Ukrainiec zakończył kolarską karierę występem w Paryż-Roubaix i z roweru przesiadł się za kierownicę samochodu technicznego.
Wiele osób uważa, że 15-letnia kariera „Popo” powinna obfitować w sukcesy, tymczasem sympatyczny kolarz przyjął rolę pomocnika nie wygrywał zbyt wiele. Sam zainteresowany nie widzi jednak problemu.
Jestem w pełni usatysfakcjonowany moją karierą. To właściwa decyzja. Czasami w życiu trzeba takie podejmować. Przyjęcie roli gregario było jedną z nich. Tak, wygrałem kilka dużych wyścigów jako młody kolarz, a mistrzostwo świata U23 z Lizbony było najważniejsze, ale jestem dumny z tego, co osiągnąłem. Niektórzy mówią, że powinienem był wygrać więcej, ale to mój wybór. To moje życie. Wygrałem wiele z liderami, na których pracowałem. Mogę nawet powiedzieć, że drużynowe jazdy na czas, które wygraliśmy przez te wszystkie lata napawają mnie największą dumą.
Jarosław nie zawiesza kolarskich butów na kołku, by odpoczywać. Z siodełka przeskakuje od razu do fotela samochodu technicznego, by pełnić rolę dyrektora sportowego Trek-Segafredo. Ukrainiec jest idealny do tego zadania – ma ogromne doświadczenie, zna wielu ludzi oraz mówi w siedmiu językach (m.in. po polsku). Zakłada też, że przejechał około pół miliona kilometrów na rowerze.
Będę się musiał przestawić z roweru na samochód dyrektora. Kocham prowadzić samochody, ale to nie to samo co jeżdżenie 5 godzin 40km/h! Wyzwaniem może też być praca ze sportowcami, z którymi do wczoraj startowałem, ale jestem gotowy. To piękna okazja, coś, co było w mojej głowie od jakiegoś czasu, ale nie spodziewałem się, że drużyna skontaktuje się ze mną zimą i złoży mi ofertę jeżdżenia do Paryż-Roubaix. Zawsze wiedziałem, że zostanę w kolarstwie. To perfekcyjna sytuacja: zostać w tej samej grupie ludzi.
źródło: Trek-Segafredo