fot. Michał Kapusta / naszosie.pl

W całym naszym cyklu „Bohaterowie sezonu” skupiliśmy się na zawodnikach odnoszących triumfy w największych wyścigach świata. Za nami jednak też wyjątkowo ciekawy sezon na polskich drogach, a najjaśniejszą postacią był Marek Rutkiewicz.

Kiedy w 2016 roku „Rutek” zaczynał ściganie w barwach Wibatechu wydawało się, że to krok w tył. Wszak 5 lat w barwach polkowickiego CCC były pełne dobrych wyników i startów w wyścigach World Tour, m. in Giro d’Italia 2015. Ten krok w tył okazał się jednak początkiem drugiej młodości w sportowej karierze Rutkiewicza i ten rok pokazał, że mimo 36 lat na karku to wciąż jeden z najlepszych polskich zawodowych kolarzy.

Początek zmagań na krajowych szosach od razu pokazał, że zawodnik Wibatechu jest odpowiednio przygotowany do startów i pierwszą etapówkę w sezonie – Hellena Tour – ukończył na 3. miejscu dzięki udanej ucieczce na pierwszym odcinku, a jak doskonale wiadomo trasy wyścigu Szlakiem Bursztynowym nie prowadzą po terenach w których „Rutek” czuje się najlepiej.

Podium w Hellena Tour i następnie przyzwoity wyścig we Francji (15. miejsce w Circuit des Ardennes) okazały się tylko przedsmakiem najlepszego miesiąca Rutkiewicza w minionym sezonie. W ciągu dwóch tygodni były zawodnik Cofidisu wygrał klasyfikacje generalne CCC Tour-Grody Piastowskie i Bałtyk-Karkonosze Tour, a zwłaszcza triumf w pierwszym z tych wyścigów odniósł w spektakularnym stylu po samotnym przekroczeniu mety na szczycie Srebrnej Góry. Tym samym triumfując po raz trzeci w karierze w „Grodach” stał się najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii tego wyścigu.

Fot. Justyna Ślęczka / naszosie.pl

Można powiedzieć, że to mój ulubiony wyścig

– mówił Rutkiewicz po zakończeniu rywalizacji w… Polkowicach.

Pod koniec maja znów ekipa Wibatechu świętowała sukces swojego lidera, tym razem w Bałtyk-Karkonosze Tour i choć tym razem bez zwycięstwa etapowego to dzięki doskonałej postawie na czasówce pod Okraj ostatni odcinek w Karpaczu wymagał tylko spokojnego dowiezienia koszulki lidera do mety.

Początek czerwca to wyścig Szlakiem Walk Majora Hubala i wydawało się, że nikt z polskiego podwórka nie jest w stanie pokonać „Rutka”, który tym samym miał świetną okazję na ustrzelenie hattricka. Etap kończący się na Świętym Krzyżu zdawał się być skrojonym pod Marka, ale rzeczywistość okazała się jednak nieco inna. Kolarze zgodnie przyznali, że świętokrzyskie pagórki wcale nie były tak wymagające jak się spodziewano, a większy problem na etapie sprawił silny wiatr. Mimo doskonałej formy mocniejszy od Rutkiewicza okazał się Maciej Paterski, który na „Hubalu” zameldował się prosto z Włoch po ukończeniu Giro.

fot. Michał Kapusta / naszosie.pl

Ostatecznie zamiast spodziewanego zwycięstwa w Hubalu było miejsce poza podium, ale 5. pozycja w generalce, a następnie lokata tuż za podium w Małopolskim Wyścigu Górskim – to wszystko wskazywało na to, że pod koniec czerwca w Gdyni Rutkiewicz będzie liczyć się w walce o koszulkę z orłem na piersi.

Gdy na świdnickich hopkach w 2016 roku „Rutek” był jedynym który dotrzymał koła Rafałowi Majce wydawało się, że to mogła być ostatnia szansa na tytuł mistrza kraju dla urodzonego w Olsztynie kolarza. Trasa w Gdyni miała faworyzować sprinterów, nawet w grupie Wibatechu zakładano, że w ostatecznej rozgrywce liderem ma być Sylwester Janiszewski. Wyścigi o krajowe triumfy rządzą się jednak swoimi prawami, a sam Marek zapowiadał, że będzie walczyć o podium.

 

fot. Michał Kapusta / naszosie.pl

Jak powiedział – tak zrobił. Można było odnieść jednak wrażenie, że o ile rok wcześniej srebrny medal był niemal jak wygrana, tak tym razem medal został odebrany niejako z rozczarowaniem.

Dystans mocno się dał się we znaki. Gdyby wyścig kończył się 2-3 rundy wcześniej albo od razu po dojeździe do miasta to byłoby dla mnie lepiej bo czułem jeszcze, że mam moc w nogach. 2 rundy przed końcem nie miałem już z czego pogonić za Adrianem. Ogromny niedosyt, ale ciężko stwierdzić czy w sprincie miałbym szanse na walkę o złoto. Adrian odskoczył, a my nie mieliśmy z czego zanim pogonić.

-opowiadał Marek na konferencji po wyścigu w Gdyni.

Będąc w doskonałej formie od początku roku Rutkiewicz liderował w klasyfikacji Orlen ProLigi i był pewniakiem do startu w Tour de Pologne w barwach reprezentacji Polski.

fot. Michał Kapusta / naszosie.pl

Najważniejszy wyścig w Polsce nie poszedł jednak po myśli lidera reprezentacji.

W TdP zaliczyłem aż trzy kraksy, co mi się wcześniej nigdy nie zdarzyło podczas tego wyścigu, były defekty – złamany hak od przerzutki, przebite koła. Takiego pecha nie miałem nigdy. Zająłem 19. miejsce. Gdyby nie to, była szansa na dostanie się do dziesiątki.

-opowiadał Rutkiewicz w rozmowie z Gazetą Krakowską.

W ostatniej części sezonu do listy sukcesów „Rutek” dodał jeszcze podium w Pucharze Uzdrowisk Karpackich oraz triumf w wyścigu Szlakiem Wielkich Jezior. Te sukcesy przypieczętowały zwycięstwo w Orlen ProLidze, ale i bez punktów i tabeli nikt chyba nie miał wątpliwości, że to był najlepszy zawodnik w polskim peletonie w 2017 roku.

Cykl „Bohaterowie sezonu” rozpoczynaliśmy materiałem o Alejandro Valverde, który w pierwszej części zmagań w ubiegłym sezonie był nie do powstrzymania i podobnie było w przypadku Rutkiewicza na polskich szosach. Kolejnym punktem zbieżnym obu zawodników jest pech w najważniejszym starcie w roku i o ile kraksa Valverde na Tour de France okazała się dużo poważniejsza w skutkach to także kraksy i defekty przekreśliły szanse Rutkiewicza na dobry wynik w Tour de Pologne.

Dzisiejszy bohater z utytułowanym Hiszpanem ma jeszcze jedną wspólną rzecz – niezbyt jasną historię dopingową. Sam Rutkiewicz zwraca uwagę, że sprawa z czasów startów w barwach Cofidisu ciągnęła się za nim przez niemal całą karierę:

Dużo ludzi mówi, że zaszkodziła mi afera Cofidisu i coś w tym jest. Nic za tym nie poszło, ale łatka została. Ścigałem się w krajowych ekipach, kilka razy pojawiała się szansa na wyjazd, ale nic z tego nie wyszło. W Polsce wygrałem właściwie wszystko, co się dało, ale niedosyt został. Wiem, że mogłem jeździć na wyższym poziomie, w największych wyścigach.

-opowiadał w obszernej rozmowie z Przeglądem Sportowym.

Mimo tego mieszkający obecnie w Głogoczowie zawodnik przez lata zyskał ogromną rzeszę fanów za swój agresywny styl jazdy, brak kalkulacji i stalowe nerwy, a ataki na mokrych zjazdach zapisały się na trwałe w historii Tour de Pologne.

Michał Kapusta / naszosie.pl

Przed Rutkiewiczem kolejny rok w barwach Wibatech Merx 7R. Możemy być niemal pewni, że w sezonie 2018 kolarz z Olsztyna dopisze jeszcze jakiś sukces do swojej bogatej kariery i oby to było Tour de Pologne. Taki sukces byłby dopełnieniem prezentu ślubnego :).

Powodzenia „Rutek”!

Poprzedni artykułUAE Team Emirates na Tour Down Under 2018
Następny artykułKoniec bezsensownej wojny domowej?
Licencjat politologii na UAM, pracuje w sklepie rowerowym, półamatorsko jeździ rowerem. Za gadanie o dwóch kółkach chcą go wyrzucić z domu. Jeśli już nie zajmuje się rowerami, to marnuje czas na graniu w Fifę. W trakcie Tour de Pologne zazwyczaj jest na Woodstocku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments