fot. Le Tour

Listopad i grudzień, podobnie jak w normalnych przypadkach, są czasem kolarskich podsumowań i nie przeszkodził nam w tym nawet COVID-19. Korzystając z uroków jesiennych wieczorów czas spojrzeć na ostatnie miesiące jeszcze raz, analizując, co działo się na poszczególnych trasach. Dziś nieco bliżej przyjrzymy się polskiemu kolarstwu, które wbrew pozorom miało naprawdę przyzwoity sezon.

Czy z postawy naszych kolarzy w ciągu ostatniego roku możemy być zadowoleni? Ogólnie rzecz biorąc – oczywiście. W końcu Michał Kwiatkowski wygrał etap Tour de France, Rafał Majka ukończył Tirreno – Adriatico na podium, a cała masa mniej popularnych zawodników zdominowała imprezy niższych kategorii. Mimo to, jak zawsze, pozostał pewien niedosyt.

Wielkotourowe marzenia

Podobnie jak w poprzednich latach, na Wielkie Toury patrzyliśmy w dość prosty sposób. Po Rafale Majce i Michale Kwiatkowskim spodziewaliśmy się bardzo solidnych występów, a pozostali kolarze, tacy jak Kamil Gradek, Tomasz Marczyński czy Łukasz Wiśniowski mieli najzwyczajniej w świecie szukać swoich szans.

Co by nie mówić, tak właśnie było. Zacznijmy jednak od najsilniejszej dwójki. Czy Rafał i Michał sprostali oczekiwaniom zarówno swoim, jak i kibiców? I tak, i nie. W przypadku „Kwiato”, wszyscy byliśmy przekonani o tym, że będzie on ostatnim gregario Egana Bernala. „Na nasze szczęście” Kolumbijczyk nie był w wybitnej dyspozycji podczas Tour de France, co otworzyło przed mistrzem świata w Ponferradzie życiową szansę na zgarnięcie czegoś dla siebie. Na efekty nie trzeba było długo czekać – Polak okazał się najlepszy na 18. Etapie Wielkiej Pętli, choć i tam wydawało się, że jego zadaniem jest głównie pomoc Richardowi Carapazowi. Tak czy inaczej, Kwiato w końcu wygrał etap Wielkiej Pętli, co może mieć wpływ na jego karierę w najbliższych latach.

W przypadku Rafała Majki sytuacja jest dużo bardziej złożona. Znakomity góral z Zegartowic był jesienią w bardzo dobrej formie. Najpierw udało mu się otrzeć o zwycięstwo w bardzo dobrze obsadzonym Tirreno – Adriatico, by potem, przez 2 tygodnie zachowywać szanse na podium w Giro d’Italia. Niestety tym razem trzeci tydzień okazał się za trudny dla jego organizmu, który po zatruciu nie był już w stanie wrócić do pełnej sprawności. Tym samym „Zgred” na mecie w Mediolanie był 12., co z pewnością nie zaspokoiło jego ambicji. Można więc z czystym sercem stwierdzić, że Rafał walczył jak lew, ale nie był w stanie nawiązać do swoich największych sukcesów. A szkoda.

Niestety tym razem także pozostali polscy kolarze startujący w trzech najważniejszych etapówkach (które stanowiły trzon krótkiego sezonu) nie odegrali w nich wielkiej roli, choć także miewali swoje pięć minut. Maciej Bodnar był widoczny dość często, pracując na rzecz Petera Sagana, podobnie jak Paweł Poljański. Kolarze CCC z kolei za wszelką cenę starali się zgarnąć etap, co ostatecznie udało się Josefowi Cernemu. Bardzo blisko był też Kamil Małecki, którego występ także można zapisać wśród tych udanych. Co ważne, duży krok w kierunku cyklu World Tour w sezonie 2021 zrobił podczas Giro d’Italia także Kamil Gradek, który dał się przede wszystkim poznać jako bardzo skuteczny specjalista od jazdy na czas. Pytanie tylko, czy ta coraz mniej istotna umiejętność będzie w stanie przekonać włodarzy poszczególnych ekip, którzy po sezonie pandemicznym oglądają każdego dolara z dwóch stron.

Monumentalne rozczarowanie

Czy bardzo liczyliśmy na znakomity występ Michała Kwiatkowskiego w klasykach? Oczywiście! Szkoda więc, że jeden z liderów ekipy Ineos nie zdołał osiągnąć tego, na co tak ciężko pracuje. W Imoli, podczas mistrzostw świata, było naprawdę blisko. Skończyło się na czwartym miejscu i naprawdę dużym niedosycie. Tydzień później na więcej liczył więc zarówno sam zawodnik, jak i my. Niestety w La Fleche i Liege-Bastogne-Liege lepiej już nie było. Choć Kwiato walczył z całych sił, do czołówki ciągle brakowało „tego czegoś”. W szczególności było to widoczne podczas La Doyenne, gdzie ścisła czołówka wykonała o jeden skok za dużo. Gdyby nie to, losy wyścigu mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej.

Niezadowolony ze swoich jednodniowych wojaży może być też Rafał Majka, który próbował swoich sił w Il Lombardia, gdzie stał już kiedyś na podium. Niestety w jego przypadku tempo Jakoba Fuglsanga i Alexandra Vlasova okazało się za mocne już na podjeździe pod Muro di Sormano. Skończyło się na 24. miejscu i ponad 10 minutach straty. Bez historii.

Pozytywne doświadczenia

Cykl World Tour 2020 był zdecydowanie najkrótszym ze wszystkich, jakie w ostatnich latach powstały. Tym samym nie mieliśmy wcale wielu okazji do oglądania zawodników na trasach imprez nieco niższej kategorii niż monumenty czy Wielkie Toury. Mimo to można z nich wyciągnąć dużo pozytywów.

Jak już wspominaliśmy, przed Giro d’Italia ze znakomitej strony pokazywał się Rafał Majka, który na włoskim Tirreno – Adriatico stanął na podium. Wcześniej jednak, jeden z najbardziej doświadczonych polskich kolarzy zdołał jeszcze pojechać bardzo przyzwoity Tour de Pologne, gdzie uplasował się na czwartym miejscu, do samego końca walcząc o jak najwyższą pozycję. Show skradli mu jednak Remco Evenepoel oraz… Kamil Małecki, który w pierwszym wyścigu tej kategorii w karierze (!) zdołał uplasować się na szóstej lokacie, pokonując takich kolarzy jak Wilco Kelderman, Tim Wellens, Jay Hindley, Quinn Simmons czy Patrick Konrad. Robi wrażenie, prawda?

Niestety, pozostali polscy kolarze nie zrobili wielkiego szumu na imprezach rangi World Tour. Co prawda w naszym narodowym wyścigu kadra narodowa bardzo dzielnie walczyła na poszczególnych etapach, co ostatecznie Patrykowi Stoszowi dało tytuł najlepszego górala. Cóż, może podjazdy to nie specjalność młodego zawodnika Voster ATS, lecz sukces z pewnością cieszy.

Sukcesy zaplecza

Nie od dziś wiadomo, że kolarstwo to nie tylko wielkie imprezy i zwycięstwa na najtrudniejszych etapach w Alpach. Niezwykle istotne jest także to, jak poszczególne kraje wypadają w mniej znanych wyścigach, słabiej obsadzonych, które jednak pozwalają na zdobycie pewnej ilości punktów UCI.

W sumie, 4 polskie zespoły kontynentalne, odniosły aż 27(!) triumfów, co pozwoliło polskiemu kolarstwu nieco podskoczyć w klasyfikacji narodów (choć jednocześnie zabrakło nam nieco lepszych występów w czołówce). Co najważniejsze, ekipa Mazowsze Serce Polski zanotowała więcej niż wybitne kilka miesięcy, 13 razy ciesząc się z triumfów w różnych wyścigach (głównie na Bałkanach), co pozwoliło jej zwyciężyć w klasyfikacji UCI Europe Tour. To z kolei oznacza, że w przyszłym sezonie polski zespół będzie mógł korzystać z przywileju jazdy w wybranych przez siebie i bardziej prestiżowych wyścigach niższych kategorii na całym kontynencie.

Co ważne, w sezonie 2020 dokładnie z tej samej możliwości skorzystać mogła ekipa Voster ATS, która ze względu na pandemię nie mogła jednak w pełni wykorzystać przysługującego jej prawa. Mimo to nie da się ukryć, że podopieczni Mariusza Witeckiego ponownie zrobili dużo szumu, a sam projekt wygląda coraz lepiej z roku na rok (patrząc na przyszłoroczny skład, jesteśmy zdania, że team cały czas się rozwija). W tym sezonie skończyło się na pięciu triumfach i całej masie bardzo wysokich miejsc. W szczególności z dobrej strony prezentowali się Patryk Stosz i Piotr Brożyna, którzy mają za sobą najlepszy rok w karierze. Oby tak dalej!

Mówiąc o ekipach kontynentalnych, nie można zapomnieć o młodzieżowej ekipie CCC, która także dała o sobie znać w europejskich wyścigach. Przede wszystkim jednak, co dla polskiego kolarstwa może być ogromnym zyskiem, bardzo duży progres zrobił Stanisław Aniołkowski, który nie tylko wygrał mistrzostwa polski ze startu wspólnego, ale także nie dał szans rywalom w dwóch ważnych wyścigach na terenie naszego kraju – Wyścigu Solidarności oraz Bałtyk – Karkonosze. Co więcej, popularny Aniołek świetnie zaprezentował się także w MWG, gdzie jednak w górach nie miał aż tak dużo do powiedzenia co na płaskich finiszach (co oczywiście jest zrozumiałe).

Wydaje nam się, że Staszka Aniołkowskiego można z czystym sercem nazwać największym wygranym w polskim peletonie w sezonie 2020. Przez długi czas wiele wskazywało, że jego dyspozycja pozwoli mu podpisać nawet kontrakt w World Tourze, lecz ostatecznie skończyło się angażem w ekipie Bingoal. Mimo wszystko jest to sportowy awans, który może pozwolić na zaistnienie w takich imprezach jak chociażby Tour de Wallonie, Nokere Koerse czy Binck Bank Tour, a to z kolei może otworzyć mu drzwi do dalszego rozwoju kariery.

Co ciekawe, tym razem znacznie słabiej prezentowali się zawodnicy ekipy Wibatech 7R Merx. Poza Maciejem Paterskim ciężko znaleźć tam jasny punkt. Co więcej, wiele wskazuje na to, że w przyszłym roku nie zobaczymy już dobrze znanego zespołu w peletonie.

Koniec długiej historii

Niestety, żeby nie było tak kolorowo, musimy też wspomnieć o końcu jednej z najpiękniejszych historii w polskim kolarstwie. Mowa oczywiście o ekipie CCC, która przez prawie 20 lat była obecna na szosach na całym świecie. Po wielu latach tułania się w drugiej i trzeciej dywizji, w 2019 roku w końcu mogliśmy oglądać „Pomarańczowych” w cyklu World Tour. Kiedy wydawało się, że wszystko idzie w dobrą stronę, przyszła pandemia COVID-19, która, niestety, zmusiła Dariusza Miłka do zakręcenia kurka i odcięcia szosowców od jego pieniędzy.

Historia całego projektu CCC zasługuje jednak na całkowicie oddzielny materiał, który z pewnością pojawi się na naszych łamach w niedalekiej przyszłości. W sumie podopiecznym Piotra Wadeckiego udało się wystartować w ośmiu Wielkich Tourach, wygrywając jeden etap za sprawą Josefa Cernego. Przez zespół, przed czasami World Tour przewinęło się wielu znakomitych kolarzy, którzy później stanowili o siłach swoich zespołów. W cyklu WT z kolei mogliśmy oglądać wielkiego mistrza Grega van Avermaeta, reklamującego polską firmę obuwniczą.

Niezmiernie szkoda także młodzieżowego projektu ekipy CCC, który wydawał się być idealnym miejscem na dalsze rozwijanie się polskich talentów z czasów juniorskich. W końcu właśnie ekipę Development znakomicie wykorzystali tacy kolarze jak Kamil Małecki czy Stanisław Aniołkowski, którzy już za rok będą ścigać się „na swoim”.

Podsumowanie

Czego oczekiwać po kolejnym roku? Trudno powiedzieć. Wydaje nam się, że może być to jeden z ciekawszych sezonów dla polskiego kolarstwa. Praktycznie cała nasza czołówka zmienia bowiem barwy, a to lubi rozkręcić poszczególnych kolarzy. Ważne jest też, że wciąż nie wiadomo, czy Michał Kwiatkowski pozostanie w ekipie Ineos, a to może porządnie zmienić układ sił.

W przypadku zespołów niższych kategorii, nasze oczy na pewno będą zwrócone w kierunku ekip Mazowsze Serce Polski oraz Voster ATS. Oba teamy stać na zdominowanie cyklu Europe Tour, co może znacznie poprawić sytuację polskiego kolarstwa. Oby tak też było.

Poprzedni artykułVincenzo Nibali: „Dodałbym nieco więcej wyścigów do mojego kalendarza”
Następny artykułRuben Apers dołączy do Sport Vlaanderen – Baloise
Dziennikarz z wykształcenia i pasji. Oprócz kolarstwa kocha żużel, o którym pisze na portalu speedwaynews.pl. W wolnych chwilach bawi się w tłumacza, amatorsko jeździ i do późnych godzin nocnych gra półzawodowo w CS:GO.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments