Oleg Tinkov ma dużo zer na koncie. Jednak jak każdy przedsiębiorca – nie lubi, gdy zainwestowane pieniądze się nie zwracają. Stąd też pojawiły się pierwsze zastrzeżenia Rosjanina do wyników ekipy Riisa.
Jak donosi l’Equipe – Tinkov miał utarczkę słowną z dyrektorem sportowym drużyny w trakcie Tirreno – Adriatico. Oleg był zły, że od początku roku drużyna odniosła tylko jedno zwycięstwo, Contador przegrał wyraźnie z Quintaną podczas wyścigu dwóch mórz, a Rafał Majka kiepsko zaprezentował się w Paryż – Nicea. Rosjanin domaga się także, żeby Riis wziął odpowiedzialność za drużynę i zminimalizował rolę Stevena de Jongha.
„Wielkie talenty są zawsze pod presją i to bez znaczenia, czy nakłada na nich ją Bóg czy oni sami. Presja tym większa, jeśli masz kilkumilionowy kontrakt. Ja jestem pod presją codziennie. To są sportowcy i dyrektorzy sportowi, a nie jakaś „Księżniczka na ziarnku grochu” – tak komentuje sprawę ekscentryczny milioner.
Oliwy do ognia w całej sprawie dodał też Peter Sagan, który wygrywając etap na Tirreno – Adriatico dołożył drugie zwycięstwo w sezonie dla drużyny. Słowak powiedział, że „Wiemy pod jaką presją się znajdujemy, bo nakładamy ją sami na siebie, więc nie jest koniecznie, żeby ktoś robił to za nas”.
Tinkov zapewne chciałby, żeby miliony pompowane w drużynę, którą firmuje swoim nazwiskiem, zaczęły się mu zwracać poprzez sukcesy jego zawodników. Wydaje się, że najmniej wygodnej pozycji jest Sagan, który nie dość, że ma kontrakt z sześcioma zerami, to jeszcze może bardzo „podpaść” swojemu szefowi. Tinkov stwierdził, że „będzie bardzo zdenerwowany, jeśli Sagan nie wygra dwóch lub trzech wielkich klasyków”.
Szansa na polepszenie swoich notowań Słowak ma już dziś, gdyż jest jednym z faworytów do sukcesu w Mediolan -San Remo.
Foto: TInkoff – Saxo
Tylko spokój gwarantuje nam sukces.
No to pewnie jeszcze bardziej się zdenerwuje, bo dzisiaj Sagan czwarty.
Jesienią humor mu się poprawi, jak Majka wygra Vueltę.