Podczas gdy bardzo wzruszony Rui Costa był dekorowany koszulką mistrza świata, Vincenzo Nibali rozpaczał, przeżywając swoją porażkę. Taką dla niego jest czwarte miejsce we Florencji.
Włoski zespół bardzo ciężko pracował praktycznie przez cały dystans na rzecz Nibaliego. Koledzy triumfatora Giro d`Italia mieli uczynić wyścig najcięższym jak tylko to możliwe. Na jednej z ostatnich rund, Sycylijczyk upadł na szybkim zakręcie. Przez chwilę się nie podnosił i wydawało się, że jest to koniec szans Włocha na dobry rezultat we Florencji.
Zawodnik Astany pozbierał się jednak i dogonił najlepszych. Na ostatniej rundzie atakował pod Fiesole, gdzie odjechał wraz z Joaquimem Rodriguezem. Później doszli do nich jeszcze Alejandro Valverde i jak późniejszy nowy mistrz świata – Rui Costa.
„Po wcześniejszej kraksie, byłem trochę przestraszony. Nie czułem się już stabilnie na rowerze i obawiałem się poślizgów. Nie chciałem podejmować ryzyka na zjeździe, dlatego nie utrzymałem koła Rodrigueza”, wyjaśnił lider włoskiej kadry.
„Powrót do peletonu po kraksie wiele mnie kosztował. Czułem duży ból w nodze, ale udało mi się go przezwyciężyć. Wiedziałem, że jestem w bardzo dobrej formie i nie mogłem tego zmarnować”.
Nibali opowiadał też o samej końcówce, gdy atakował Joaquim Rodriguez. Włoch miał trochę pretensji do Rui Costy, który nie chciał współpracować. „Wiedziałem, że Valverde nie pomoże w pogoni, ale Costa dawał jedynie bardzo krótkie zmiany, a później ruszył do ataku”, ubolewał Nibali. „Myślałem, że Valverde skoczy za nim, ale nie zrobił tego. Próbowałem jeszcze skutecznie zafiniszować, ale Valverde poszedł prawą stroną i mnie ograł”, zakończył.
Foto: bettiniphoto.net
Andrzej