Paris-Nice /(c) Tim De Waele

Za wyścigiem Paryż-Nicea stoi wieloletnia tradycja, największe nazwiska w historii dyscypliny na liście zwycięzców i wyjątkowo bogata symbolika. To prawda, że specjaliści od rozgrywanych na brukach północy klasyków powitali już swoją wiosnę, a najszybsi zawodnicy peletonu dopiero będą jej szukać podczas długiej przeprawy z Mediolanu do San Remo, jednak dla pretendentów do tytułu w największych imprezach etapowych rozpoczyna się ona tu i teraz. Ubrani w najbardziej zaawansowane technologicznie bezrękawniki zmierzą się ze śniegiem, deszczem i przenikliwym chłodem północy Francji, by z każdym dniem i pokonanym kilometrem być bliżej celu, którym dla jednych będzie pierwsze znaczące w sezonie zwycięstwo, dla innych zaś widok lazurowego morza. Bo pomimo dość pesymistycznych prognoz, to ciągle jest Paryż-Nicea – wyścig ku słońcu. 

Większość liczących się zawodników ma już za sobą wstępny etap przygotowań do sezonu, który odbywali na zgrupowaniach (Calpe i Teneryfa są już passe, teraz trzeba trenować w Republice Południowej Afryki) oraz korzystając z wyśmienitych warunków pogodowych oferowanych przez imprezy rozgrywane w Australii, Argentynie czy okolicy Zatoki Perskiej. Przełom lutego i marca jest tym momentem, kiedy kolarski kalendarz wchodzi w kolejną fazę, a główni aktorzy spektaklu zmuszeni są po raz pierwszy bez żadnych wymówek odnieść swoją formę do największych rywali, z którymi już niebawem zmierzą się na legendarnej Via Roma, Oude Kweremoncie, Carrefour dell’Arbre czy Colle delle Finestre.

Sprawia to, że rozgrywane w pierwszej połowie marca bliźniacze Paryż-Nicea i Tirreno-Adriatico od lat starają się pełnić podwójną rolę, z jednej strony stanowiąc solidny blok ścigania w zróżnicowanym terenie pozwalający nadać formie ostatnie szlify przed pierwszym z monumentów i kampanią północnych klasyków, z drugiej natomiast umożliwiając specjalistom od imprez etapowych odniesienie pierwszego prestiżowego zwycięstwa w sezonie. Nie jest jednak tak, że imprezy te funkcjonują w idealnej symbiozie i oferują jakkolwiek komplementarne trasy, puszczając oko do kolarzy spełniających się w określonym typie rywalizacji – przeciwnie. Organizatorzy obu wyścigów postawili na podejście zgodne z hasłem „wszystko albo nic”, jednak to Paryż-Nicea w ostatnich latach znacznie częściej wychodzi z tych potyczek z pustymi rękami. Dlaczego?

Żyjąc w krainie niepewności i znaków zapytania, jakim dla przedstawicieli każdej ze specjalności kolarstwa szosowego jest przełom lutego i marca, większość zawodników nie ma ochoty nieprzewidywalnych elementów dalej mnożyć. I o ile Tirreno-Adriatico w krótszym czasie przeszło bardziej drastyczną transformację, od wyścigu dedykowanego głównie sprinterom po mały-wielki tour, organizatorom w ciągu minionej dekady udało się wypracować i utrwalić dobrze wyważony i absolutnie powtarzalny format. Wywołana w ten sposób presja wymusiła eksperymenty z trasą na włodarzach wyścigu Paryż-Nicea, jednak podejmowane w ostatnich latach mniej i bardziej udane próby pozostały bez wpływu na fakt, że niekorzystne warunki atmosferyczne i nierzadko nawiedzające północ Francji boczne wiatry bardziej przemawiają do specjalistów od wyścigów jednodniowych niż szukających zupełnie innych wrażeń liderów na klasyfikację generalną wieloetapowych imprez. Środkowe Włochy również znakomitej pogody o tej porze roku nie gwarantują, ale przynajmniej nie próbują tego obiecywać w przewrotnie dziś brzmiącym przydomku.

Dzięki najcięższej od wielu lat trasie, w zeszłym roku Paryż-Nicea choć na moment zdołała odwrócić ten negatywny trend, a rywalizacja na ostatnim etapie imprezy należała do najbardziej ekscytujących w całym sezonie, jednak ponowne nawiązanie do stojącego za tym sukcesem schematu nie przyniosło tym razem takiego samego efektu. Chęć udziału w Tirreno-Adriatico zgłosili nie tylko Vincenzo Nibali, Tom Dumoulin, Chris Froome, Rigoberto Uran, Mikel Landa czy Fabio Aru, ale taki cios spadł na Paryż-Nicea również ze strony hołubionego przez ASO Romaina Bardet, podczas gdy lista startowa „Wyścigu w stronę słońca” w zakresie liderów na klasyfikację generalną przypomina niestety obsadę dzieł kinematografii klasy B. W długoterminowych prognozach, zamiast słońca, pełne zachmurzenie.

Trasa

Etap 1, 4 marca: Chatou Meudon (135 km)

Rywalizację w 76. edycji wyścigu Paryż-Nicea otworzy bardzo krótki etap, na finiszu którego powalczyć powinni bardziej dynamiczni sprinterzy i specjaliści od pagórkowatych klasyków. Cote de Meudon (1.9 km, śr. 5.4%) co prawda z najbardziej stromymi ściankami wykorzystywanymi w zawodowym kolarstwie równać się nie może, jednak w imprezie, o zwycięstwie w której w ostatnich latach decydowały minimalne różnice w klasyfikacji generalnej, może wywołać niemałe poruszenie.

Etap 2, 5 marca: Orsonville Vierzon (187 km)

Andre Greipel, Elia Viviani, Dylan Groenewegen, Arnaud Demare, Alexander Kristoff, Nacer Bouhanni, Magnus Cort Nielsen, John Degenkolb – oni wszyscy wybrali Paryż-Nicea jako kluczowy element przygotowań przed nadchodzącym Milano-Sanremo (i innymi wyzwaniami), choć odcinek z metą w Vierzon może zakończyć się jedynym sprinterskim pojedynkiem w całym wyścigu. Pozostaje mieć nadzieję, że świadomość tego faktu sprawi, że przystąpią oni do poniedziałkowej rywalizacji wyjątkowo zmotywowani.

Etap 3, 6 marca: Bourges  Châtel-Guyon (210 km)

Drugi z etapów, które mogą paść łupem nieco lepiej wspinających się, sprawdzających się przede wszystkim w ciężkich wyścigach jednodniowych sprinterów, jeśli pretendenci do zajęcia wysokich miejsc w klasyfikacji generalnej nie zadecydują inaczej. Oddalony o niespełna 20 kilometrów od linii mety Cote de Charbonnieres nie powinien stanowić dla tych pierwszych dostatecznie dużej przeszkody, jednak wewnątrz finałowych 2000 metrów znajduje się jeszcze jeden, niekategoryzowany podjazd (1 km, śr. 5%), który może zrobić różnicę.

Etap 4, 7 marca (ITT): La Fouillouse › Saint-Étienne (18.4 km)

Paryż-Nicea jest jednym z wyścigów etapowych o najdłuższej tradycji, której integralną częścią był prolog lub rozgrywana ostatniego dnia jazda indywidualna na czas pod Col d’Eze. W ostatnich latach francuska impreza przegrywa jedną trudną walkę o względy największych gwiazd peletonu i sympatyków kolarstwa z Tirreno-Adriatico, co prowadzi do coraz bardziej desperackiego poszukiwania nowej tożsamości i eksperymentów z trasą. Jednym z nich jest ten relatywnie krótki (18.4 km) i relatywnie płaski (rozpoczyna się od podjazdu o długości 8 km i średnim nachyleniu 2%) odcinek jazdy indywidualnej na czas z metą w Saint-Etienne, który wedle wszelkich prawideł powinien doprowadzić do tego, że wyścig od kilku lat kontrolowany przez jedną drużynę stanie się jeszcze łatwiejszy do kontrolowania.

Etap 5, 8 marca: Salon-de-Provence › Sisteron (163.5 km)

Czwartkowy etap posłuży pretendentom do zajęcia wysokich miejsc w klasyfikacji generalnej jako rozgrzewka przed decydującą częścią rywalizacji w górach, jednak o triumf w Sisteron powinni powalczyć uciekinierzy. W odjeździe spodziewam się zobaczyć zarówno zaprawionych w bojach harcowników, jak również znakomitych specjalistów od wyścigów klasycznych, którzy już niedługo powrócą na belgijskie bruki.

Etap 6, 9 marca: Sisteron › Vence (188 km)

Z wszystkich odcinków rozgrywanych w ramach tegorocznej edycji Paryż-Nicea, ten piątkowy charakteryzuje się najbardziej wybuchowym finałem. Co prawda żaden z podjazdów w środkowej części trasy nie wydaje się dostatecznie trudny, bo umożliwić dokonanie wcześniejszej selekcji, jednak Cote de la Colle Sur Loup (1,8 km, śr. 10%) pozwoli specjalistom od ataków w tego typu końcówkach na odrobienie części strat poniesionych w ich nierównej walce z tykającym zegarem.

Etap 7, 10 marca: Nice › Valdeblore La Colmiane (175 km)

Tu Paryż-Nicea nawiązuje do tradycji kultywowanej w ostatnich latach, wybierając jako centralny punkt batalii o klasyfikację generalną wyścigu podjazd raczej łatwy i nieekscytujący. Czy ujemnie wpłynie to na jakość widowiska? Wszystko, jak zwykle, będzie w rękach charakteryzujących się bardziej agresywnym nastawieniem zawodników, jednak świadomi rozwoju wydarzeń w minionych edycjach mogą oni pojechać zachowawczo, czekając na ostatni etap.

Etap 8, 11 marca: Nice › Nice (110 km)

Ten bowiem, choć najkrótszy w całej imprezie, oferuje dość miejsca i okazji do wprowadzenia chaosu i chociażby subtelnego wstrząśnięcia klasyfikacją generalną na ostatniej prostej. Zabraknie co prawda głównego sprawcy tych ekscytujących batalii, Alberto Contadora, jednak w tegorocznej edycji Paryż-Nicea biorą udział zawodnicy, którzy ramię w ramię pędzili z Hiszpanem po wijących się wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego szosach.

Gwarancja kiepskiej pogody i łatwa do kontrolowania przez najsilniejszą drużynę trasa sprawiła, że lista startowa tegorocznej edycji Paryż-Nicea przypomina obsadę dzieł kinematografii klasy B. Nie umniejszam zasług Tima Wellensa, Tonego Gallipin czy Pierre Rollanda w dziedzinie uatrakcyjniania kolarskich spektakli – są w tym niezastąpieni, jednak nie są to liderzy na miarę wyścigu wygrywanego w przeszłości przez Jalaberta, Induraina, Kelly’ego, Merckx’a i Anquetila.

Trzeba oddać Team Sky, że swój udział w Paris-Nice każdorazowo traktuje bardzo poważnie i nawet jeśli nie wysyła do Francji swoich liderów największego kalibru, głębokość składu pozwala jej na skuteczną walkę w klasyfikacji generalnej wyścigu. Podobnie będzie i tym razem, a brytyjska ekipa postawi tym razem na dwóch liderów, Sergio Henao i Wouta Poelsa. Wywalczonego przed rokiem tytułu bronić będzie ten pierwszy, jednak zaproponowana przez organizatorów na zbliżającą się edycję trasa z relatywnie płaskim odcinkiem jazdy indywidualnej na czas sprawia, że znacznie wyżej stoją akcje szczupłego Holendra. Poels dysponuje już bardzo wysoką formą, co potwierdził 2. miejscem w klasyfikacji generalnej Vuelta a Andalucia, dobrze znosi rywalizację w chłodzie, na czas jeździ znacznie lepiej od zgłoszonych do udziału w imprezie rywali i dysponuje bardzo silną ekipą. Nie dziwi zatem, że przez ekspertów jednogłośnie został uznany faworytem do odniesienia zwycięstwa, a jeśli cokolwiek może go od niego odwieść, będzie to spora doza pecha lub eksplozja chaosu na ostatnim etapie.

Umiejętność jazdy po górach z rywalizacją przeciwko tykającemu zegarowi na przyzwoitym poziomie łączą również Ilnur Zakarin (Katusha-Alpecin), Tejay van Garderen (BMC Racing), Bauke Mollema (Trek-Segafredo), Jakob Fuglsang i Luis Leon Sanchez (Astana). Ten pierwszy wydawał się jednak bardzo daleki od chociażby optymalnej formy podczas otwierającego sezon występu w Abu Dhabi Tour, podczas gdy dwaj kolejni znani są głownie ze swojej niezdolności przełożenia hipotetycznie dużego potencjału na stanowiące jego odbicie wyniki. Wydaje się zatem, że najbliżej sprawienia niespodzianki może być znajdujący się w wybornej formie duet z Astany, która od rozpoczęcia sezonu znajduje się na fali pomimo potwierdzonych plotek na temat poważnych problemów finansowych ekipy. Dwóch silnych liderów powinno także umożliwić tej drużynie na poprowadzenie interesującej rozgrywki taktycznej na ostatnim etapie imprezy – ruch, na który pomimo znajdowania się w analogicznej sytuacji niemal na pewno nie pokusi się Team Sky.

Inną grupę kandydatów do zajęcia wysokich miejsc w klasyfikacji generalnej tworzą zawodnicy, którzy imponują agresywnym nastawieniem i nieźle radzą sobie na odcinkach jazdy indywidualnej na czas, jednak nie zawsze są w stanie dotrzymać kroku najlepszym góralom peletonu na dłuższych podjazdach. Należą do niej Tim Wellens (Lotto Soudal), Julian Alaphilippe (Quick-Step Floors), Tony Gallopin (Ag2r-La Mondiale) czy Lilian Calmejane (Direct Energie).

Istnieje oczywiście również druga strona medalu, a więc świetni wspinacze potrafiący roztrwonić dowolnej wysokości przewagę podczas samotnej rywalizacji z czasem. Trzeba tu wymienić przede wszystkim Daniela Martina (UAE Team Emirates), Estebana Chavesa (Mitchelton-Scott) i Warrena Barguila (Fortuneo-Samsic).

Warto również zwrócić uwagę na postępy młodych Marca Solera (Movistar) i Sama Oomena (Team Sunweb), podczas gdy w walce o wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej mogą się również liczyć Ion Izagirre (Bahrain-Merida), Simon Yates (Mitchelton-Scott), Jesus Herrada (Cofidis), Robert Gesink (LottoNL-Jumbo) czy Felix Grossschartner (Bora-hansgrohe).

76. edycja wyścigu Paryż-Nicea rozpocznie się w niedzielę, 4 marca.
Relacje na żywo z wyścigu śledzić będzie można na antenie stacji Eurosport i Eurosport 2.

Poprzedni artykułKasia Niewiadoma: „Zrobiłam wszystko, żeby nie zejść z roweru”
Następny artykułSilvan Dillier złamał palec na Strade Bianche
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments