Ostatni, kończący trzy tygodnie walki z rywalami, słabościami, pogodą, nazywany jest „Etapem przyjaźni”. Tradycji i w tym roku stało się zadość. Wszyscy sobie dziękują, gratulują, prowadzą miłe pogawędki, często żartują – jak choćby F.Schleck, który dzisiaj zabawiał się w fotoreportera na… rowerze, robiąc zdjęcia motocyklistom. Był i tradycyjny szampan dla Cadela Evansa – triumfatora 98 TdF, który zasłużył sobie w przekroju całego wyścigu by stanąć na najwyższym stopniu podium na Champs Elysees w Paryżu.
Wspaniała i radosna atmosfera trwała w peletonie do ostatnich kilometrów. Wtedy peleton przyspieszył, bo wszystko było wiadome, oprócz tego kto wygra w klasyfikacji punktowej i kto odniesie sukces etapowy.
Sensacji nie było, triumfował M.Cavendish, tym samym zabierając do domu zieloną koszulkę, wygrywając po raz piąty w tegorocznym wyścigu i trzeci raz z rzędu w Paryżu. Piękne sceny obserwowaliśmy jak drużyna BMC zaraz po przekroczeniu mety została objęta w ramionach Evansa, w dowód podziękowania za trud włożony w zwycięstwo Australijczyka.
Na podsumowanie przyjdzie czas za parę dni, zbierze się myśli po emocjach jakie dostarczyli nam kolarze w ostatnich dniach i spokojnie przeanalizuje się cały wyścig, etap po etapie.
A dzisiaj bawmy się razem z zawodnikami, z całym światem kolarskim. Oni w Paryżu, a my w zaciszu domowym. Ja też otworzę przysłowiowego szampana, pijąc zdrowie… Polaków, Macieja Paterskiego, Sylwestra Szmyda, Macieja Bodnara i życząc Państwu, sobie i Wszystkim Rodakom, byśmy doczekali dnia, kiedy na wspomnianych Polach Elizejskich na najwyższym stopniu podium ubrany w żółtą koszulkę, stał będzie kolarz z pięknego i bogatego w tradycje kolarskie kraju. Kraju leżącego nad Wisłą.
Artur
„Szampański” etap dla M.Cavendisha
Ostatni, kończący trzy tygodnie walki z rywalami, słabościami, pogodą, nazywany jest „Etapem przyjaźni”. Tradycji i w tym roku stało się zadość. Wszyscy sobie dziękują, gratulują, prowadzą miłe pogawędki, często żartują – jak choćby F.Schleck, który dzisiaj zabawiał się w fotoreportera na… rowerze, robiąc zdjęcia motocyklistom. Był i tradycyjny szampan dla Cadela Evansa – triumfatora 98 TdF, który zasłużył sobie w przekroju całego wyścigu by stanąć na najwyższym stopniu podium na Champs Elysees w Paryżu.
Wspaniała i radosna atmosfera trwała w peletonie do ostatnich kilometrów. Wtedy peleton przyspieszył, bo wszystko było wiadome, prócz tego kto wygra w klasyfikacji punktowej i kto odniesie sukces etapowy.
Sensacji nie było, triumfował M.Cavendish, tym samym zabierając do domu zieloną koszulkę, wygrywając po raz piąty w tegorocznym wyścigu i trzeci raz z rzędu w Paryżu. Piękne sceny obserwowaliśmy jak drużyna BMC zaraz po przekroczeniu mety została objęta w ramionach Evansa, w dowód podziękowania za trud włożony w zwycięstwo Australijczyka.
Na podsumowanie przyjdzie czas za parę dni, zbierze się myśli po emocjach jakie dostarczyli nam kolarze w ostatnich dniach i spokojnie przeanalizuje się cały wyścig, etap po etapie.
A dzisiaj bawmy się razem z zawodnikami, z całym światem kolarskim. Oni w Paryżu a my w zaciszu domowym. Ja też otworzę przysłowiowego szampana, pijąc zdrowie… Polaków, Macieja Paterskiego, Sylwestra Szmyda, Macieja Bodnara i życząc Państwu, sobie i Wszystkim Rodakom, byśmy doczekali dnia, kiedy na wspomnianych Polach Elizejskich na podium z cyferką nr 1 ubrany w żółtą koszulkę, stał będzie kolarz z pięknego i bogatego w tradycje kolarskie kraju. Kraju leżącego nad Wisłą.