Tour de Pologne to będzie mój pierwszy wyścig po trzech miesiącach bez ścigania. Szczególnie nie mogę się doczekać czasówki w Krakowie – mówi nam kolarz Tinkoff-Saxo, Maciej Bodnar.

Maćku, jak to jest znów siedzieć na rowerze?

Fantastycznie. Mój powrót do zdrowia to była etapówka, jak w wyścigu. Najpierw rehabilitacja. Potem rolki. Na początku po godzinie nie dawałem rady, tak to ramię bolało. Pięć tygodni temu znów ruszyłem w trasę i poczułem się wspaniale.

Po pięciu tygodniach jesteś…

Gdzieś tam w połowie drogi. Przerabiam już pełnowymiarowe, pięciogodzinne treningi, ale – rzecz jasna – brakuje jeszcze trochę formy. Jak się zacznie podjazd, to muszę się nieźle zasapać, żeby dotrzymać koła kolegom. Ale pracujemy. Jestem z ekipą na zgrupowaniu w Livigno. Wysokie góry na pewno pomogą.

A jak głowa?

To dobre pytanie. Ciekawy jestem jak odnajdę się znów w peletonie. Choć patrząc na nasze treningowe przejażdżki, to jest nieźle. Trzymam się chłopakom na kole, nie ma strachu. Choć na pewno z tyłu będą drobne obawy. Pewnie ujawnią się na jakichś mocniejszych zjazdach, pewnie będę tę rękę jakoś podświadomie chronił.

Były ciężkie chwile po tym upadku?

Była niepewność. Bo nie było do końca wiadomo jakie to złamanie. Trzeci raz złamałem ten sam obojczyk. Prześwietlenia nie dawały jasności, czy pęknięcie jest w jednym czy w dwóch miejscach. Potem się okazało, że nie można leczyć tego tradycyjnie, za pomocą kolejnej blaszki. Właśnie z powodu poprzednich złamań. Chcieli mi to oklejać jakąś specjalną taśmą, ale wtedy czas leczenia wyniósłby minimum sześć miesięcy. Więc tak naprawdę straciłbym nie jeden, a dwa sezony. Nie chciałem tego, choć nie chciałem też niczego za bardzo przyspieszać. Wiadomo, jest kolarstwo, a potem jeszcze całe życie.

Ekipa naciskała, byś wracał szybciej?

Nie. Ekipa zachowała się… Brak słów. Od razu po wypadku wszystko było załatwione. Przeloty biznes-klasą, najlepsi lekarze, leczenie jakie chciałem. I zero ciśnienia. Codziennie ktoś do mnie dzwonił. Nie tylko Peter Sagan, z którym trzymamy się razem od lat. Co chwila ktoś się odzywał. A to Oleg Tinkov, a to mechanik, a to masażysta. Naprawdę, ludzie, z którymi zamieniłem wcześniej kilka zdań z troską dopytywali, jak się czuję.

Tour de Pologne od początku miał być miejscem powrotu?

Nie. Zaraz po wypadku sądziliśmy, że wystarczy kolejna blaszka i tradycyjne leczenie. Byłem więc na wstępnej liście na Tour de Suisse. To miało być przetarcie przed Tour de France.

Oleg Tinkov mówi, że gdyby nie wypadek, miałbyś tam pewne miejsce. Arek Wojtas, członek obsługi waszego zespołu, mówi że Rosjanin jest tobą zachwycony.

Oleg jest bardzo serdecznym człowiekiem. Jak wracałem do zdrowia pisał mi tak miłe, osobiste esemesy, że aż się zastanawiałem, czy nie pomylił numeru (śmiech).

Patrząc na to jak krwawy jest ten Tour de France, może dobrze, że tam jednak nie jedziesz.

Oglądam etapy w telewizji i też dochodzę do takiego wniosku. Jechałem tu już trzy razy i powiem szczerze – nie ma drugiego takiego wyścigu. Z taką presją, z takim przepychaniem.

Odliczasz dni do Tour de Pologne?

I tak, i nie. Odliczam, bo jest ich coraz mniej, a ja jeszcze trochę czasu potrzebuję, by dojść do formy. Myślę, że akurat się wyrobię. Więc wcale bym nie chciał czasu przyspieszać. To nasz narodowy wyścig, bardzo chcę być na niego gotowym. Myślę przede wszystkim o czasówce. Bardzo się nastawiam na ten etap. Wcześniej będzie kilka okazji dla sprinterów, potem góry, a ja chciałbym mieć swoją kropkę nad i właśnie w Krakowie.

Patrzyłeś na trasę Tour de Pologne?

Nawet wczoraj (śmiech). Bardzo podoba mi się otwarcie w Warszawie. Stadion Narodowy i ulica Karowa. Znam ją z rajdu Barbórki, bo zawsze się motoryzacją interesowałem. Jest ostro, jest bruk, będzie ciekawie.

Kto będzie waszym liderem na Tour de Pologne.

Nie wiem, nie ma jeszcze ostatecznego składu. Ale ja myślę, że może to być Paweł Poljański. Jest Polakiem i jest w bardzo dobrej formie.

Mówisz o jeździe na czas. Zanim uległeś wypadkowi, pokazałeś tu wielkie postępy.

Na pewno. Jestem zachwycony tym, jak w Tinkoff-Saxo pracuje się nad każdym detalem. Od kiedy się tu pojawiłem szef wszystkich trenerów Bobby Julich i mój osobisty opiekun Patxi Vila twierdzili, że mam jeszcze duże rezerwy w jeździe na czas. Mocno nad tym pracujemy. Byłem już dwa razy w tunelu aerodynamicznym, zmieniliśmy sporo w mojej pozycji. Mam indywidualnie dopasowany sprzęt najwyższej klasy – kombinezon jest po prostu kosmiczny. Aż mnie świerzbi, żeby to wszystko założyć i przetestować w warunkach bojowych. Na Tour de Pologne, a potem – mam nadzieję – na mistrzostwach świata. Liczę i na miejsce w drużynówce, i w reprezentacji Polski. Jestem w stałym kontakcie z Piotrem Wadeckim. Zapewnia, że bardzo na mnie liczy.

Chcesz coś sobie jeszcze w tym sezonie udowodnić.

Nie. Chcę po prostu wrócić. Pojechać Tour de Pologne, potem Vueltę, bo jestem we wstępnym składzie. I naprawdę wierzę, że ta praca, którą teraz solidnie wykonuję, zaprocentuje. Będę miał w nogach sporo świeżości, a patrząc na to jak szalone było tempo w Giro, jak najlepsi dostają w kość w Tour de France, naprawdę mogę błysnąć.

Źródło: Lang Team

Poprzedni artykułJim Ochowicz wraca do tematu zmniejszenia objętości peletonu
Następny artykułW Tinkoff – Saxo liczą na dobry wynik Poljańskiego
W redakcji naszosie.pl praktycznie od samego początku. Obecnie większość czasu poświęca na prowadzenie grupy GVT. Weekendy zazwyczaj spędza na szosach całej Polski. Dla naszosie.pl zdobył trzy medale Mistrzostw Polski dziennikarzy w tym dwa złote. W Mistrzostwach Świata dziennikarzy na Krecie wywalczył czwarte miejsce w jeździe indywidualnej na czas.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments