Po znakomitym występie w zeszłorocznym Giro d’Italia, Jai Hindley jest uznawany za jednego z faworytów tegorocznej edycji wyścigu. Australijczyk stara się jednak dystansować od takiego podejścia.
Ubiegłoroczny występ Jaia Hindleya w zeszłorocznym La Corsa Rosa był swego rodzaju niespodzianką. Australijczyk do samego końca liczył się w walce o zwycięstwo, przegrywając różową koszulkę na finałowym etapie jazdy indywidualnej na czas. Nie dziwi więc fakt, że przed zbliżającą się wielkimi krokami edycją wielu kibiców stawia go w roli faworyta. On jednak wcale się nim nie czuje.
Oczywiście byłoby miło wygrać czy stanąć na podium, ale nie nastawiam się na tak znakomity rezultat jak przed rokiem. Oczywiście miło było do końca liczyć się w walce, bo dodało mi to ogromnie dużo ambicji i świadomości na co mnie stać, ale nie chcę nakładać na siebie dodatkowej presji. Jesteśmy na wyścigu razem z Romainem i wspólnie będziemy walczyć o dobry wynik dla drużyny. Jeśli stracę kilka minut, na pewno postawię wszystko na pomoc koledze. Wierzę, że właśnie takie podejście będzie naszą siłą
– powiedział Hindley na konferencji poprzedzającej start wyścigu.
Pierwszy test dla znakomitego Australijczyka przyjdzie już w sobotę, podczas jazdy na czas w Turynie. Jego celem z pewnością będzie minimalizacja strat to najgroźniejszych rywali.