fot. Jumbo-Visma

Wout Van Aert (Jumbo-Visma) zdecydowanie robi coraz większy postępy w kolarstwie szosowym. Jeszcze rok temu złapały go skurcze w końcówce 184-kilometrowego wyścigu Strade Bianche, a teraz ukończył na szóstym miejscu monument Mediolan – San Remo, w którym debiutował. 

Tak, to był mój najdłuższy wyścig w karierze pod względem dystansu, ale odczucie było takie, jakby nie był dłuższy na przykład od Tour of Flanders. Może nawet krótszy. Jest tak, ponieważ tylko końcówka jest ciężka. Mija długa droga zanim zrobi się ciekawie, ale tak, finał jest spektakularny i to jest fajne

– sprawozdawał Van Aert.

24-letni Belg znalazł się w grupce, która zawiązała się podjeździe pod Poggio, a potem powalczyła o zwycięstwo w całym wyścigu. Na ostatnich, płaskich dwóch kilometrach w San Remo zdołał jeszcze dołączyć do atakującego mistrza Europy Matteo Trentina (Mitchelton-Scott).

Tak, myślę, że ponownie coś udowodniłem i zdecydowanie czuję się dobrze. Po Strade Bianche mieliśmy dobre zgrupowanie, które teraz procentuje. Jestem bardziej niż gotowy na flamandzkie klasyki

– dodał Wout Van Aert.

Kilkakrotny mistrz świata w kolarstwie przełajowym zaczął zaznaczać obecność w kolarstwie szosowym w 2018 roku. Pomimo skurczów, które złapały go na finałowym podjeździe w Sienie, zdołał stanąć na najniższym stopniu podium Strade Bianche, we Flandrii był dziewiąty, zaś w Paryż-Roubaix trzynasty.

Kilka tygodniu temu ponownie zanotował trzecią lokatę w Strade Bianche, a w prawie trzystukilometrowym wyścigu z Mediolanu do San Remo udowodnił, że w długich szosowych wyścigach jest w stanie walczyć nawet o zwycięstwo. Warto przy tym pamiętać, że wyścig przełajowy trwa około godziny.

Oczywiście, że zawsze myślę o zwycięstwie, jednak w debiucie towarzyszą ci jednak jakieś wątpliwości. Pomimo to jestem szczęśliwy, że znalazłem się w tej ostatniej ucieczce

– mówił Van Aert, który jechał w niej z m.in. byłymi i obecnym mistrzem świata – Peterem Saganem (BORA-hansgrohe), Michałem Kwiatkowskim (Team Sky) oraz z Alejandro Valverde (Movistar).

Na szczycie Poggio po prostu walczyłem, aby utrzymać koło. Widziałem, że mamy całkiem dobrą przewagę, a czekał nas jeszcze techniczny zjazd. Wydawało się, że nikt nie chce nadawać tempa. Być może powinienem bardziej uwierzyć w swój sprint, ale z drugiej strony dobrym pomysłem było to, aby uciec. Czasami to zadziała, a czasami nie. Zaczynam dowiadywać się, jak trudny jest wyścig Mediolan – San Remo – dostaje się w nim po prostu jedną szansę

– zakończył Wout Van Aert.

W najbliższy piątek Van Aert będzie ścigał się w brukowanym wyścigu jednodniowym E3 BinckBank Classic, zaś w niedzielę w Gandawa-Wevelgem. Następnie wystąpi oczywiście we Tour of Flanders i w Paryż-Roubaix.

Poprzedni artykułGP de Denain 2019: Mathieu van der Poel bezkonkurencyjny!
Następny artykułJohn Degenkolb: „Pierwszy monument jest dla nas wielkim rozczarowaniem”
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments