fot. ASO/Alex Broadway

To właśnie podczas dwudziestego pierwszego etapu słońce zajdzie nie tylko nad Paryżem, ale również nad sto szóstą edycją wyścigu Tour de France. Jego końcówka z powodów niezależnych od człowieka nie wyglądała tak, jak wyglądać miała, ale i tak nie zabrakło emocji. Pola Elizejskie czekają na kolarzy. 

Jeśli zaszłaby potrzeba wytłumaczenia komuś, czym w wielkim tourze jest etap przyjaźni, to zamiast strzępić język, należy polecić włączenie telewizora. Nic przecież nie uczy tak dobrze jak praktyka.

Kiedy w sobotę po południu zapadną ostateczne rozstrzygnięcia w Wielkiej Pętli, producenci kolarskiej odzieży, rowerów i komponentów rozpoczną prace nad przygotowywaniem specjalnych edycji swoich produktów w barwach poszczególnych koszulek i klasyfikacji. Nie ma bowiem lepszej okazji do ekspozycji tychże niż podczas najbardziej prestiżowej kolarskiej parady, jaka rokrocznie odbywa się na przedmieściach i w samym Paryżu.

Kierownictwa drużyn zadbają zaś o kieliszki i szampana (a może nawet piwo), fotoreporterzy wyczyszczą karty pamięci w swoich aparatach ze zdjeć ukazujących mordęgę na górskich przełęczach, a inni wyjmą z kieszeni smartfony. Niech Państwo wpiszą wieczorem w mediach społecznościowych hashtag #TDF2019 i wejdą do internetu, a przekonają się, o czym teraz piszę.

W peletonie zwycięzcy poszczególnych zestawień i etapów odbiorą gratulację, utną wzajemne pogawędki, a oficjele dorzucą swoje trzy grosze. Z perspektywy stolicy Francji widzi się inaczej – zaczyna się doceniać podium, a nie płacze nad przegraną, etapowe łupy przemawiają jeszcze bardziej, czerwona latarnia wyścigu czuje dumę, że dała radę dojechać do mety. Naprawdę! A, i jeszcze saddle sore przestaje już tak dokuczać…

Po starcie w Rambouillet znajdują się dwie górskie premie czwartej kategorii, ale i tak pozostaną bez znaczenia. Białą koszulkę w czerwone grochy zapewnił sobie bowiem Romain Bardet (AG2R La Mondiale). Warunkiem ostatecznym jest tylko dojechanie do mety wyścigu. Już podczas rund na Polach Elizejskich będzie także lotna premia, ale zieloną koszulkę ma już na sobie Peter Sagan (BORA-hansgrohe) i nie zamierza jej już zdejmować.

To był wyścig Tour de France, na jaki wszyscy czekali od kilku lat. Debiutanckie zwycięstwa, mnóstwo niespodzianek, interesująca trasa, wspaniały Grand Départ w Brukseli, na którym mieliśmy przyjemność być, oraz dodające kolorytu i niezależne od nikogo perypetie pogodowe. Tylko Polaków w rolach głównych zabrakło…

Vive la France!  

PS Przypominamy, że transmisja telewizyjna z ostatniego etapu rozpocznie się później niż zwykle, bo o godz. 17:55. 

Poprzedni artykułVincenzo Nibali: „To było uczucie wolności”
Następny artykułStanisław Aniołkowski: „To dla mnie największy sukces w karierze”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments