fot. CPA Cycling

Dziewiętnasty etap Giro d’Italia 2020, dość niespodziewanie, zapamiętamy na długo. Patrząc na oryginalny profil, mogliśmy spodziewać się wycieczkowego tempa i finiszu z peletonu. Kolarze (a przynajmniej część z nich) zaprotestowali, co doprowadziło do skrócenia etapu. Następnie – zamiast walki sprinterów – zobaczyliśmy absurdalne odpuszczenie ucieczki. Jak, i dlaczego do tego doszło? Wyjaśniamy.

Organizatorzy zaplanowali na dziś 258 kilometrów po płaskim terenie. Nie wiemy, czy był to dobry pomysł, ponieważ najprawdopodobniej etap byłby nudny jak flaki z olejem. Tak czy siak, byliśmy przygotowani na kilka godzin procesji i to, co stało się dzisiaj, mocno nas zaskoczyło. Dziś rano na Twitterze zaczęły pojawiać się doniesienia, że zawodnicy złożyli protest, przez co organizatorzy musieli skrócić etap. Jak podawał Bernhard Eisel – kolarze zagrozili, że nie wystartują, jeśli trasa nie zostanie zmieniona.

Jak powiedział delegat Stowarzyszenia Kolarzy Zawodowych (CPA), porozumienie między ekipami zostało zawarte wczoraj wieczorem na grupowej konwersacji w komunikatorze Telegram. Kolarze nie chcieli ścigać się na tak długim odcinku w chłodzie i deszczu po pokonaniu trzech, bardzo wymagających etapów. Problemem był też bardzo wczesny transfer na start. Delegat CPA dodał też, że 16 ekip było za skróceniem dzisiejszego etapu. Jak się jednak okazuje – nie wszyscy o tym wiedzieli. Na przykład Vincenzo Nibali w powyścigowym wywiadzie mówił, że nie miał pojęcia o podjętej decyzji. Zaskoczony był też Arnaud Demare, który mówił, że dopiero przed startem dowiedział się, że trasa etapu zostanie zmieniona. Z protestem CPA nie zgodził się też Mauro Vegni – dyrektor wyścigu – który przed startem mówił, że „ktoś będzie musiał za to wszystko zapłacić”. Vegni powiedział też, że wielu kolarzy podchodziło do niego i pytało, dlaczego etap nie wystartował. Dyrektor wyścigu wskazywał też na fakt, że zawodnicy wiedzieli o tym etapie od dawna i powinni być do niego przygotowani. Po finiszu w Asti, organizatorzy poinformowali, że dzisiejsze nagrody zostaną przekazane na walkę z pandemią.

CPA, które złożyło protest, w oficjalnym komunikacie napisało, że dziękuje organizatorom za podjęcie decyzji o skróceniu etapu. Stowarzyszenie dodało też, że „skrócenie etapu nie wpłynie na jakość widowiska, a nie narazi układu odpornościowego na większe ryzyko podczas pandemii koronawirusa”.

Było więc wiadome, że etap zostanie skrócony. Zagadką było, o ile? Początkowo włoskie media donosiły, że zawodnicy będą mieli do pokonania 150 kilometrów. Następnie pojawiły się plotki o stu kilometrach, a ostatecznie kolarze ścigali się na 125-kilometrowym etapie z Abbiategrasso do Asti. Peleton wystartował o godzinie 14:30 i wydawało się, że to koniec przygód na dziś. Nic bardziej mylnego.

Już na początku od głównej grupy oderwało się kilkunastu kolarzy, którzy utworzyli ucieczkę dnia. Zawodnicy nie potrafili wyrobić sobie dużej przewagi nad peletonem, na czele którego jechała BORA-hansgrohe. Kolarze niemieckiej formacji ciężko pracowali na swojego lidera – Petera Sagana. Słowak zajmował drugie miejsce w klasyfikacji punktowej i tracił do liderującego Arnaud Demare’a 35 punktów. Oznaczało to, że matematycznie miał jeszcze szanse na przejęcie cyklamenowej koszulki. Tak się jednak nie stało, gdyż na około 60 kilometrów przed metą BORA-hansgrohe nagle odpuściła pogoń, przez co o zwycięstwo walczyli uciekinierzy.

Grupa Petera Sagana nie była wspierana przez żadną ze sprinterskich ekip. Jeśli się nad tym zastanowimy, to taka decyzja innych drużyn była bardzo logiczna. Wszyscy wiedzieli, że Arnaud Demare jest niemal nie do pokonania, więc nie chcieli ciężko pracować na czele peletonu, by na koniec wygrał Francuz, natomiast Groupama – FDJ nie chcieli stracić cyklamenowej koszulki w podobny sposób, co w zeszłym roku. Wtedy, na 18. etapie Giro d’Italia, kolarze Marca Madiot byli w bardzo podobnej sytuacji. W klasyfikacji punktowej prowadził Demare, który miał 13 punktów przewagi nad Pascalem Ackermannem. W końcówce wszystkie znaki na ziemi i na niebie wskazywały na to, że pierwsze trzy miejsca zajmą zawodnicy z ucieczki. Na finałowych kilometrach kolarze Groupamy dali bardzo mocną zmianę, dzięki czemu peleton złapał dwóch harcowników. Ostatecznie Arnaud Demare… znacznie przegrał finisz o drugie miejsce z Pascalem Ackermannem i stracił koszulkę lidera klasyfikacji punktowej. Kolarze Groupamy wyciągnęli lekcję z zeszłego roku i nie wtrącali się w pracę ekipy BORA-hansgrohe.

Osamotnieni zawodnicy niemieckiej ekipy podjęli więc decyzję o zaprzestaniu kilkudziesięciokilometrowej pogoni. Ten obrazek, jak i całe zamieszanie dookoła etapu zapamiętamy na długo. Miejmy nadzieję, że z kolejnymi odcinkami będzie podobnie, ale z powodu kolarskich emocji, a nie protestów i chaosu.

Źródło: Twitter La Flamme Rouge

Poprzedni artykułNaszosowe oceny (Vuelta): zabawa po hiszpańsku
Następny artykułPlan B – zapowiedź 20. etapu Giro d’Italia 2020
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments