Lotto-Soudal / PHOTONEWS

Jego historię skrywa mgiełka tajemnicy. Nie odcisnęła ona na nim piętna jak na pięciu największych wyścigach jednodniowych dyscypliny, noszących w sobie wierny portret kolarstwa z czasów, kiedy rywalizacja na tych samych szosach i pośród tych samych wzgórz wydawała się bardziej heroiczna i naznaczona niemodnym dziś romantyzmem. A jednak jak w żadnym innym wyścigu, właśnie w nim pobrzmiewają te dawno zapomniane nuty sprawiając, że w ciągu zaledwie kilkunastu lat, wbrew wszelkim regułom wdarł się on do naszych serc i zaraził je nieuświadomioną wcześniej tęsknotą za pięknem. Nie jest jednym z monumentów kolarstwa i być może nigdy nim nie zostanie, jednak to jemu każdego roku jednogłośnie przyznawana jest nagroda publiczności. Za toskańskie wzgórza, meandrujące białe drogi, najdoskonalszą z pereł renesansu i tę jedną rzecz, która choć nie daje się zmierzyć ani zważyć, w pełni determinuje naszą tożsamość. Oto Strade Bianche, dusza romantycznego kolarstwa i punkt, w którym północ spotyka południe.

Na czym polega magia Strade Bianche? Już sam fakt rozgrywania imprezy w Toskanii oznacza, że przenosi nas ona do miejsc, o których większość z nas mniej lub bardziej skrycie marzy. Przyjemnie obłych wzgórz i winnic oblanych tym jedynym w swoim rodzaju światłem, od wieków inspirującym najwrażliwsze artystycznie dusze. Na mapie pojawia się również Siena, dzięki zjawiskowej lokalizacji i doskonale zachowanemu zabytkowemu centrum skutecznie rywalizująca z Florencją o miano najpiękniejszego miasta regionu.

Równie wyjątkowa jest trasa Strade Bianche i doprawdy zastanawia, dlaczego przekucie doświadczeń płynących z regularnie odbywających się imprez dla amatorów rozgrywanych w okolicach Sieny na kolarski wyścig z prawdziwego zdarzenia zajęło tyle lat. Jest w niej wszystko, co można sobie wymarzyć i co sprawia, że na tle innych punktów szosowego kalendarza ma absolutnie unikalny charakter: zapierające dech krajobrazy, krótkie i sztywne podjazdy, niespotykane nigdzie indziej sektory białego szutru i końcówka, której sceneria zasługuje na odrębny akapit.

Kiedy myślę o najbardziej spektakularnych końcówkach klasyków, z oczywistych względów pierwsze do głowy przychodzą Fleche Wallonne i Milano-Sanremo – te imprezy z imponującą skrupulatnością i namysłem torturują uczestników i widzów brakiem jakiejkolwiek akcji na zdającym się dążyć do nieskończoności dystansie, by fundować swoiste trzęsienie ziemi na ostatnich kilometrach. Obfitujące w wydarzenia Strade Bianche depcze im jednak po piętach, ponieważ 800-metrowy podjazd na Via Santa Caterina w Sienie jako wielki finał wyścigu jednodniowego sprawdza się wprost idealnie: jest niezwykle selektywny, wymaga dynamiki i taktycznego błysku, no i cudownie wygląda na fotografiach…

Innym czynnikiem sprawiającym, że Strade Bianche nazwać należy wyjątkowym punktem na kolarskiej mapie jest fakt, że zawodnik niemal każdej specjalności ma realne szanse na odniesienie zwycięstwa. Wykluczyć należy płaskolubnych sprinterów i napędzanych dieslowskimi silnikami górali, jednak kombinacja umiejętności koniecznych do odniesienia sukcesu w tym wyścigu sprawia, że lista pretendentów do triumfu na Piazza del Campo zawsze jest zadziwiająco obszerna. Wystarczy powiedzieć, że na podium stawali Fabian Cancellara, Alessandro Ballan, Thomas Löfkvist, Michael Rogers, Damiano Cunego, Michał Kwiatkowski czy Tiesj Benoot by zrozumieć, jak szerokie jest spektrum możliwości.

Jaki zatem jest klucz? Utrzymywanie wysokiej pozycji w grupie, która często pękać zaczyna w bardzo wczesnej fazie rywalizacji i odrzucenie zachowawczej taktyki, która nieczęsto się tu sprawdza. Dynamiczna jazda na krótkich, sztywnych podjazdach, skuteczne wgryzanie się w kolejne szutrowe sektory i sprytne żonglowanie siłami tak, by znaleźć się z przodu stawki, jednak zachować energię na decydujący ostatni kilometr. Jak trudną sztuką jest rywalizacja na białych drogach potwierdza fakt, że niemal każdego roku o triumf walczy garstka tych samych zawodników, a nazwiska w czołowych dwudziestkach kolejnych edycji imprezy wykazują nietypową dla z natury nieprzewidywalnych wyścigów jednodniowych powtarzalność.

Po zeszłorocznej edycji Strade Bianche, która ze względu na trudne warunki atmosferyczne i heroiczne wyczyny każdego z trójki zawodników, którzy ostatecznie stanęli na podium w Sienie, przetrwa w naszej pamięci jako bez mała legendarna, prawdopodobnie musimy nieco zredukować oczekiwania. Nie od dziś wiadomo, że pogoda jest jednym z głównych czynników dyktujących warunki i determinujących taktykę we włoskim klasyku, a ta zapowiada się tym razem bardzo korzystnie. Będzie słonecznie, a umiarkowane podmuchy wiatru powinny utrudnić rywalizację głównie na najbardziej wyeksponowanych odcinkach szutrów, prowadzących przez wzgórza Crete Senesi. Wiele zatem wskazuje, że ponownie zobaczymy charakterystyczne dla większości rozegranych w tej dekadzie edycji imprezy oblane promieniami toskańskie pagórki i podążające za peletonem tumany białego pyłu. Sam wyścig natomiast najprawdopodobniej i tak okaże się fantastycznym widowiskiem, ponieważ organizatorom Strade Bianche udało się zebrać wszystko, co kochamy w kolarstwie i zmieszać to w idealnych proporcjach, w rezultacie tworząc trasę idealną, z finałem w idealnym mieście.

Zważywszy na niemowlęcy w stosunku do największych wyścigów jednodniowych kolarskiego kalendarza wiek toskańskiego klasyku, jego trasa charakteryzuje się już bardzo dobrze ugruntowanym formatem, z roku na rok podlegając najwyżej kosmetycznym zmianom, a tegoroczna jest wierną kopią tej, która przyczyniła się do rozegrania spektakularnego pojedynku w ubiegłym sezonie. A zatem podobnie jak przed rokiem, również 13. edycja Strade Bianche rozpocznie się i znajdzie swój kres w zachwycającej Sienie, w międzyczasie zakreślając wśród toskańskich wzgórz symbol nieskończoności o łącznej długości 184 kilometrów.

Głównymi trudnościami będą wspomniane już sztywne podjazdy i sektory szutru, często natomiast kombinacja jednych z drugimi. Spośród tych pierwszych za największe wyzwanie uznać należy Montalcino (4 km, 5%) i końcowy podjazd pod Via Santa Caterina (800 m, 6.5%, max. 16%). Podobnie jak przed rokiem, zawodnicy marzący o triumfie na Piazza del Campo zmuszeni będą do zmierzenia się z jedenastoma odcinkami białych dróg, których łączna długość ponownie wyniesie 63 kilometry. Choć o miejscu, w którym dokonuje się wstępna selekcja często decydują warunki atmosferyczne, a za punkt otwierający zasadniczą część rywalizacji uznać można już podjazd pod Montalcino (66. kilometr rywalizacji), największe piętno na losach rywalizacji powinny wywrzeć najtrudniejsze w decydującej części trasy sektory Monte Santa Maria i Colle Pinzuto. Choć solowe rajdy na długo zapadają w pamięć, najbardziej emocjonujące edycje Strade Bianche to te, podczas których walka o triumf toczy się w grupie kilku zawodników, a zwycięzcę poznajemy dopiero na Via Santa Caterina. Jeśli prognozy pogody i wyśmienita forma wielu zawodników uznawanych za prawdopodobnych pretendentów do tytułu mogą być tu wskazówką, wiele wskazuje na właśnie taki scenariusz.

Strade Bianche jest wyścigiem wyjątkowym. Nie tylko ze względu na niepowtarzalną trasę, piękny finał i zachwycające okoliczności przyrody. Nie tylko ze względu na fakt, że w tę jedną sobotę marca krzyżują się drogi specjalistów od północnych klasyków, dynamicznych sprinterów, górali i zawodników, dla których toskański klasyk okazał się długo poszukiwaną i trudną do jednoznacznego sklasyfikowania niszą. Również dlatego, że doskonale wiemy, kto jutro będzie walczył o zwycięstwo i wiemy, że będzie to pojedynek największych zawodowego peletonu – bardzo różnych, ale walczących o ten sam cel.

Jak skutecznie walczyć o zwycięstwo w Strade Bianche doskonale wie Zdenek Stybar (Deceuninck-Quick-Step), który co prawda z doproszeniem się o należny mu kawałek tortu w przepełnionej charyzmatycznymi liderami ekipie Patricka Lefevere’a miał zawsze ogromne problemy, ale nie tego dnia i nie tam. Po otwierającym sezon wiosennych wyścigów klasycznych weekendzie wydaje się również, że po zimowym przewietrzeniu belgijskiej drużyny Czech znalazł dla siebie właściwe miejsce, a jego obecna forma nie podlega dyskusji. Jako były mistrz świata w przełajach, Stybar doskonale radzi sobie z trudnymi technicznie szutrowymi odcinkami, i chociaż można podejrzewać, że zdecydowanie wolałby kolejną deszczową edycję Strade Bianche, w słoneczne dni sama Via Santa Caterina wystarczała mu do zdystansowania rywali. I jeśli 33-latek sam w sobie nie wydaje się dostatecznie dobrą opcją, drugim asem w talii ekipy Deceuninck-Quick Step będzie debiutujący w wyścigu Julian Alaphilippe. Potrafi się ścigać na urozmaiconych nawierzchniach, potrafi się wspinać w górach, a na stromych i krótkich ściankach jeszcze lepiej. Brakuje mu doświadczenia w Strade Bianche, ale Woutowi Van Aertowi przed rokiem brakowało go bardziej. Jedna drużyna, dwóch faworytów.

Tiesj Benoot (Lotto Soudal) dość długo nie mógł się zdecydować kim zostać, kiedy już dorośnie, jednak wyzwania stawiane przez zeszłoroczną edycję Strade Bianche pozwoliły mu wykorzystać swój “klasyczny” rodowód, wrodzoną wytrzymałość  i zamiłowanie do rywalizacji na nieco dłuższych podjazdach, tym samym przekładając się na imponujące i przełomowe dla kariery młodego Belga zwycięstwo. 24-latek wystartuje w sobotę z numerem jeden na plecach, jednak żeby pokusić się o powtórzenie zeszłorocznego sukcesu, będzie musiał zdecydować się na kolejny atak z dystansu, czego tym razem nie ułatwią korzystne warunki atmosferyczne. Nie ma też pewności, czy Benoot mógł w pełni przygotować się do sobotniej rywalizacji po kraksie, która zakończyła jego udział w Omloop Het Nieuwsblad. W przypadku niedyspozycji obrońcy tytułu, ekipa Lotto Soudal będzie mogła liczyć na Tima Wellensa, który jest zastępstwem idealnym w tym sensie, że nie wymaga wprowadzenia jakichkolwiek korekt w zakresie taktyki. 27-latek uwielbia ten wyścig, bo potwierdził stając na podium obok Michała Kwiatkowskiego i Grega Van Avermaeta przed dwoma laty, a wespół z Benootem tworzy on bardzo niebezpieczny, bo nieustający w atakach duet. Nawet jeśli żaden z nich nie ma w zwyczaju wygrywać zbyt często, ich udział w wyścigu jest gwarancją braku przestojów w decydującej fazie rywalizacji.

Wspomniane zwycięstwo sprzed dwóch lat naznaczyło powrót do wielkiej formy Michała Kwiatkowskiego po nieudanym pierwszym sezonie w barwach Team Sky, jednak tym razem Polak wybrał wyścig Paryż-Nicea, walkę pośród toskańskich wzgórz pozostawiając Gianniemu Mosconowi i Geraintowi Thomasowi. Liderem będzie ten pierwszy, który od dwóch lat regularnie odnotowuje imponujące wyniki w największych i bardzo zróżnicowanych w swoim charakterze wyścigach jednodniowych, jednak znaczący sukces cały czas mu umyka. I o ile ze względu na jego oryginalne okołowyścigowe zachowania i wypowiedzi, trudno trzymać kciuki za sukces 24-letniego Włocha, jednocześnie nie można mu odmówić, że w ciągu minionych dwóch sezonów stał się jednym z najbardziej wszechstronnych i ekscytujących specjalistów od wyścigów jednodniowych. O podobnym rodowodzie Geraint Thomas ma ochotę przypominać sobie i sympatykom dyscypliny coraz rzadziej, jednak nawet w ramach wykonania planu minimum, Walijczyk powinien być w stanie udzielić Mosconowi znakomitego wsparcia.

Zaciekle walczyć o swój pierwszy triumf w wyścigu będą także zawodnicy, którzy już wielokrotnie meldowali się w okolicach podium, jednak mają ze Strade Bianche niewyrównane porachunki.

Greg Van Avermaet (CCC Team) błyszczał formą od pierwszego startu sezonu w Walencji. Podczas otwierającego sezon wyścigów klasycznych weekendu nie zwyciężył, ale zdołał potwierdzić, że tegoroczna wersja 33-latka będzie bliższa tej, którą mieliśmy okazję podziwiać podczas jego fenomenalnej wiosny przed dwoma laty. Belg dwukrotnie stawał na podium na Piazza del Campo, a więc doskonale zna trudną końcówkę w historycznym centrum Sieny, a zdobyte w ostatnich latach doświadczenie powinno uchronić go przed charakteryzującym go w przeszłości marnotrawieniem energii na przedwczesne ataki. Lider CCC najprawdopodobniej odczuje brak m. in. Alberto Bettiola i Stefana Kuenga, którzy stanowili silne wsparcia w imprezach tego typu, jednak w przeciwieństwie do w zasadzie wszystkich wymienionych wyżej zawodników, Van Avermaeta ucieszy informacja o prognozowanej dobrej pogodzie, sprzyjającej rozegraniu wyścigu według preferowanego przez niego scenariusza.

Strade Bianche jest kolejnym wyścigiem, w którym Peter Sagan (Bora-hansgrohe) zdecydował się w tym roku nie wystąpić. Czy jest to doskonała strategia, która przełoży się na rewelacyjne wyniki w kampanii północnych klasyków, czy tylko zasłona dymna, przekonamy się za miesiąc. Póki co Słowak pozostaje wielkim nieobecnym, a jako lider ekipy Bora-hansgrohe wystartuje, po miesięcznej przerwie, debiutujący w wyścigu Rafał Majka. Romain Bardet udowodnił przed rokiem, że filigranowy góral nie jest bez szans w starciu z białymi szutrami nawet w fatalnych warunkach atmosferycznych, a gdyby Polakowi zabrakło w sobotę formy, o przyzwoity wynik powinien być w stanie powalczyć kilkukrotnie pukający do najlepszej dziesiątki Strade Bianche Daniel Oss.

Interesujące jest również, co zaprezentuje jedna z najmocniejszych ekip początku sezonu – Astana. Nie będą się powtarzać pisząc, że wyścig, w którym siły łączą Jakob Fuglsang i Alexey Lutsenko musi być czymś wyjątkowym, jednak fakt pozostaje faktem. Obaj zawodnicy zaprezentowali w minionych tygodniach świetną formę i obaj nie mogą pochwalić się dynamiką, która pozwoliłaby im czekać na rozstrzygnięcia aż do podjazdu na Via Santa Caterina, co potencjalnie brzmi jak podwaliny pod ciekawą kooperację z liderami Lotto Soudal.

Przed rokiem jako czarnego konia całkiem słusznie wskazałam Wouta Van Aerta (Team Jumbo-Visma) i młody Belg nie zawiódł moich oczekiwań. Jego debiut jako zawodnika ekipy WorldTouru nie był co prawda równie imponująca, jak jego niezapomniana jazda przez błotniste szutry Toskanii, jednak 13. miejsce wywalczone w Omloop Het Nieuwsblad ciągle jest wynikiem dostatecznie dobrym, by 24-letniego mistrza przełajów nie skreślać. Ciągle mówimy o rywalizacji w terenie, który odpowiada mu jak mało komu.

Warto również zwrócić uwagę na takich zawodników, jak Michael Valgren (Dimension Data), Alberto Bettiol (EF Education First), Bauke Mollema (Trek-Segafredo), Vincenzo Nibali (Bahrain Merida), Luke Durbridge (Mitchelton-Scott), Davide Ballerini (Astana), Maximilian Schachmann (Bora-hansgrohe), Yves Lampaert (Deceuninck-Quick Step), Tadej Pogacar (UAE Team Emirates), Stefan Küng (Groupama-FDJ) czy Enrico Battaglin (Katusha-Alpecin).

5. edycja wyścigu kobiet rozegrana zostanie na trasie o długości 136 kilometrów, zawierającej osiem szutrowych sektorów o łącznej długości 30 kilometrów. Obok zeszłorocznej zwyciężczyni Anny van der Breggen (Boels-Dolmans) i doskonale spisującej się w tym wyścigu Katarzyny Niewiadomej (Canyon-SRAM) do grona faworytek należą Amanda Spratt (Mitchelton-Scott), Ashleigh Moolman-Pasio (CCC-Liv), Annemiek van Vleuten (Mitchelton-Scott), Ellen van Dijk (Trek-Segafredo Women), Marianne Vos (CCC-Liv), Aude Biannic (Movistar) czy Lucinda Brand (Sunweb).

Wyścig Strade Bianche 2019 rozegrany zostanie w sobotę, 9 marca.

Transmisję na żywo będzie można śledzić na antenie stacji Eurosport 2 od godziny 14:00.

Poprzedni artykułAnna van der Breggen broni tytułu w Strade Bianche
Następny artykułTiesj Benoot i Wout Van Aert o trudach i pięknie Strade Bianche
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments