarz pozbawiony tymczasem wsparcia wozu nie miał zwyczajnie jak felernej przerzutki przez dotarciem do punktu noclegowego naładować…

Lachlan Morton
fot. EF Education – Nippo

Nieco schodów zaczęło się przy pokonywaniu najcięższych, górskich etapów. O ile kolarze w peletonie pokonują je w „normalnych” godzinach, tak Lachlanowi zdarzyło się wspinać na szczyty tuż przed zmierzchem, gdy robiło się zimno, mgliście i ogólnie mało komfortowo. Przykładowo docierając do podnóża Mont Ventoux Australijczyka dopadł ogromny deszcz, przez co sen nie należał do przyjemności. Możemy na stronie przeczytać emocjonalny wpis kolarza sprzed startu do tego odcinka, w którym o tej górze wypowiadał się w ten sposób:

– To bardzo trudna wspinaczka i w tym roku wspinałem się tam już dwa razy w ciągu jednego dnia, więc myśl o zrobieniu tego ponownie, ale nie na rowerze wyścigowym i przy cieplejszej pogodzie, jest do bani.

Lachlan Morton
fot. EF Education – Nippo

Z perspektywy czasu Lachlan mógł zacząć tęsknić za deszczami. Upały ponad 30-stopniowe dawały mu w kość, do tego kumulacja zmęczenia była ogromna. Na pewno pocieszające mogło być to, że cel charytatywny został osiągnięty już 6 lipca i dalej każda kolejna donacja budowała już górkę wobec założeń. Co się działo w głowie Mortona i czy dochodziły do niego w pełni takie informacje może jednak wiedzieć tylko on, a pewnie niezłą książkę można by z tego napisać.

Luz przyszedł w okolicach Carcassonne, czyli na 15. etapie. Chyba każdy już wiedział, że Australijczyk zdąży przed peletonem do Paryża, więc zaczęły się elementy pokroju zwiedzania lokalnej kultury, posiłki pokroju steka z frytkami i inne przyjemności. Co prawda raz zdarzyło się pomylić mu trasę, przez co musiał troszkę nadłożyć i na nią wrócić, ale cóż, taka cena rozluźnienia.

Lachlan Morton
fot. EF Education – Nippo

I tak oto minęły mu góry, a zostało jedno, ostatnie wyzwanie, które sobie rzucił – najdłuższy etap w historii. Nawet dni, gdy pokonywał 300km i 5000m przewyższenia chowają się przy tym, że ostatniego dnia swojego wyzwania postanowił na raz przejechać 560km. Tuż przed startem tego wyzwania odwiedził go ojciec, który specjalnie na tą okazję przyleciał do Europy, a potem zaczęło się finałowe odliczanie.

Start skoro świt, jazda prawie 24-godzinna i wreszcie upragniona meta. Wtorek, godzina 5:55, Pola Elizejskie. On to zrobił. Ukończył najbardziej wyjątkowe Tour de France 2021 jakie tylko można sobie wyobrazić i nikt mu tego nie odbierze.

Poprzedni artykułTour de France 2021: Czy Mark Cavendish dowiezie zieloną koszulkę do Paryża?
Następny artykułSpodenki Assos Mille GTO – najwyższy poziom komfortu na długich dystansach!
Niegdyś zapalony biegacz, dziś sędzia siatkówki z Pomorza, przy okazji aktywnie grający w jednej z trójmiejskich drużyn. Fan kolarskich statystyk i egzotycznych wyścigów. Marzenie związane z tą dyscypliną? Wyjazd na Mistrzostwa Świata do Rwandy w 2025 roku.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Jacek
Jacek

No no, gość ma fantazję, no i formę ☺️. Chapeau bas!