fot. Giro d'Italia

Wraz z końcem sezonu 2020, oficjalnie zakończyła się wieloletnia przygoda CCC ze światowym peletonem. Przez dwie dekady „pomarańczowi” byli widoczni na szosach całego świata, dając nam dużo radości. Niestety każda przygoda kiedyś się kończy. Czas więc na małe podsumowanie.

Dzięki wieloletniej budowie własnego zespołu, firma CCC praktycznie na zawsze będzie kojarzona z kolarstwem. Dariusz Miłek i jego współpracownicy do końca swoich dni będą nazywani filantropami dwóch kółek. Nikt bowiem nie odmówi im już tego, co przez ostatnie 20 lat udało im się osiągnąć, a patrząc na włodarzy innych zespołów, udało się naprawdę wiele.

Historia całego projektu CCC pokazuje też, jak dobrym pomysłem dla wielu przedsiębiorstw jest wspieranie sportu czy też organizacji mających pozytywny wpływ na codzienne życie. W ten sposób jedna z największych polskich firm obuwniczych już nigdy nie będzie po prostu firmą obuwniczą.

Przejdźmy jednak do spraw stricte sportowych. Co nie powinno specjalnie zaskakiwać, zdecydowanie najważniejsze dla największego polskiego zespołu były ostatnie 2 lata, spędzone w cyklu World Tour. To właśnie wtedy pomarańczowe koszulki były widoczne na wszystkich najważniejszych wyścigach w kalendarzu, takich jak Tour de France, Giro d’Italia czy Paryż – Roubaix. Wcześniej ekipa Dariusza Miłka ścigała się jedynie dwukrotnie w La Corsa Rosa, co jakiś czas pokazując się też w nieco mniej istotnych imprezach najwyższej kategorii, takich jak Tour de Pologne czy Tour de Suisse.

Jak to się zaczęło?

Choć nie wszyscy pamiętają, ale nazwa CCC była w kolarstwie już od 2000 roku. Wtedy też Dariusz Miłek postanowił dołączyć do dwóch innych krajowych sponsorów, tworząc zespół MAT – Ceresit – CCC, mający naprawdę solidny skład. Znajdowali się w nim bowiem m.in. Cezary Zamana czy Piotr Przydział, który zdołał wygrać całą edycję Tour de Pologne. W ten sposób zaczęła się piękna historia.

Rok później w peletonie pojawiła się już ekipa CCC – Mat, którą można było z powodzeniem nazwać najlepszym polskim teamem. Do zespołu dołączyli bowiem tacy zawodnicy jak Ondrej Sosenka czy David McCann, którzy zapisali na swoim koncie wiele istotnych triumfów. Już wtedy stało się jasne, że przyszłość „pomarańczowych” może być niezwykle ciekawa.

Podobnie sprawa miała się w roku 2002, kiedy zespół nazywał się już CCC – Polsat. Zespół o tym samym trzonie znakomicie prezentował się na wyścigach w całej Europie, w sumie zdobywając 14 zwycięstw, a także notując wiele miejsc w ścisłej lub nieco szerszej czołówce. Warte zapamiętania są wysokie lokaty w takich imprezach jak Giro del Trentino czy Tour de Luxembourg.

Skok na głęboką wodę

Okazja na wielkie wyniki już w czwartym sezonie działalności? Brzmi jak plan! Jak wszyscy z Państwa doskonale pamiętają, przed 2003 rokiem ekipa CCC popełniła kilka bardzo poważnych wzmocnień, zatrudniając kolarzy liczących się w międzynarodowych rozgrywkach. Mowa tu przede wszystkim o Pavle Tonkovie, który w pewnym sensie zapewnił pomarańczowym start w Giro d’Italia. Do Sosenki i Przydziała dołączyli też Dariusz Baranowski i Andris Nauduzs, którzy mogli pochwalić się niemałym doświadczeniem (w szczególności Ryba).

Pierwszy start w Wielkim Tourze był jednak poprzedzony kilkoma wartymi uwagi wynikami. Czwartą lokatę w Le Samyn zanotował Arkadiusz Wojtas, który próbował też pokazywać sie z jak najlepszej strony na innych brukowanych klasykach. Drugie miejsce w Wyścigu Pokoju zaliczył za to Sosenka, który przegrał jedynie ze znakomitym Steffenem Wesemannem.

Niestety, mimo bardzo szeroko zakrojonych przygotowań, samo Giro nie było w wykonaniu ekipy CCC wybitne. Przede wszystkim zawodem okazała się postawa Pavla Tonkova, który musiał wycofać się z rywalizacji na etapie nr 14, kończącym się w Alpe di Pampeago. Była to tym gorsza informacja ze względu na wysoką pozycję Rosjanina, który wciąż utrzymywał się w czołowej „10” klasyfikacji generalnej, jednocześnie etap do Terminillo kończąc na 4. miejscu. Ostatecznie w GC najlepszym zawodnikiem pomarańczowych był Dariusz Baranowski, który zajął 12. miejsce.

Co ciekawe, na poszczególnych etapach nie było wiele lepiej, lecz trzeba przyznać, że polski zespół był widoczny. W czołówce meldowali się także m.in. wspomniany Nauduzs, Baranowski, Bogdan Bondariew czy Piotr Chmielewski. Niestety ostatecznie podopieczni Dariusza Miłka nie stanęli nawet na podium.

Okres przejściowy

Po kilku latach wzmożonej aktywności, firma CCC postanowiła nieco uspokoić swoje zapędy. Wtedy też, kolejnym głównym sponsorem zespołu został Hoop. Nie oznacza to jednak, że ekipa zrezygnowała z pokazywania się poza granicami naszego kraju. Wręcz przeciwnie – najlepsze wyniki Hoop-CCC-Polsat notowała za granicą.

Nie były to jednak tak dobrze obsadzone imprezy, jak te atakowane przed rokiem. Związek z tym miało na pewno osłabienie składu zespołu. Zmienić barwy postanowiły największe gwiazdy, czyli Tonkov, Baranowski i Nauduzs. Co jednak ciekawe, miejsce w ekipie znalazł Alexei Sivakov, ojciec jednej z obecnych gwiazd ekipy Ineos.

Po sezonie 2004, przyszedł czas na krótki odpoczynek. W 2005 roku logo CCC nie pojawiło się bowiem w kolarskim peletonie. Na szczęście polskich kibiców, już za rok miało się to zmienić.

Rozważna budowa

Od roku 2006 rozpoczął się poważny proces budowy zespołu praktycznie od zera, który trwał do sezonu 2020. W tym czasie cały program ekipy CCC przestał być nastawiany na szybki sukces, a zaczął na długofalową obecność marki w peletonie. Jak zawsze, nowe początki były dość skromne. W ekipie CCC – Polsat zalazło się miejsce dla 9 zawodników, którzy ścigali się głównie w kraju, lecz mieli też swoje szanse w wyścigach zagranicznych. Skończyło się jednak na trzech zwycięstwach na domowych szosach.

Rok później, już oficjalnie, do nazwy zespołu dołączono miasto Polkowice, z którymi cały projekt był bardzo blisko związany. Powiększono też skład do 15 zawodników, wśród których znaleźli się m.in. Paweł Wesoły i Tomasz Kiendyś, którzy we dwójkę odnieśli… aż 9 z 17 triumfów zespołu. Oczywiście zespół ścigał się głównie w wyścigach 2 kategorii, lecz sukcesy zarówno w kraju, jak i zagranicą pozwalały wierzyć, że pomarańczowi zbudują sobie mocną pozycję w międzynarodowym peletonie.

Po udanym na krajowym podwórku sezonie 2008 (21 zwycięstw) przyszedł ciekawy rok 2009. Dlaczego ciekawy? Głównie ze względu na kalendarz polskiego zespołu. Wtedy bowiem, do wyścigu dookoła Tajwanu władze ekipy postanowiły dodać Tour du Maroc, co okazało się strzałem w „10”. W Afryce pomarańczowi odnieśli aż 7 zwycięstw, choć co ciekawe, nie udało im się wygrać klasyfikacji generalnej. Oprócz wypadów do krajów egzotycznych z punktu widzenia kolarstwa, podopieczni Dariusza Miłka ponownie szaleli na domowych trasach.

O półkę wyżej

Z czym kojarzymy sezon 2010? Oczywiście z przejściem CCC-Polsat-Polkowice do grona zespołów Pro Continental. Awans do drugiej dywizji był dla pomarańczowych niezwykle istotny, tym bardziej, że pojawiły się realne szanse na jazdę w wyścigach World Tour. Oparty na polskich zawodnikach skład rozpoczął europejskie wojaże od Hiszpanii, lecz ponownie zdecydowanie najwięcej osiągnął na krajowym podwórku (jak wiemy tendencja ta utrzymywała się praktycznie do samego końca).

Wydawało się, że sezon 2011 powinien być podobny, lecz wtedy do zespołu dołączyło dwóch dobrze wszystkim znanych zawodników – Jose Mendes i Andre Schulze. Znana ze swoich umiejętności dwójka zrobiła naprawdę wiele, by wyciągnąć polską ekipę o jeszcze jeden poziom wyżej. Widać to było m.in. w wyścigach World Tour, z naciskiem na Vueltę a Catalunya. To właśnie tam jedynie Mendes był w stanie nawiązywać walkę z rywalami. Schulze z kolei zapewnił zespołowi wiele dobrych wyników w wyścigach jednodniowych, włącznie ze zwycięstwem w Sparkassen Neussen Classics czy czwartą lokatą w Handzame Classic.

Krok w tył

Mimo dużych nadziei przed sezonem 2011, z ostatecznych wyników nikt nie był specjalnie zadowolony. Skończyło się to ograniczeniem finansowania ekipy, która w 2012 roku, na rok wróciła do trzeciej dywizji. Z ekipy odeszły więc największe gwiazdy, lecz kontrakt z zespołem parafował m.in. doskonale znany w polskim środowisku Nikolay Mikhailov. Sam sezon także nie był zły. Na krajowym podwórku karty rozdawał bowiem Marek Rutkiewicz, który wiosną zgarnął też triumf we francuskiej etapówce dookoła Ardenów.

Drugie podejście

Sezon 2013 to oficjalny powrót zespołu CCC do grona ekip ProConti. Nie był to jednak zwykły powrót. W składzie ekipy znalazł się bowiem Davide Rebellin, który dla polskiego kolarstwa zrobił więcej, niż niejeden działacz. Doświadczony Włoch od samego początku przejął rolę lidera zespołu, notując całą masę świetnych wyników i odnosząc kilka zwycięstw. Bardzo dobra jazda Rebellina pokazała też, jak wiele brakuje jeszcze zespołowi do miejsca, w którym chce się znaleźć.

Jako ciekawostkę warto też dodać, że właśnie w 2013 roku po raz pierwszy w barwach CCC występował Josef Cerny. Jest to o tyle interesujące, że po drugim etapie udało mu się założyć koszulkę lidera, co po tegorocznym etapowym zwycięstwie w Giro d’Italia przypominał m.in. Simon Geschke.

Rok 2014 był kolejnym z „tych bardzo ważnych”. Do zespołu dołączyli bowiem Maciej Paterski i Bronislau Samoilau, czyli kolarze z dużym doświadczeniem w cyklu World Tour. Oczywiście, nie licząc Rebellina i mającego świetny sezon Bartłomieja Matysiaka, to własnie oni zostali liderami swojej ekipy. Popularny Patera właśnie w 2014 roku odniósł jeden ze swoich największych sukcesów, wygrywając Tour of Norway.

Co równie ważne, w 2014 roku liczba bardzo dobrych rezultatów pomarańczowych w całej Europie była naprawdę pokaźna. Oznaczało to, że cały projekt idzie w dobrym kierunku i w niedalekiej przyszłości może się jeszcze bardziej rozwinąć.

Wtedy przyszedł rok 2015, w pewnym sensie przełomowy dla całego projektu CCC. Do ekipy dołączyli wówczas tacy kolarze jak Jan Hirt, Grega Bole czy Stefan Schumacher. Po raz pierwszy pojawili się w nim także Patryk Stosz, Kamil Małecki i Piotr Brożyna, co patrząc na obecne czasy jest kwestią bardzo istotną.

Dlaczego jednak sezon 2015 był aż tak ważny? Sprawa jest prosta. Po pierwsze, ponownie znakomity rok notował Maciej Paterski. Po drugie, zespół wystartował w całej masie wyścigów rangi World Tour, z Giro d’Italia na czele. Oznaczało to, że po 12 latach, polski team ponownie wystąpi w Wielkim Tourze. Nie mogło się to więc obejść bez echa.

Co do samego startu pomarańczowych w Giro d’Italia, nie był on nadzwyczaj udany, być może ze względu na fakt, że w składzie na La Corsa Rosa zabrakło Davide Rebellina. Przez to też najwięcej mówiło się nie o postawie zawodników, a o wielkości autokaru ekipy, który po czasie stał się swoistym memem.

Żeby jednak spojrzeć obiektywnie na rok 2015, należy spojrzeć na całą masę innych, znakomitych wyników pomarańczowych. Maciej Paterski zdołał wygrać Tour of Croatia oraz pierwszy etap Vuelta a Catalunya, zostając liderem. Dorzucił też kilka dobrych miejsc w klasykach, m.in. 9 lokatę w wygranym przez Michała Kwiatkowskiego Amstel Gold Race. Pozostali kolarze ekipy prezentowali się bardzo dobrze także w takich wyścigach jak GP Plouay (4. miejsce Gregi Bole), Milano – Sanremo (16. miejsce Bole) czy Tour de Pologne (11. lokata Rebellina). Czy był to moment zwrotny w historii CCC? Na pewno.

Projekt – atak

Zanim sezon 2016 na dobre się rozpoczął, ekipa CCC – Sprandi – Polkowice mogła pochwalić się nowiutką bazą w Polkowicach, która na niejednym mogła zrobić wrażenie. Wtedy też jednak zespół na dobre stał się ekipą budowaną na tych samych zasadach, co największe teamy na świecie. Oprócz angażu liderów w postaci Paterskiego, Rebellina, Samoilaua, De la Parte czy Ponziego, trzon zespołu tworzyli bowiem młodzi kolarze pokroju Hirta, Grossschartnera, Alana Banaszka, Paluty czy Stosza. Niezwykle interesujący był także kalendarz zespołu, który zawierał wiele ważnych imprez rangi World Tour. Tym razem jednak obyło się bez większych sukcesów.

Rok później sytuacja uległa pewnej zmianie. Z zespołu odszedł bowiem Davide Rebellin, a wraz z nim barwy zmienił Victor De la Parte. Swoją szansę otrzymali za to Michal Schlegel, Frantisek Sisr, Jonas Koch i Jan Tratnik. Zmienił się też kalendarz zespołu, z którego wypadło wiele imprez World Tour. Pomarańczowi wrócili jednak na trasę Giro d’Italia, gdzie ich jazda wyglądała już zdecydowanie lepiej.

Podczas La Corsa Rosa, zdecydowanie największą gwiazdą zespołu został Jan Hirt. To właśnie wtedy Czech wybitnie prezentował się w trzecim tygodniu, kończąc wyścig na 12. lokacie i przyklepując sobie miejsce w cyklu World Tour. Swoje trzy grosze do zespołowego skarbca ze zwycięstwami dorzucił także Maciej Paterski, a poważne początki kariery notował Alan Banaszek, którego wtedy, słusznie, zaczęliśmy uważać za bardzo duży talent.

W 2018 roku, jak można było się spodziewać, zespół został rozebrany z młodych talentów. Ekipę opuścili Grossschartner i Hirt, których miejsce zajęli Marko Kump, Amaro Antunes oraz… Szymon Sajnok. Jak się okazało, nie był to wcale zły deal. Co prawda ekipa otrzymała zaproszenie na zaledwie 5 wyścigów rangi World Tour. Mimo to Jan Tratnik, Mateusz Taciak, Jonas Koch, Szymon Sajnok i Amaro Antunes zdołali zanotować całą masę bardzo dobrych rezultatów w dobrze obsadzonych imprezach. Pozwoliło to zespołowi utrzymać swoją pozycję.

Zdecydowanie najważniejsze miało jednak miejsce w pierwszym dniu przerwy podczas Tour de France. Wtedy bowiem oficjalnie poinformowano o przejęciu przez CCC licencji ekipy BMC. Tym samym, po raz pierwszy w historii, polski zespół miał stać się ekipą rangi World Tour.

Dwa lata radości

Czy ostatnie 2 lata, kiedy to ekipa CCC należała do cyklu World Tour, były udane? Trudno powiedzieć. Na pewno zespół nie notował takich rezultatów, na które sam liczył. Mierząc jednak siły na zamiary, nie było źle. Szkoda jedynie, że zupełnie nie udało się wykorzystać największej gwiazdy zespołu, Grega van Avermaeta. Belg w barwach polskiego zespołu odniósł zaledwie 3 zwycięstwa – etap Vuelta a Valenciana, etap Tour de Yorkshire oraz GP de Montreal.

Rozliczając wojaże w World Tourze trzeba przyznać, że CCC zgarnęło jedynie 3 triumfy w wyścigach tej kategorii. Było to wspomniane GP Montreal, etap Tour Down Under zgarnięty przez Patricka Bevina oraz najważniejsze – etap Giro d’Italia wygrany przez Josefa Cernego, który znakomicie zamknął klamrą całą historię ekipy z Polkowic.

Czy można było wyciągnąć z tego więcej? Być może. Niestety wszyscy członkowie projektu nie będą mogli się już poprawić. Miejmy jednak nadzieję, że jeszcze kiedyś uda się pomarańczowym wrócić do peletonu.

Podsumowanie

Dariusz Miłek i jego współpracownicy przez 20 lat napisali kawał historii polskiego kolarstwa. Dodać do tego należy też wsparcie dla Polskiego Związku Kolarskiego, w którym jednak wiadomo co się dzieje. Czy będzie nam brakować loga CCC w peletonie? Na pewno. Obyśmy tylko mogli tak samo liczyć na inne polskie teamy w niedalekiej przyszłości.

Poprzedni artykułDimitri Claeys w obrębie zainteresowań Team Qhubeka ASSOS
Następny artykułEusebio Unzué: „Szanse na transfer Miguela Ángela Lópeza oceniam na 50%”
Dziennikarz z wykształcenia i pasji. Oprócz kolarstwa kocha żużel, o którym pisze na portalu speedwaynews.pl. W wolnych chwilach bawi się w tłumacza, amatorsko jeździ i do późnych godzin nocnych gra półzawodowo w CS:GO.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments