Foto: Michał Kapusta / naszosie.pl

Choć Bałtyk – Karkonosze nadal trwa, już teraz postanowiliśmy delikatnie go podsumować. Dowiedzą się Państwo dlaczego nas już tam nie ma.

Jak co roku, nasz zespół chciał obstawić większość wyścigów etapowych w kraju, prowadząc z nich relację live i kompletując galerię zdjęć. W połowie maja przyszedł czas na BKT, na który wybrał się duet Dawid Gruntkowski (miło mi) i Michał Kapusta. Pełni nadziei wyruszyliśmy w podróż, by już we wtorek przekazać Państwu informacje z kryterium w Kołobrzegu.

Pierwszy etap przyniósł nam pierwsze duże rozczarowanie. Kierowca, z którym mieliśmy się dostać na start stwierdził, że nie będzie czekał aż wrzucimy bagaże do innego auta (u niego brakowało miejsca) i odjechał w stronę wschodzącego słońca. Na szczęście z odsieczą przyszły dziewczyny odpowiedzialne za marketing, które upchały nas w swoim samochodzie.

Przed samym startem nie wiedzieliśmy też, w którym wozie możemy pisać tradycyjnego live’a. Gdyby nie dobre serce Jacka Gardego (któremu jeszcze raz bardzo chciałbym podziękować – DG), relacji po prostu by nie było. Co więcej, Michał odpowiedzialny za zdjęcia, umożliwiając organizatorom start, zgodził się obsłużyć radio wyścigu. Tak drodzy Państwo, dziennikarz naszosie.pl został poproszony by porzucić swoje obowiązki i zająć się radiem, bez którego impreza nie mogłaby się odbyć. Jak można do tego dopuścić? Niestety, później my obrywaliśmy za partyzantkę. Szkoda, że wyścig robiony jest na jeszcze większe #yolo.

Sam etap ponownie przyniósł „niespodzianki”. Radio w samochodzie Mavica miało zaledwie kilkaset metrów zasięgu, przez co podczas pisania live’a nie znaliśmy żadnych komunikatów z trasy. Wszystkie podawane informacje były wynikiem obserwacji, która z wnętrza samochodu jadącego za ucieczką nie jest najłatwiejsza. Efektem tego były mało śmieszne wstawki, obrazujące poziom naszej (a szczególnie mojej) irytacji. Oczywiście nie jesteśmy święci i też popełniamy błędy, ale chcielibyśmy mieć szansę na zrobienie wszystkiego jak najlepiej, a zwyczajnie nam tego nie umożliwiono. Przepraszamy, w takich warunkach nie da się pracować. Po prostu.

Jakby tego było mało, to nie był koniec przygód. Jeszcze godzinę po etapie do Sławna nie byliśmy pewni czy obaj spotkamy się w hotelu, gdyż transport „znalazł” tylko jeden, co na jakimkolwiek innym wyścigu jest niedopuszczalne. Naprawdę tak ciężko zorganizować auto medialne lub chociaż dwa stałe miejsca w innym pojeździe? Nie chcemy Ferrari. Może być nawet Maluch, byle nie martwić się ciągle o dojazd na bazę. Całe szczęście, że pojawił się jeden z potencjalnych sponsorów, który zmieścił kilka osób w swoim busie.

Warto też wspomnieć o posiłkach. W ciągu naszego pobytu zdążyliśmy 5 razy wybrać się do hotelowych restauracji, 4 razy posilając się makaronem z kurczakiem. Naturalnie mówimy zarówno o śniadaniu, obiedzie, jak i kolacji. Makaron z kurczakiem, wszędzie. W tym akapicie nie chodzi jednak głownie o nas (choć po trzeciej kurze żołądek zaczynał mieć szczerze dość, co odbijało się na samopoczuciu w samochodzie podczas etapu – 4 godziny z głową w dół), a o zawodników, którzy przy stolikach mruczeli pod nosami staropolskie k… Po pewnym czasie wszystkim jest niedobrze, proszę wierzyć.

Nie raz zwracano nam uwagę, że nie powinniśmy pisać źle o naszych wyścigach, żeby dziękować że w ogóle są. Jak dla nas, to nie o to chodzi. Jak coś robić, to na poziomie. Wyścigów w Polsce jest mało, to prawda. Ale jak są, to przyjeżdża na nie 50 zawodników – patrz Grand Prix Częstochowy. Tyle samo co na nasz niedzielny trening w Warszawie…

Jednocześnie proszę nam uwierzyć, że w Polsce da się zorganizować wyścig bardzo dobrze. Jako przykład posłużymy się lokalnym rywalem, czyli Grodom Piastowskim. Hotel od początku był zapewniony, dzięki czemu „po godzinach” pracowało się naprawdę dobrze. Restauracja stanęła na wysokości zadania, dzięki czemu zarówno kolarze, jak i obsługa (w tym my) mieli wszystko, czego akurat potrzebowali (różnicę robi nawet owsianka, kawa czy kilka warzyw). Na etapy woził nas samochód medialny, w którym panowała bardzo dobra atmosfera, a sama jego obecność pozwalała w spokoju zająć się pracą. Co więcej, dyrekcja zrobiła wszystko, by zapewnić nam jak najlepsze warunki do live’a. Było auto, dobre radio, masa informacji i powtarzające się pytanie „Wszystko w porządku? Coś potrzeba?”. Bogdan Rzepka dba o media, dało się to odczuć (za co mu dziękuję, bo praca na Grodach była przyjemnością). Zawodnicy co prawda nieco narzekali na jakość dróg, ale na to organizator za dużego wpływu nie ma. Proszę pamiętać, że to także kategoria 2.2. Da się? Da się.

O powodach, dla których wczoraj kolarze strajkowali, a dziś zastanawiali się nad startem do etapu postanowiliśmy nie pisać. To nie nasza sprawa. Środowisko zna ten temat od wielu lat… Wyścig jedzie dalej. Jak długo? Pożyjemy, zobaczymy…

Droga grupo organizacyjna, czas porządnie się zastanowić nad bytnością Bałtyk – Karkonosze Tour. Dobrze pomyślcie czy chcecie robić wyścig, czy noworoczną szopkę. Dla nas jedno jest pewne – na tegorocznym wyścigu już nas nie będzie, nie zamierzamy w tym „przedstawieniu” brać udziału. Nie dbacie o media, więc nie będą wam one przeszkadzać. Do usłyszenia.

 

Poprzedni artykułVuelta a Castilla y Leon: Alexander Evtushenko wygrywa pierwszy etap
Następny artykułAmgen Tour of California: Dibben wygrywa czasówkę, Bennett nowym liderem
Dziennikarz z wykształcenia i pasji. Oprócz kolarstwa kocha żużel, o którym pisze na portalu speedwaynews.pl. W wolnych chwilach bawi się w tłumacza, amatorsko jeździ i do późnych godzin nocnych gra półzawodowo w CS:GO.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Wiktor Jędrzejczak
Wiktor Jędrzejczak

Brawo
Niestety ale każdy pracujący gdziekolwiek musi wiedzieć kiedy powiedzieć dość gdy coś jest nie tak, jednak brawo nie za to że wyszliście z miejsca gdzie o was nie dbano. Brawo za to, że pokazaliście gdzie jest nie tak, dlaczego to robicie i co należy poprawić pokazując lepsze przykłady. Dajecie szansę do tej poprawy i mam nadzieję że za rok spróbujecie pojechać z nimi.

Czesław Wiśniak
Czesław Wiśniak

Parę lat już minęło ale może dalej wyścig organizuje klan M.?Jesli junior przejął po św. pamięci ojcu to z całym szacunkiem dla zmarłego,nic się nie zmieniło.Jestem zapalonym kolarzem-amatorem od lat.Przy okazji hotelarzem.Miałem zaszczyt gościć wyścig u siebie przez jedną noc.Mógłbym wiele opowiedzieć ale ograniczę się do stwierdzenia,że nic się nie zmieniło.Pozdrawiam całe naszosie.pl