Hola Compañeros!!!;) Pora się trochę ogarnąć, nie tylko rowerowo, ale i internetowo. Sezon 2012 dobiegł końca dokładnie 16 września startem w drużynowej jeździe na czas podczas mistrzostw świata, po czym nastał zasłużony odpoczynek. Stety-Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i czas powoli wracać do roboty, ale może najpierw tak jeszcze kilka słów podsumowania tego, co działo się przez minione miesiące?
Jaki był ten rok? Pierwszy zawodowy, to nietrudno sobie wyobrazić, że działo się sporo. Sezon zacząłem już w styczniu od startu w Argentynie i bardzo szybko uświadomiłem sobie, co znaczy przejście z amatora na pro – trwające po kilkanaście (a czasem i więcej) godzin podróże i szybkie tempo jazdy peletonu to dwie pierwsze rzeczy, które mnie „poraziły”. Ale człowiek na szczęście szybko się przyzwyczaja, zwłaszcza kiedy jest nastawiony na naukę i zbieranie nowych doświadczeń, więc nie było tak źle. Trochę problemów napotkałem podczas wiosennych klasyków we Francji, Belgii czy Holandii. Trzeba być tam naprawdę twardym zawodnikiem, żeby walczyć. Oczywiście starałem się jak mogłem – próbowałem się zabierać w odjazdy. Czasem ta sztuka się nawet udawała, ale wierzcie mi, że kiedy od startu idzie gaz, a do ucieczki chętna jest połowa peletonu, to nie jest łatwo się wybić:) Poza tym skupiałem się na pomocy moim kolegom – podrzucanie bidonów na 20% podjeździe, rozprowadzanie w szalonym tempie na 2 kilometry przed metą i takie tam historie.
Na koniec miałem okazję jeszcze kilka razy pościgać się w północnych klasykach i choć po wynikach może tego za bardzo nie widać, to ja sam czułem się już wtedy o wiele lepiej. Kręciło się lżej i myślę, że to nie tylko kwestia formy, ale i „odrobionych” wiosną lekcji, dzięki czemu z dużo większym optymizmem myślę o przyszłym sezonie. Pierwsze zgrupowanie z Caja Rural jeszcze przede mną, ale można już teraz dostrzec jakiś „wind of change” – nie ma co ukrywać, że były w tym roku pewne rozczarowania, ale takie jest życie przecież. Drużyna jest ProConti i nie wszystko działało, jak w szwajcarskim zegarku (tym bardziej, że to przecież Hiszpania;)) – teraz będzie inaczej. To znaczy lepiej!
W kolejnym sezonie chciałbym kręcić równo i mocno. Oczywiście marzy mi się jakieś zwycięstwo, choć wiem, że o to trudno. Będę jednak próbował. Postaram się być bardziej aktywnym kolarzem niż w tym roku. Uważam też, że miniony sezon pozytywnie wpłynie na to, co wydarzy się w 2013 roku. Po prostu mój „motor” potrzebował tego przebiegu żeby się dotrzeć 😉
Źródło: Facebook