fot. Giro d'Italia

Giacomo Nizzolo jeżdżący w barwach Team Qhubeka ASSOS sięgnął po zwycięstwo na 13. etapie Giro d’Italia. Był jego pierwszy triumf na odcinku Wielkiego Touru w długoletniej karierze.

Scenariusz na dzisiejszy etap La Corsa Rosa od początku był jeden – sprint z dużej grupy. Głównym faworytem do zwycięstwa był Giacomo Nizzolo – kolarz z największą liczbą miejsc w czołowej piątce etapu Wielkiego Touru (33), któremu jak dotąd nie udało się wygrać pojedynczego odcinka trzytygodniowego wyścigu. Raz przeciął linię mety na pierwszej pozycji (Giro d’Italia 2016), jednak został wtedy relegowany na koniec grupy ze względu na nieregulaminowy sprint.

Upragniony triumf aktualnego mistrza Włoch i Europy nadszedł dzisiaj. Nizzolo był zdecydowanie najmocniejszy ze wszystkich sprinterów i na końcowych metrach udało mu się wyprzedzić Edoardo Affiniego (Team Jumbo-Visma).

– Nareszcie! Dziś rano powiedziałem, że celuję w drugie miejsce i może to było kluczem do sukcesu. Chciałem zafiniszować i nie zostać zablokowanym w końcówce. Miałem dobre nogi i wszystko się udało. Edoardo Affini był dla mnie odnośnikiem, starałem się go złapać. Pojechał dziś świetnie i należą mu się gratulacje. Z powodu wielu rond na ostatnich kilometrach moja drużyna wyszła na czoło wcześnie, chciałem bezpiecznie dojechać do końcowych metrów i się udało. Czuję się bardzo szczęśliwy i jestem dumny z mojej drużyny

– mówił po etapie Giacomo Nizzolo.

Niewiele jednak brakowało, a Włoch z Team Qhubeka ASSOS ponownie ukończyłby etap Wielkiego Touru w czołowej piątce, ale nie na pierwszym miejscu. Wszystko za sprawą Edoardo Affiniego, który kilkaset metrów niespodziewanie oderwał się od grupy i był o krok o od zwycięstwa. Na ostatnich metrach szybszy wyprzedził go jednak Nizzolo, przez co musiał zadowolić się kolejnym drugim miejscem na etapie tegorocznej edycji Giro d’Italia.

– Jestem skołowany i nie wiem, czy powinienem być dumny, czy rozczarowany. Nie miałem w planach ataku, chciałem rozprowadzić Dylana (Groenewegena), ale w pewnej chwili zauważyłem, że nie ma za mną nikogo. Nie wiedziałem, co się działo i po prostu jechałem najszybciej jak mogłem. To był dla mnie wyjątkowy dzień, bo przejeżdżaliśmy przez moje rodzinne miasto, a tu, w Weronie, ukształtowałem się jako kolarz. Nie mogłem jednak przewidzieć takiego zakończenia

– mówił Affini cytowany przez biuro prasowe zespołu.

Poprzedni artykułNaszosowe oceny: Nigdy się nie poddawaj
Następny artykułMatej Mohoric: „Kask uratował mi życie”
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments