Looking East from Col du Galibier

Nairo Quintana okazał się być najlepszym na tegorocznym „dachu” wyścigu, czyli na najwyżej ulokowanej górskiej premii danej edycji Tour de France. Tegoroczne Port d’Envalira nie było jednak specjalnie wyjątkowe, albowiem liczyło „ledwie” 2406m n.p.m.

Tour de France rozgrywane jest od 1903 roku i tym samym od tamtej edycji możemy dopatrywać się najwyższych punktów na trasie Wielkiej Pętli. Najgłębsza historia może i nie jest porywająca, albowiem pierwszym takim miejscem był szczyt Col de la République (1161m n.p.m.), niemniej pamiętajmy o jakich czasach i jak bardzo innym kolarstwie mówimy. Nie było jeszcze wówczas górskich premii, ale jako pierwszy przez to wzniesienie przejechał Francuz Hippolyte Aucouturier.

Już w 1910 roku kolarze po raz pierwszy pojawili się na dwutysięczniku – wówczas był to obecnie okryty legendą Col du Tourmalet (2115m n.p.m.). Zapewne niewielu się spodziewało, że od tamtej edycji już tylko raz zdarzy się by na trasie zabrakło jakiegokolwiek punktu z „2” z przodu – w 1982 roku najwyżej kolarze dotarli jedynie na Alpe d’Huez (1850m n.p.m.).

Wróćmy jednak raz jeszcze do wielkiej historii, albowiem już rok po zdobyciu przez zawodników Col du Tourmalet rekord został podniesiony. W latach 1911-1937, pominąwszy przerwę na I Wojnę Światową, przez wszystkie edycje „dachem” wyścigu był Col du Galibier (2556m n.p.m.). Pierwszym triumfatorem był tam Émile Georget, ale trzeba przyznać, że organizatorzy byli monotonni w ustalaniu trasy. Z drugiej strony być może to przez ilość przejazdów ta góra jest dziś prawdziwą legendą Tour de France…

Jeszcze przed II Wojną Światową rekord został wyśrubowany na szalony poziom za sprawą Col de l’Iseran (2770m n.p.m.). Ten alpejski szczyt to druga najwyższa góra używana przez ustalających trasy, albowiem pałeczkę najwyższego punktu Iseran stracił na rzecz Cime de la Bonette (2802m n.p.m.) w 1962 roku. Bonette przez organizatorów wykorzystywane było jednak wyjątkowo rzadko, albowiem jedynie 4-krotnie. Za pierwszym razem dach dachów zdobył wielki Federico Bahamontes, z kolei po górską premię podczas ostatniego z przejazdów, w 2008 roku, sięgnął tam wówczas mocno dziś zapomniany John-Lee Augustyn.

Ostatnimi laty w zdobywaniu najwyższych szczytów wyspecjalizowali się Kolumbijczycy – w 2018 roku na Col de Portet w Pirenejach wygrał Nairo Quintana, rok później pamiętny skrócony etap z metą na Col de l’Iseran jako pierwszy (acz bez wygranej) ukończył Egan Bernal, zaś w zeszłym roku na Col de la Loze genialnie zaprezentował się Miguel Ángel López. Także i teraz najlepszy był zawodnik z Ameryki Południowej, bowiem ponownie po dach Tour de France sięgnął Nairo Quintana.

guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments