Fot. Strava

Strava jest jedną z najpopularniejszych platform zarówno wśród amatorów, jak i zawodowych kolarzy. Na tą pozycję zapracowała sobie nie tylko długą obecnością w sieci, ale przede wszystkim funkcjami, bez których niektórzy nie wyobrażają sobie kolarstwa. Weźmy pod uwagę chociażby segmenty i rywalizację na nich, kreatora tras, czy wyzwania. Z czasem platforma ta zaczęła rozwijać się bardziej społecznościowo, co miało przyciągnąć kolejnych użytkowników. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że część funkcji nieco za mocno ingeruje w naszą prywatność.

Zacznijmy od najbardziej oczywistej rzeczy, a więc miejscu rozpoczęcia i zakończenia aktywności. Dla większości z nas będzie to miejsce zamieszkania oraz tym samym miejsce, w którym trzymamy nasz sprzęt. Jeśli dołożymy do tego zdjęcia, jakie dołączamy do naszych aktywności kolarskich, na których widać nasze wypasione rowery, to nagle Stava staje się doskonałą bazą danych dla potencjalnych złodziei rowerów z wyższej półki. Nie jest to nic nowego, ponieważ już nie raz organom ścigania udało się powiązać kradzieże rowerów z informacjami dostępnymi na Stravie. Właśnie ze względu na takie przypadki użytkownicy mają możliwość ustawienia „stref prywatności” (ang. privacy zones) o określonym promieniu wokół danego adresu. Jeśli taka strefa zostanie utworzona, a aktywność zostanie rozpoczęta lub zakończona w jej obrębie, to zapis z punktu rozpoczęcia i/lub do punktu zakończenia zostanie usunięty z widoku mapy. Jedyną niedogodnością związaną z działaniem stref prywatności jest brak możliwości rywalizacji na segmentach zaczynających i/lub kończących się w takich strefach. Jednak w mojej ocenie poczucie bezpieczeństwa jest ważniejsze niż rywalizacja na segmencie „pod domem”.

W styczniu 2018 roku świat obiegła wiadomość o tym, że dzięki funkcji mapowania najpopularniejszych tras treningowych, która została uruchomiona przez Stravę pod koniec 2017 roku, stało się możliwe wyznaczenie pozycji tajnych baz wojskowych. I tak oto po raptem kilku godzinach przed ekranem komputera do wiadomości publicznej można było podać lokalizację amerykańskich baz wojskowych w Afganistanie, trasy pieszych partoli rosyjskich wojskowych w Syrii, francuską bazę wojskową w Nigrze, czy włoską bazę woskową w Dżibuti. Mając takie informacje i odrobinę cierpliwości nie było wielkim problemem ustalenie adresu domowego żołnierzy biorących udział w zagranicznych misjach wojskowych (patrz poprzedni akapit). W tym przypadku problem leży po stronie dowództwa sił zbrojnych poszczególnych państw i procedur obowiązujących w bazach wojskowych, jednak gołym okiem widać, jak niebezpiecznym narzędziem może być Strava w niepowołanych rękach.

Potencjalnie równie niebezpieczną funkcją okazała się być Flyby, czyli funkcja umożliwiająca sprawdzenie obok kogo jechaliśmy lub biegliśmy. Okazuje się, że jeśli ktoś niekoniecznie jechał lub biegł obok nas, ale choć przez pewien czas trwania aktywności znajdował się w pobliżu nas, to zarówno w jego, jak i naszym podsumowaniu aktywności zostaniemy oznaczeni jako Flyby, a stąd już tylko krok do zobaczenia jak dana osoba wygląda, jak się nazywa, oraz gdzie mieszka. Wcale nie trzeba „śledzić” danej osoby na Stravie. O ile nie zaznaczyliśmy inaczej w ustawieniach prywatności (domyślnie każdy może nas zobaczyć jako Flyby), to wszystkie te dane może sprawdzić każdy, kto znajdzie się w naszym pobliżu podczas rejestrowania aktywności, która później trafi na Stravę. Wystarczy odrobina czarnowidztwa i już można sobie wyobrazić kilka bardzo groźnych scenariuszy. Dziwi mnie brak możliwości ustawienia opcji Flyby widocznej jedynie dla osób śledzących, ponieważ obecnie wybór jest binarny, tj. widzą mnie wszyscy lub nikt. Być może z czasem się to zmieni.

Ze Stravy korzystam niemal codziennie i pomimo że potrafiłbym bez niej żyć, to jednak z nią jest jakoś… fajniej. Jest ona po prostu świetnym narzędziem. Jednak Strava też ma swoje ciemniejsze oblicze i tak jak pokazałem w poprzednich akapitach może zostać wykorzystana w niecnych celach. Warto więc chociaż chwilę poświęcić na zmienienie swoich ustawień prywatności. O ile chęć dzielenia się swoimi treningami z całym światem rozumiem, to już ustawienie „stref prywatności” uważam za obowiązek.

Poprzedni artykułAnna van der Breggen: „Odkryłam, że trening jazdy indywidualnej na czas może być świetną zabawą”
Następny artykułNotatki z pobocza. „Wolę być szczęśliwy niż mieć rację”
Oficer marynarki handlowej z wykształcenia i zawodu. Pracę na morzu łączy z pasją do kolarstwa, a w szczególności do klasyków. Ma jedną wadę - lubi pływać przed i biegać po rowerze.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Justyna
Justyna

A czy da się mapę ogólnie wyłączyć z publicznego widoku? Bo w Endomondo tak się dało, a tu nie mogę znaleźć takiej opcji.