Pierwszy będzie ostatnim… w podsumowaniu Mistrzostw Polski. Nie było łatwo, sporo spraw do załatwienia, rodzina powięszyła się o 50%, a codziennie – przez ostatnie 2 tygodnie, telefon dzwonił około 40. Pewnie kiedyś będzie mi tego brakowało, więc nie narzekam – przecież to najlepsze dni w życiu.
Cieszę się bardzo ze zdobycia tego tytułu, tym bardziej, że jak wspominałem – miałem ostatnio napięty terminarz a mimo to, nie odpuściłem nawet 5 minut treningu. Potrafiłem przygotować się w domu, nie ścigając się od Giro, a nie czułem wielkich problemów z wyścigowym rytmem. Sam wyścig, jak zawsze dziwnie się rozwijał i znów nie bardzo wiedziałem, o co chodzi, ale dzięki temu, że miałem Kwiatka z przodu mogłem spokojnie kontrolować sytuację. Spokojnie, to może złe słowo, bo wiele się działo, ale ostatecznie wszystko ułożyło się po mojej myśli, a w końcówce zachowałem najwięcej sił. Później już tylko wielka radość – ściskałem się ze wszystkimi, a gratulację złożył chyba sam dróżnik z pobliskiej stacji PKP! Zawsze marzyłem o tej koszulce, więc nie dziwcie się tej euforii, następne zwycięstwa przyjmę z większym spokojem.
Niedzielnym wynikiem przybiłem nominację olimpijską, więc jestem w drodze do spełnienia kolejnego marzenia. Sam nie „ogarniam”, co się ostatnio dzieje.
Teraz przygotowania, do TdP, a przede wszystkim do Londynu. Kamień spadł mi z serca, że w większym komforcie – bez chorej rywalizacji pomiędzy nami Polakami. Kilka dni w Karpaczu i będę gotowy!
Źródło: michalgolas.blogspot.com