Walijczyk przegrał z kontuzjami odniesionymi w kraksie na dziewiątym etapie i musiał opuścić peleton La Corsa Rosa.
Na dziewiątym odcinku Giro d’Italia z finiszem na Blockhaus, doszło do nietypowej sytuacji – motocyklista zatrzymał się po lewej stronie drogi i nie wszyscy kolarze zdążyli go ominąć. W efekcie po upadku wycofał się Wilco Kelderman (Team Sunweb), a straty ponieśli Geraint Thomas i Mikel Landa (Team Sky) i Adam Yates (Orica-Scott).
Początkowo wyglądało na to, że to Hiszpan ma najpoważniejsze obrażenia – jego lewa noga była bardzo spuchnięta i uniemożliwiała mu normalną jazdę. Thomas wybił bark, ale po nastawieniu powrócił do rywalizacji i dojechał na szczyt podjazdu ponad 5 minut za zwycięzcą. Dwa dni później, w jeździe indywidualnej na czas, kolarz Niebiańskich zajął drugie miejsce i wyglądało na to, że wszystko w porządku. Niestety kolejne dwa etapy to walka z bólem i ostatecznie lider Team Sky zdecydował się wycofać z imprezy.
Bardzo chciałbym jechać dalej, ale to byłaby walka o przetrwanie, a nie ściganie. Cierpiałem od mojej kraksy w niedzielę. Miałem problem z barkiem, który jest do przeżycia, ale z każdym kolejnym dniem kolano daje coraz mocniej popalić. Oczywiście nigdy nie jest miło przedwcześnie wyjeżdżać z wyścigu, ale muszę patrzeć na cały sezon. Teraz skupię się na Tour de France, chcę tam przyjechać w najwyższej formie jak to możliwe. Bardzo chciałbym podziękować kolarzom i ekipie. To była świetna zabawa, życzę wam jak najlepszego Giro. Jak zawsze ściganie we Włoszech bardzo mi się podobało, kibice są niesamowici, a ja z pewnością powrócę
– powiedział Thomas.
Co ciekawe, Walijczyk na konferencji prasowej po Tour of The Alps, w którym zwyciężył, został zapytany o swoje plany na Giro d’Italia. „G” zażartował wtedy, że drużyna postara się poprawić kiepskie wyniki z ostatnich lat, a „przynajmniej dojechać do końca”.