fot. Team INEOS

Ivan Ramiro Sosa wygrał dzisiejszy, królewski etap Tour de la Provence. Dla Kolumbijczyka jest to bardzo dobry znak na kolejne miesiące rozpoczynającego się sezonu.

Dzisiejszy etap zapowiadany był jako starcie Astana – Premier Tech, z Aleksandrem Własowem i Aleksiejem Łucenką na czele z Team Ineos, w którego składzie oprócz Sosy znalazł się także Egan Bernal. Niestety była to bardzo nierówna walka. Łucenko szybko został z tyłu, a jedyne, na co było stać Astanę, to krótki i właściwie nic nie wnoszący atak Harolda Tejady. Natomiast Ineos już na samym początku podjazdu pod Górę Wiatrów przejął kontrolę nad wyścigiem, której nie oddał już do samego końca.

To był dość trudny etap. Zespół pracował bardzo ciężko, a kiedy skończyliśmy, mogliśmy być z siebie bardzo zadowoleni. Naszym celem było narzucenie wysokiego tempa na ostatnim wzniesieniu i w odpowiednim momencie zaatakować miałem ja lub Egan. W tej chwili czujemy, że jesteśmy naprawdę mocni

– mówił dzisiejszy triumfator, dodając po chwili:

To przepiękna góra, ale jakże trudna! To chyba najlepszy możliwy sposób na rozpoczęcie sezonu. To, co się wydarzyło, z pewnością pozwoli mi znaleźć motywację do tego, by ciężko pracować przez całą resztę sezonu.

Wydaje się, że ta dodatkowa motywacja bardzo mu się przyda. W końcu po całkiem udanym sezonie 2019, w ubiegłym roku Kolumbijczyk spisywał się już mocno poniżej oczekiwań. Teraz 23-latek stoi przed dwoma ważnymi wyzwaniami – po pierwsze, utrzymać 19-sekundową przewagę nad drugim Eganem Bernalem do końca wyścigu (co nie powinno być trudne, biorąc pod uwagę profil niedzielnego – ostatniego etapu), a później przełożyć formę z Francji, na sukcesy w kolejnych, jeszcze bardziej prestiżowych wyścigach.

 

 

Poprzedni artykułMihkel Räim dla Naszosie.pl: „Chcę udowodnić ekipom, które mnie nie zatrudniły, że się myliły” [wywiad]
Następny artykułJulian Alaphilippe: „Myślę, że zdałem ten test z bardzo dobrym wynikiem”
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments