Fot. Lotto-Soudal

Wygrywając szósty etap La Vuelta 2017 z Vila-Real do Sagunt Tomasz Marczyński (Lotto-Soudal) odniósł największy sukces w karierze. W szczerej rozmowie z Naszosie.pl podczas dnia przerwy opowiedział o emocjach, kulisach sukcesu, a także odniósł się do braku powołania do reprezentacji Polski na Mistrzostwa Świata w Bergen. 

Minęło kilka dni od dnia, w którym odniosłeś największy sukces w karierze. Jakie myśli towarzyszą Tobie dziś?

Patrzę na to bardzo podobnie jak w dzień zwycięstwa. Wiadomo jednak, że wtedy emocje były trochę większe, bo gdy wygrywa się etap w wielkim tourze przeżywa się to dość mocno. Generalnie wiedziałem, że jeśli któryś z etapów ułoży się po mojej myśli, to będzie mnie stać na zwycięstwo. Jest to bardzo ważny sukces w mojej karierze, zwłaszcza że od kilku lat mieszkam w Hiszpanii, więc La Vuelta jest dla mnie trochę wyścigiem domowym. Naprawdę cieszę się, że tego dokonałem.

Planowałeś zabrać się tego dnia w odjazd, czy decyzja zapadła spontanicznie?

Przyjechaliśmy na ten wyścig, żeby zabierać się w odjazdy i walczyć o etapowe zwycięstwo, więc pojechałem. Podczas jazdy drużynowej na czas wpadłem w dziurę i stłukłem kość ogonową – co prawda nie przewróciłem się, ale wciąż daje mi się to we znaki. Ale jakoś tak się wszystko poukładało, że zaatakowałem, mimo że wiedziałem, iż nie jest to łatwy etap ze względu na kilka górskich premii i dużą liczbę przewyższenia.

Mimo wszystko profil musiał Tobie odpowiadać, bo na podjazdach wyglądałeś bardzo dobrze, a łatwiejsza końcówka faworyzowała Ciebie, bo jesteś szybkim kolarzem.

Tak, czułem się silny na ostatniej górskiej premii, gdzie większość „strzeliła”. Zostałem tylko ja, [Enric] Mas, no i [Paweł] Poljański. Jako pierwszy ją przejechałem i wiedziałem, że jeśli dojedziemy do mety, to będę miał duże szanse na zwycięstwo, bo jestem szybki. Byłem bardzo bojowo nastawiony i nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogę to przegrać.

Po tym triumfie raz jeszcze otrzymaliśmy potwierdzenie, że w drużynie Lotto-Soudal jesteś bardzo ważną osobą nie tylko na rowerze, ale także poza nim. Główny menedżer, Marc Sergeant napisał na Twitterze: „Czasami masz w swojej drużynie kolarza niedocenianego przez innych, który jest tak wartościowy na rowerze i poza nim. Gratulacje!”

Pełnię w drużynie funkcję, którą można by nazwać team leader, tzn. buduję całą atmosferę. Mam pozytywne usposobienie, więc kiedy można, to wprowadzam dużo śmiechu i luzu, a przed czy podczas startów dużo mówię przez radio, motywując kolegów itd. Tak samo było w ubiegłym roku, gdy nie odnosiłem sportowych sukcesów. Gdy mój menedżer negocjował kontrakt powiedziano mu, że nie ma podstaw w postaci rezultatów, bym został w drużynie, ale wszyscy, począwszy od kierownictwa, obsługi, a skończywszy na kolarzach chcieli, bym został. Marc Sergeant powiedział wówczas, że skoro wszyscy tego chcą, to ja muszę go (czyli mnie) w drużynie zostawić. Z tego powodu czerpię jeszcze większą radość z jazdy w tej ekipie, bo wiem, że jestem doceniany i że mogę być po prostu taki, jaki jestem.

Podpisałeś już przedłużenie kontraktu? A jeśli nie, to można spodziewać się tego w najbliższym czasie?

Od dłuższego czasu prowadzimy rozmowy, ale jeszcze nie podpisałem kontraktu, bo musimy dograć kilka szczegółów. Ekipa chce, żebym został. Ja też tego chcę, nawet jeśli będą inne oferty. Wierzyli we mnie nie tylko wtedy, gdy odnosiłem sukcesy, więc mam wobec nich swoisty dług wdzięczności, dlatego nigdzie się nie wybieram.

Nie otrzymałeś powołania do reprezentacji Polski na Mistrzostwa Świata w Bergen. Czy kontaktował się z Tobą w tej sprawie ktoś z Polskiego Związku Kolarskiego lub selekcjoner Piotr Wadecki?

Osobą odpowiedzialną za kadrę i kontakt z zawodnikami jest selekcjoner, który podczas sezonu powinien obserwować poczynania zawodników i utrzymywać z nimi kontakt. Niestety przez cały sezon nie skontaktował się ze mną ani razu. Patrząc na to, jaki miałem sezon, fakt, że nie znalazłem się w kadrze na Mistrzostwa Świata jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Oczywiście nie będę płakał z tego powodu i jak zawsze dalej będę robił swoje.

Jak spędzasz pierwszy dzień odpoczynku w hiszpańskiej Vuelcie?

Cała moja drużyna pojechała na przejażdżkę, ale ja nie będę dziś jeździł na rowerze. Mam całkowity luz.

Planujesz raz jeszcze powalczyć o zdobycie etapowego sukcesu?

Tak, chciałbym spróbować znaleźć się jeszcze w jakimś odjeździe, i jeśli się będzie dało, walczyć o etapowe zwycięstwo. Nie jest jednak łatwo, bo na każdym etapie mija prawie godzina walki o to, by jakaś ucieczka się uformowała. Ale mam plan, by jeszcze zawalczyć.

Rozmawiała Marta Wiśniewska

Poprzedni artykułJack Bauer przechodzi do Orica-Scott
Następny artykułKristoffer Halvorsen w Team Sky!
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments