fot. Marek Bala / naszosie.pl

Aż 91 dni startowych. Prawie 14 tysięcy kilometrów, przejechanych w tempie wyścigowym. 33.300 kilometrów (jeśli wierzyć Stravie), przejechanych łącznie na wyścigach i treningach. To więcej, niż większość z nas przejeżdża w ciągu roku samochodem.

Wśród kolarzy z czołówki światowego peletonu tylko bracia Izagirre zbliżyli się w ubiegłym roku do tego wyniku. Gorka przejechał w wyścigach jeden dzień więcej, Ion – jeden mniej. Ale żaden z nich nie walczył o tak wysokie cele, jak Michał. Dostaliśmy zwycięstwo w Volta ao Algarve, Tirreno-Adriatico, Tour de Pologne. Kilka wygranych etapów, mnóstwo dobrych emocji. A do tego fenomenalny występ w Tour de France i trzy etapy, przejechane w czerwonej koszulce lidera Vuelty.

Kiedyś trzeba było za to zapłacić.

Rozmawiałem z kilkoma osobami, kiedy niepewny stawał się start Michała w Tour de Pologne. Wszyscy jak jeden mówili, że Michał jest po prostu potwornie zmęczony. Zresztą mówił o tym sam, choć część ludzi odebrała to początkowo jako usprawiedliwienie dla słabego sezonu. Ale ci, którzy kolarstwo znają lepiej z perspektywy kolarza, podkreślali, że to nie jest zwykły kryzys. To nie jest chwilowy spadek formy. To organizm upomina się o „swoje”. To zmęczenie narastało przez lata, aż w końcu, po kompletnie szalonym sezonie 2018 i mocnym początku bieżącego (pierwsze oznaki kryzysu pojawiły się dopiero pod koniec Paryż-Nicea), organizm Kwiato powiedział „dość”.

Podczas ubiegłorocznego Tour de Pologne zapytałem Michała, czy nie ma obawy, że dwa Wielkie Toury przed piekielnie trudnymi mistrzostwami świata to będzie za dużo? Odpowiedział wówczas, że chce spróbować czegoś innego, bo wcześniej stosowane schematy przygotowań też nie zawsze przynosiły spodziewane rezultaty. ” W sumie na tym to polega w kolarstwie, żeby próbować poznać swój organizm, a kiedy już osiągnę „dojrzały” kolarski wiek, będę to miał jakby „zaprogramowane” i łatwiej mi będzie dojść do szczytowej formy.” – mówił wówczas Kwiato.

Jedną z tych rzeczy, za które szanuję Kwiatka najbardziej, jest właśnie to, że każdego rozwiązania chce spróbować sam. Pewnie bez większych problemów znalazłby plan treningowy, odpowiadający jego charakterystyce. Ale w sportowej filozofii Michała doświadczenia innych są doświadczeniami innych, a jego kształtuje tylko to, czego sam doświadcza. Jestem przekonany, że tegoroczne doświadczenia uczynią go mocniejszym.

Decyzja o tym, że nie wystartuje w Yorkshire jest dla niego z pewnością rozczarowująca, bo na kolejne mistrzostwa świata o takim profilu trasy pewnie trzeba będzie jakiś czas poczekać. Ale jest jednocześnie decyzją niezwykle dojrzałą i odpowiedzialną, bo start za wszelką cenę byłby w tej sytuacji osłabieniem kadry biało-czerwonych, która z będącym w kapitalnej dyspozycji Rafałem Majką wcale nie jest zupełnie pozbawiona szans na sukces (choć oczywiście łatwo nie będzie).

Mam jednocześnie wielką nadzieję, że Michałowi uda się odbudować na tyle szybko i skutecznie, by śmiało mógł spojrzeć przed siebie na nowy cel, rysujący się na horyzoncie: igrzyska w Tokio. Za to trzymam kciuki najmocniej.

Tekst pochodzi w bloga www.czykier.com

Poprzedni artykułYorkshire 2019: Hiszpanie bez Enrica Masa i Mikela Landy
Następny artykułBenoit Cosnefroy uzupełni skład Francuzów na MŚ
Komentator kolarstwa, dziennikarz i bloger. Pisze i komentuje dla Eurosportu, publikuje w magazynie bikeBoard, kiedyś w Sport.pl, a na co dzień się swoją sportową pasją na blogu czykier.com.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments