Jasper Stuyven był przed tegorocznej edycją wyścigu Mediolan-San Remo outsiderem, ale ostatecznie odniósł wspaniałe zwycięstwo – największe w swojej dotychczasowej karierze. Oto, co 28-letni kolarz drużyny Trek-Segafredo miał do powiedzenia na mecie na Via Roma w San Remo.
Stuyven zaatakował w idealnym momencie, korzystając z chwili zawahania w grupie faworytów. Czuł gdzieś głęboko, że tego typu akcja może dać mu zwycięstwo.
– Po prostu wiedziałem, że muszę spróbować – wszystko albo nic. Wolałem zaatakować niż walczyć w sprincie o piąte czy dziesiąte miejsce. W większości przypadków zostaniesz z niczym, ale tym razem zdobyłem wszystko. To jest niesamowite, wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Jestem bardzo szczęśliwy
– mówił na gorąco Jasper Stuyven.
Jedynym kolarzem, który zdołał dojść do koła kolarza Trek-Segafredo był Soren Kragh Andersen z Team DSM. Stuyven chciał wykorzystać ten fakt, by chociaż chwilę zregenerować się przed finiszem.
– Na ostatnim kilometrze, kiedy zobaczyłem, że Soren się zbliża, chciałem chwilę odpocząć przed szykaną. Te 300 metrów odpoczynku było mi potrzebne. Miałem nadzieję, że on chwilę pociągnie i tak się stało
– zdradzał kulisy swojej akcji Belg. Ponadto przyznał, że na końcowy sprint nie zostało mu w nogach nic, ale – jak się okazało – wystarczyło.
– U podnóża Poggio w peletonie wciąż było dużo szybkich kolarzy, dlatego wiedziałem, że jeśli zaatakuję, to będzie stanowiło to moją przewagę. Wszyscy trochę się na siebie oglądali, a ja w końcówce zjazdu na Poggio jechałem naprawdę szybko, słuchając się swojego instynktu. Powiedziałem swojemu przyjacielowi, że dam z siebie wszystko. Na moją korzyść grało to, że nikt nie miał przy sobie swojego kolegi z zespołu
– zakończył Jasper Stuyven.
Belg przed „klasykiem klasyków” miał w swoim palmarés zwycięstwa w m.in. Kuurne-Bruksela-Kuurne i Omloop Het Nieuwsblad, ale Mediolan-San Remo jest zdecydowanie jego największym jak dotąd sukcesem.