Mistrza świata Juliana Alaphilippe’a czeka bardzo intensywny sezon, który rozpocznie startem we francuskim wyścigu w Tour de la Provence (11-14 lutego), a zakończy dopiero podczas światowego czempionatu, który w sezonie 2021 zaplanowany jest we Flandrii (19-26 września). Potem przyjdzie wreszcie czas zmierzyć się z podjęciem ważnej decyzji, a mianowicie – w jakiej drużynie kontynuować znakomitą kolarską karierę. Między innymi o tych kwestiach charyzmatyczny Francuz opowiadał podczas prezentacji on-line drużyny Deceuninck-Quick Step, w której uczestniczyliśmy.
Alaphilippe zakończył sezon 18 października w wyścigu Ronde Van Vlaanderen, podczas którego zagapił się i wjechał w motocykl. Doznał podwójnego złamania dłoni – kontuzji, która wciąż jeszcze nie została w pełni wyleczona i uniemożliwia Francuzowi sprint z rękami na dolnym chwycie kierownicy.
– Moja dłoń ma się dużo lepiej niż na ostatnim zgrupowaniu w grudniu, ale wciąż nie jest idealnie. Codziennie chodzę na rehabilitację i jestem w stanie wykonywać już pewne ćwiczenia, ale wciąż nie mogę robić sprintów. Do powrotu do normalności potrzebuję kilku tygodni. Mam nadzieję, że do brukowanych klasyków wyleczę w pełni tę kontuzję
– powiedział Francuz i jednocześnie zapewnił, że kraksa ta nie wywołuje w nim wyłącznie negatywnych wspomnień z Wyścigu Dookoła Flandrii.
– Nie mam złych wspomnień z Ronde Van Vlaanderen, jedynie kraksa była nieprzyjemnym momentem. To był mój debiut w tym wyścigu i byłem nim bardzo podekscytowany. Uważam, że znajdowałem się w dobrej formie, a do momentu wypadku wszystko szło bardzo dobrze, moja drużyna także pracowała znakomicie. Deceuninck-Quick Step lubi ścigać się w klasykach, zawsze animujemy rywalizację, walczymy o zwycięstwo, dlatego jestem dodatkowo zmotywowany, by wrócić na „Flandrię” w przyszłości. Niczego specjalnego się nie nauczyłem – po prostu chcę tam jeszcze kiedyś wystartować i mam nadzieję, że obejdzie się bez kraks
– powiedział Alaphilippe, odpowiadając jednocześnie na pytanie jednego z dziennikarzy, czy wyciągnął lekcję z tej „głupiej” kraksy, która wydarzyła się przez roztargnienie.
Jeśli tylko planów nie pokrzyżuje pandemia koronawirusa, 28-latek zainauguruje sezon w domowej dla siebie „etapówce” dookoła Prowansji. Dlaczego wybrał właśnie ten wyścig na debiut w nowym sezonie?
– Chciałem zainaugurować sezon w Tour de la Provence, ponieważ miło będzie rozpocząć sezon w tęczowej koszulce we Francji. Startowałem w tym wyścigu kilka lat temu i myślę, że trasa będzie mi odpowiadać. Gdy pojawiła się ta opcja, pomyślałem sobie, że to bardzo dobry pomysł – bardzo się cieszę, że się tam pojawię. Nie mogę się doczekać inauguracji sezonu w Prowansji.
„LuLu” – jak pieszczotliwe nazywany jest we Francji Alaphilippe – nie chciał mówić o tym, jakie wyścigi chce wygrać, czy marzy o obronie tytułu mistrza świata albo o złotym medalu olimpijskim. Jasne jest, że kolarz tego kalibru chce wygrywać tam, gdzie się pojawi, a gdy mowa o największych i najbardziej prestiżowych imprezach, sztampowe pytanie o cele jest czystym faux pas. Tym bardziej bezsensowne stało się ono w czasach pandemii, kiedy nie można być pewnym jutra, a co dopiero wyścigu zaplanowanego na lipiec, sierpień czy wrzesień.
– Nie wiem jeszcze, jakie będą moje cele. Teraz koncentruję się na tym, aby odbudować formę fizyczną, ponieważ czeka mnie duży blok wyścigowy. Chcę dobrze prezentować się w pierwszej części sezonu, która zakończy się dla mnie dopiero w Liége-Bastogne-Liége. Będę musiał dobrze dysponować swoim siłami. Takie wyścigi jak Tour, igrzyska olimpijskie czy mistrzostwa świata to dopiero w drugiej części roku
– powiedział Julian Alaphilippe.
Pomimo że w 2019 roku Francuz spędził aż czternaście dni w maillot jaune, to później zaprzeczał, jakoby kiedykolwiek zamierzał wystartować w Tour de France z myślą walki o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. Tegoroczna trasa uchodzi za bardziej klasyczną – płaskie etapy na początku, „czasówka” przed górami, Alpy, etapy przejściowe, Pireneje i kolejna jazda na czas przed finałem w Paryżu. To model dla GC contenders, ale rouleur pokroju Alaphilippe’a z pewnością znajdzie coś dla siebie. Gdy zapytaliśmy go o zdanie na temat trasy Wielkiej Pętli 2021, odpowiedział:
– Ogólnie trasa Tour de France wygląda interesująco, ale mówiąc szczerze nie znam jeszcze dokładnie wszystkich profili etapów, jednak widziałem kilka interesujących mnie odcinków. W związku z tym będę chciał przyjechać na ten wyścig w jak najlepszej formie. Nie nastawiam się jednak na walkę o klasyfikację generalnej, choć nigdy nie wiadomo. W 2019 roku wyścig potoczył się dla mnie zupełnie inaczej niż myślałem
– zakończył Julian Alaphilippe.
King Julian zdążył zgromadzić duże doświadczenie i skompletować bogate pálmares, o którym marzy każdy młody adept kolarstwa. We współczesnych czasach jako jedyny sprostał oczekiwaniom bycia następcą Bernarda Hinault, a więc zadaniu, na którym jak dotąd polegli Warren Barguil i Romain Bardet. Alaphilippe wchodzi w najlepszy dla kolarza wiek – zasmakował sukcesów i porażek, „podpalając” się na linii mety w Liége oraz wjeżdżając w motocykl na „Flandrii”, pokazał, że nie jest maszyną. Jeśli pozostanie tym samym charyzmatycznym i wesołym chłopakiem, to nadal będzie radził sobie z francuskimi oczekiwaniami i młodymi rywalami, którzy zdążyli już napsuć krwi niejednemu staremu lisowi.
W prezentacji drużyny Deceuninck-Quick Step brała udział Marta Wiśniewska