Foto. Road Tour

Powiedzieć, że Cezary Zamana miał ambitny plan na Road Tour to jak nazwać podjazd na Mont Ventoux niedzielną przejażdżką. Triumfator Tour de Pologne postanowił przenieść dynamikę i widowiskowość wiosennych klasyków na polskie szosy. Czy mu się udało?

Do tej pory jedyną szansą dla polskiego kibica na poczucie wiejącego w twarz wiatru podczas Amstel Gold Race, przeżycia starcia z Murem wieńczącym La Flèche Wallonne czy też doświadczenia piekła 25 brukowanych sekcji Paris-Roubaix było śledzenie transmisji w Eurosporcie. Ten stan rzeczy postanowił zmienić Cezary Zamana, nie tylko kolarski mistrz Polski, ale i dyrektor sportowy cyklu wyścigów szosowych Road Tour.

„Chciałem zaprosić swoich zawodników do udziału w emocjonujących, zapadających w pamięć zawodach. Takich z charakterem”

– wspomina okres planowania cyklu Cezary Zamana.

„Mój wybór padł na wiosenne jednodniowe klasyki.”

Wiosna kojarzy się z powiewem świeżości. I tak było w tym przypadku. Zamiast proponować kolejne nawiązanie do wielkich tourów, znany ze swojej kolarskiej przekorności były zawodnik sięgnął po mało eksploatowane wyścigi. Poszukał sposobu, by przenieść ich najbardziej rozpoznawalne cechy do Road Tour. Dziś, gdy mamy już za sobą wszystkie sześć tegorocznych wyścigów, warto przyjrzeć się efektom tego odważnego eksperymentu.

Lubelskie podboje

Pierwszy sygnał do startu padł w Nałęczowie. Wygłodzony po zimowej przerwie peleton pomknął przed siebie jak strzała. Walońska Strzała, bo tym właśnie klasykiem inspirował się Cezary Zamana. Projektując trasę w uzdrowisku, szukał on krótkiego, sztywnego podjazdu, na którym mogłyby się rozstrzygnąć losy wyścigu. I znalazł: najpierw kolarze kilkakrotnie wspinali się na „piadolową górę”, by później dać z siebie wszystko na ciągnącej się ostro w górę, wzdłuż winorośli ogrodów zakładu wód w Nałęczowie serpentynie. Parę dni później zawodnicy Road Tour mknęli po Roztoczu Lubelskim, upstrzonym zróżnicowanymi podjazdami i rozentuzjazmowanym od dopingu kibiców zgromadzonych w rozlicznych wioskach.

„Co przesądza o atrakcyjności Liège-Bastogne-Liège? Wiele gór i pagórków, gdzie rozgrywa się dynamiczna walka między kolarzami. To samo mieliśmy właśnie w Janowie Lubelskim”

– podsumowuje Cezary Zamana. Wyścig w Janowie przypominał sławną Staruszkę także ze względu na swoją uroczystą atmosferę.

„Czuć było, że tego majowego dnia obchodziliśmy kolarskie święto”

– wspomina pomysłodawca wyścigu, wracając myślami do dziesiątek kibiców zgromadzonych przy trasie i dopingujących zawodników. Swojego głosu nie szczędził także telewizyjny komentator Adam Probosz, który żywiołowo komentował harce peletonu.

Maksymalne ciśnienie

Dobry wyścig kolarski powinien zapewnić taki skok energii co podwójna espresso parzona w mediolańskiej kawiarni. Ale i taka dawka okazała się niewystarczająca dla Cezarego Zamany, który zaserwował zawodnikom kolarski odpowiednik potrójnej małej czarnej. Skierniewice Road Race: Wyścig Trzech Lilii to trzy wyzwania skumulowane na przestrzeni dwóch dni.

„Od dawna myślałem o zorganizowaniu miejskiego kryterium, diabelsko energicznej konkurencji wymagającej nie tylko kondycji, ale i nieustępliwości w walce bark w bark”

– zdradza dyrektor sportowy Road Tour. Swoje marzenia spełnił właśnie w Skierniewicach. Do programu zawodów dodał także odbywającą się kilka godzin przed kryterium indywidualną czasówkę oraz zaplanowaną na kolejny dzień jazdę ze startu wspólnego.

Kumulacja wrażeń miała podnieść temperaturę zmagań i zbliżyć ją do intensywności tego, co przeżywają zawodowi kolarze w trakcie pokonywania ponad 200 kilometrów „Piekła Północy”. Przewodnikiem Wyścigu Trzech Lilii był sam Tomasz Jaroński, którego rozpoznawalny z Eurosportu głos przyciągnął na skierniewicki rynek niemało kibiców.

Medalowa jazda parami

Przy organizacji kolejnych dwóch wyścigów Cezary Zamana mocno współpracował z Dariuszem Baranowskim. Nic dziwnego: Głowno Gold Race prowadził trasami, na których ten 9-krotny mistrz Polski trenował przed startami w Tour de France, a Wałbrzych Baranowski Tour odbywał się w rodzinnym mieście Dariusza.

„W Głownie dało się poczuć sławny holenderski wicherek, hulający po polach Amstel Gold Race. Nie brakło też licznych zakrętów i inicjowanych w szaleńczym tempie akcji. To właśnie w Głownie padły rekordy szybkości na trasie”

– opowiada Cezary Zamana.

Na powtórkę z rozrywki nie można było liczyć w Wałbrzychu. Odbyła się tam jedyna w całym Road Tour górska edycja cyklu. Nim peleton wjechał na strome wzniesienia, odbył honorową rundę przez cały Wałbrzych. Na czele jechało wielu przyjaciół Dariusza i Cezarego, w tym także mistrzowie Polski i zwycięzcy Tour de Pologne.

Kolarski potop

Na ostatni przystanek Road Tour wybrano miasto świętej wieży – Częstochowę. W organizację wyścigu włączył się bardzo aktywnie magistrat miasta oraz marka Trek. Efekt? Prestiż wyścigu, udział w peletonie Jensa Voigta i cenne nagrody, których pula sięgała 50 000 złotych. Kolarze startowali ze ścisłego centrum Częstochowy, by po przejechaniu Aleją Najświętszej Maryi Panny wjechać na trasę prowadzącą pośród wiekowych wapieni Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Bielejące wapienie były świadkami zaciekłej walki – z rywalami oraz własnymi słabościami. Największy opór stawał sięgający 20% nachylenia podjazd. Nikt jednak nie odpuszczał: myśl o samotnym finiszu pośród kibiców zgromadzonych na Alejach mobilizowała każdego.

„Wieńczący sezon wyścig, będący w całym swoim rozmachu jednym z największych sportowych wydarzeń tego roku, stanowi także wskazówkę w którym kierunku rozwijać się będzie Road Tour”

– zdradza jego dyrektor sportowy.

„Chcę jeszcze bardziej zwiększyć skalę cyklu. A do tego potrzebne jest zaangażowanie miast, sponsorów i znanych nazwisk. Skoro udało się w Częstochowie, czemu nie miałoby się udać gdzie indziej?”

– retorycznie pyta triumfator Tour de Pologne z 2003 roku.

O tym, czy i tym razem Cezary Zamana dowiedzie swojej skuteczności przekonamy się za rok. Warto trzymać za niego kciuki, bo na powodzeniu Road Tour skorzysta cała kolarska społeczność w Polsce. To ten cykl właśnie udowadnia, że w wyścigach szosowych tkwi wielki potencjał.

Poprzedni artykułJorge Sanz: „Jasińska pokazała wielki charakter i siłę”
Następny artykułDrużyna Sky wraca do ciemnych strojów [video]
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments