Wróciły etapy ze startu wspólnego – wróciły emocje. Czwartkowe etapy Paryż – Nicea oraz Tirreno – Adriatico z pewnością odpowiednio wynagrodziły kibicom wczorajsze czasówki. Co nas dziś miło zaskoczyło, a co nawet zdenerwowało?
Plusy:
Powrót króla
Choć finałowy sprint podczas drugiego etapu „Wyścigu dwóch mórz” daleki był od normalnego, powrót na szczyt Marcela Kittela z pewnością cieszy. Tym samym Niemiec z pewnością zdjął z siebie swoistą „klątwę”, która pozwoli mu ponownie wejść na wyższy poziom, a chyba każdy czeka na jego wielkie pojedynki z Fernando Gavirią.
Najlepszy all-rounder świata?
Jeśli już jesteśmy przy temacie finiszu drugiego etapu Tirreno, grzechem byłoby nie wspomnieć o świetnym rezultacie Michała Kwiatkowskiego. Mistrz Świata z Ponferrady ponownie udowodnił, że jest co najmniej jednym z najlepszych all-rounderów na świecie, a przecież jutrzejszy etap z pewnością będzie mu odpowiadał. Czekamy!
Sam przeciwko wszystkim
O tym, że Nils Politt jest zawodnikiem bardzo walecznym wiedzieliśmy od dawna. Dziś jednak jego postawa jest naprawdę godna pochwały. Jazda w końcówce praktycznie na solo mogła zrobić wrażenie, a świadomość wiezienia na kole Jerome’a Cousin na pewno nie dodawała sił. Takich kolarzy lubimy.
Minusy:
Wheelsucker
Choć Jerome Cousin odniósł dziś życiowy sukces, wielu kibiców do końca kariery pamiętać mu będzie styl, w jakim to zrobił. Nie od dziś wiadomo, że fani nie przepadają za kolarzami znanymi jako wheelsuckerzy, którzy zmianę dają tylko i wyłącznie w najważniejszym momencie. Jerome, doceniamy wynik, lecz jesteśmy nieco zniesmaczeni stylem.
Wielki pogrom
Jak już mamy w zasadzie w tradycji, minusem dnia wczorajszego są na pewno kraksy. Szczególnie ta podczas Tirreno – Adriatico nie przypadła nam do gustu, bowiem uczestniczyło w niej wielu zawodników. Nie ważne, czy kogoś darzymy sympatią, niech wyścigi rozgrywają się w pięknych pojedynkach.