Dariusz BaranowskiZawsze przyjemniej jedzie się w największych wyścigach, kiedy w peletonie są również inni Polacy. Myślę, że w kolejnych latach znowu będziemy w „Wielkiej Pętli” reprezentowani przez co najmniej pięciu biało-czerwonych – mówi Dariusz Baranowski, jedyny polski kolarz, który aż pięć razy ukończył Tour de France (w tym raz na 12. miejscu).

Pięć razy pan startował i pięć razy ukończył „Wielką Pętlę”. Jakie są pana pierwsze skojarzenia z tą imprezą?

Ogromna ilość fanów, wielka presja, mnóstwo dziennikarzy. No i miano największego i najbardziej prestiżowego wyścigu kolarskiego na świecie. Na pewno niezapomniane są też wszystkie najbardziej znane górskie premie: Alpe d’Huez, Tourmalet czy Galibier. Wszędzie tam czekają na zawodników tłumy kibiców i doping tam jest inny niż na reszcie wyścigów. Atmosfera wielkiego święta jest tam dużo bardziej wyczuwalna. Te tłumy z wielkim dzwonami i miejsca, gdzie wszystko dudni, kibiców – to coś niesamowitego. Ten gwar i szum siedzi w głowie jeszcze długo po zakończeniu etapu i czasem nie można zasnąć jeszcze późno w nocy. Do dzisiaj mam w głowie te obrazki i dźwięki z tych podjazdów.

Trzech spośród pięciu Polaków w tegorocznym Tour de France to debiutanci w tej imprezie.  Jakie myśli przechodzą przez głowę nowicjusza przed tak wielkim wydarzeniem?

Pierwszy start zawsze wiąże się z ogromnymi emocjami i tremą. Wszędzie dookoła słyszy się, jaki to jest duży wyścig, jaki trudny, z jak wieloma kibicami i dużą presją ze strony sponsorów. Startując pierwszy raz, bardzo się to wszystko przeżywa. Również noc przed pierwszym startem jest trudna z racji natłoku emocji. Świadomości, że „już jutro rusza wielki Tour de France” na pewno nie jest łatwo się pozbyć. Nawet kolarze, którzy po raz kolejny biorą udział w tym wyścigu, mają problemy, aby spokojnie przespać noc przed pierwszym etapem. Później jednak z każdym dniem zawodnicy przyzwyczajają się do tej wyjątkowej atmosfery.

A jak to wygląda, gdy jedzie się po raz kolejny w „Wielkiej Pętli”?

Na pewno trema opada, bo z dnia na dzień człowiek się adaptuje się do wszystkiego. Natomiast presja cały czas jest bardzo duża – ze strony dyrektorów sportowych danej grupy, sponsorów, kibiców, dziennikarzy.  To ciśnienie nie maleje aż do samego wjazdu na Pola Elizejskie. Dopiero  później następuje moment rozluźnienia. Wiadomo, że niektórzy są bardziej zadowoleni, a inni mniej, ale w zasadzie każda drużyna coś tam dla siebie ugra przez te trzy tygodnie i radość pojawia się wtedy we wszystkich ekipach.

Kiedy pan startował, czasem był pan jedynym Polakiem w stawce, a czasem było was raptem dwóch. Teraz w peletonie jedzie piątka biało-czerwonych. Czy mają trochę łatwiej, bo to zainteresowanie wśród krajowych kibiców rozkłada się na więcej osób?

W przypadku zainteresowania krajowego – na pewno tak jest. Uwaga nie koncentruje się tylko na jednym zawodniku. Ale pamiętajmy, że każdy z chłopaków przede wszystkim ma zadania wyznaczone przez własną grupę i to tam jest z nich rozliczany w pierwszej kolejności. Bez wątpienia większa liczba Polaków jest dla nich ułatwieniem, choćby z tego względu, że w peletonie mają więcej okazji, aby porozmawiać w ojczystym języku.

Czy ten pułap pięciu zawodników zostanie utrzymany w kolejnych latach, czy też to taki jednorazowy „wyskok” i w kolejnych edycjach znowu naszych reprezentantów w „Wielkiej Pętli” będzie mniej?

W drużynach World Touru jeździ coraz więcej Polaków i myślę, że będzie się to też przekładało na ich liczbę w Tour de France. Nie ukrywam, że bardzo też liczę na to, że za kilka lat w tym wyjątkowym wyścigu wystartuje też polska grupa. Zarówno CCC Polsat, jak i ActiveJet Team mają ambitne plany rozwoju na najbliższe 5-6 sezonów i myślę, że w końcu doczekamy się krajowej ekipy na starcie Tour de France.

W ofercie firmy bukmacherskiej Fortuna pojawił się zakład specjalny, w którym można stawiać na etapowe zwycięstwo jednego z naszych reprezentantów . Na ile realne jest, że po przeszło 20 latach doczekamy się znów polskiego kolarza na najwyższym stopniu podium w Tour de France?

Uważam, że w tym roku jest to bardzo realne. Michał Kwiatkowski już kilka razy pokazał, że jest w stanie wygrać etap. A takich odcinków, gdzie przed końcówką są podjazdy i nie będzie sprinterów, zostało jeszcze sporo i na nich Michał jak najbardziej może okazać się najszybszy z małej grupki, jadącej na czele. Wierzę, że tak samo Bartek Huzarski zabierze się w jakiś odjazd i będzie walczył na etapie o dobry wynik.

A jeśli chodzi o klasyfikację końcową, na co stać biało-czerwonych?

Wiadomo, że Michał walczy o miejsce w „generalce”. Ukończenie wyścigu w dziesiątce jest jak najbardziej w jego zasięgu, a czy będzie to miejsce bliżej podium – o czym wszyscy marzą – rozstrzygnie się w wysokich górach. Jest szansa, że „Kwiatek” do końca przejedzie je z najlepszymi.

Jeszcze kilka tygodni temu zapowiadało się, że Rafał Majka będzie walczył o wygraną w Tour de Pologne. Czy po wielkim wysiłku związanym z występem w dwóch wielkich tourach z rzędu marzenia o triumfie przed rodzimą publicznością są jeszcze chociaż trochę realne?

Prawdę mówiąc, w minimalnym stopniu. Nie wiadomo, czy w tym układzie, w ogóle wystartuje on w naszym narodowym wyścigu. Rafał na razie jedzie we Francji bardzo spokojnie, ale nie wynika to przecież z tego, że nie jest przygotowany odpowiednio, tylko dlatego, że jego zadaniem jest pomoc Alberto Contadorowi, a do tej pory nie była ona potrzebna. Podczas najtrudniejszych etapach, w Alpach i Pirenejach, Rafał na pewno będzie w dobrej formie i w kluczowych momentach okaże się bardzo pomocny  Hiszpanowi.

A kiedy doczekamy się klasowego sprintera, który namiesza trochę w międzynarodowej stawce na płaskich etapach?

Jest Grzesiu Stępniak z CCC i Konrad Dąbkowski z ActiveJet. Obaj są rasowymi sprinterami, najlepszymi w kraju. Musieliby jednak jeździć częściej w wielkich wyścigach i zdobywać tam doświadczenie. Dynamiki im nie brakuje, ale potrzeba im jeszcze obyć się z tym niesamowitym tempem, które jest na najsłynniejszych imprezach. Zatem albo musieliby się przenieść do ekip z World Touru, albo obie nasze eksportowe grupy musiałby jeszcze więcej jeździć i finiszować z najlepszymi.

Pod nieobecność Chrisa Froome’a kto będzie największym rywalem Alberto Contadora w walce o końcowe zwycięstwo w tym roku?

Jak widać po dotychczasowych etapach – Vincenzo Nibali z Astany. Włoch nie po górach, ale po brukach wyrósł na jednego z faworytów tegorocznej edycji. W grze na pewno będą też: Alejandro Valverde z Movistaru i Rui Costa z Lampre. Dla mnie głównym kandydatem do końcowego triumfu pozostaje jednak Contador. Wprawdzie stracił ponad dwie minuty na brukach, ale bruki to nie góry i tam będzie zupełnie co innego. Strata jest spora, ale jego akurat stać na nadrobienie ich z nawiązką.

A jak w ogóle ocenia pan pierwsze etapy tegorocznego TdF?

Nie podobał mi się etap „brukowy”. Uważam, że takie odcinki nie pasują do Tour de France. Poza tym, jak to na „Wielkiej Pętli” – każdy etap jest ciekawy, bo każdy kolarz walczy o coś tutaj każdego dnia. Powalczenie i pokazanie się nawet na jednym tylko etapie to już jest naprawdę duży sukces, który zapewnie udane rozliczenie całego sezonu. Dzięki temu całość zmagań jest tak ekscytująca.

Materiał www.arskomgroup.pl

Poprzedni artykułDarwin Atapuma przeszedł operację złamanej kości udowej
Następny artykułGiro d’Italia 2015 zacznie się w San Remo, pisze włoska prasa
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments