„Mamy drugi dzień odpoczynku, od dwóch dni jeździmy po prawdziwych górach a przed nami jeszcze trzy prawdziwie ciężkie górskie etapy. Ten dzień odpoczynku jest jak najbardziej zasłużony i chyba przez wszystkich wyczekiwany. Niby mieliśmy tu we Włoszech sporo etapów płaskich, ale te kosztują sporo stresu, a stres też potrzebuje energii i wypala mięśnie. Do tego wczoraj cały dzień w deszczu, a dzisiaj rano wreszcie spałem normalnie czyt. długo i wstałem zmęczony. Potrzebowałem tego dnia wolnego, nie ukrywam.

Cofając się kilka dni w tył, do Montecatini wszystko szło dobrze, nawet bardzo dobrze, utrzymywałem się w pierwszej 15 KG i czułem się naprawdę dobrze, codziennie rano świeży i wypoczęty. Problemy pojawiły się 17.05, rano strasznie bolało mnie kolano, przeciążone codziennymi długimi etapami i maratonem do Montecatini, bolało mnie do tego stopnia że byłem pełen obaw czy dam radę dojechać do mety. Udało się, znów bez strat więc wciąż byłem w grze. Niestety wieczorem poczułem się strasznie źle, bule brzucha, rozwolnienie i wymioty czyli zatrucie pokarmowe. Bez kolacji poszedłem spać, strasznie wymęczony, było mi zimno i byłem mega zły bo strasznie pilnuję tego co jem żeby uniknąć takich właśnie problemów. Cóż, zdarza się. Rano czułem się lepiej ale wciąż strasznie słaby, rwały mnie mięśnie w nogach i plecach, bolała głowa i oczy, jednym słowem widziałem dzisiaj swój koniec na tym wyścigu tym bardziej że pierwsze 30 km wiodło głównie pod górę. Ale wystartowali spokojnie, udało się przyjechać w pierwszej grupie i wciąż łudziłem się o dobry wynik w KG, jak mówiłem wcześniej – nie za wszelką cenę, ale chcę spróbować.

Niestety podczas następnego etapu, gdzie mieliśmy już podjazdy odpowiednio 22 i 27 km długości sił starczyło mi tylko na pierwszy z nich. Okazuje się że życia nie da się oszukać, nie na takim wyścigu, przy tylu kilometrach i dniach w nogach, jedna noc na regenerację to zdecydowanie za mało. Do 400 Wat było dobrze, później zaczynały się problemy i wiedziałem, że nie mam szans wjechać z pierwszymi tym bardziej że do mety pozostało 20 km. Od tego momentu taktyka z ISD Neri, spokojnie w końcówce a na następny dzień szukamy swojej szansy w ucieczce.

Tak więc od środy, szukam swojej szansy w ucieczce, mam nadzieję, że wczorajszy etap, choć kosztował mnie trochę, oraz dzisiejszy dzień wolny i jutrzejszy dość płaski etap pozwolą moim mięśniom trochę się zregenerować.

Szkoda że taka przyczyna wyeliminowała mnie z próby skończenia wyścigu w top20, ale nic, mam nadzieję że to nie ostatnie moje giro i że pojawi się jeszcze taka opcja.”

Źródło: www.huzarski.pl

Poprzedni artykułBałtyk-Karkonosze: Grzegorz Stępniak po raz drugi!!!
Następny artykułBałtyk – Karkonosze Tour 2012: Dariusz Baranowski lubi Okraj…
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Maciek
Maciek

Nie przejmuj, się, i tak się znakomicie pokazałeś i było (i jest) świetnie 😉