Jednym z nielicznych wyścigów których nie wygrał jeszcze Robbie McEwen, jest Mediolan-San Remo. Po jego nieobecności w zeszłym roku, gdy ścigał się dla Katushy – teraz powraca z Teamem RadioShack.
Najlepszym wynikiem Australijczyka w La Classicissima jest czwarte miejsce w roku 2007. Wówczas, 34-letni dziś kolarz przegrał w sprincie z Oscarem Freire (Rabobank), Allanem Davisem (Discovery Channel) i Tomem Boonenem (Quickstep-Innergetic).
Jeśli chodzi o ten wyścig, McEwen czeka na niego jak dziecko na Boże Narodzenie. Wie, że musi być mocny jeśli chce zdobyć najbardziej prestiżowy, włoski wyścig jednodniowy.
„Historia, prestiż, atmosfera, sposób w jaki jest rozgrywany oraz jego nieprzewidywalny charakter”, opowiada McEwen o swojej pasji do Mediolan-San Remo. „Spójrzcie również na nazwiska zawodników którzy tam wygrywali. Nigdy nie było żadnego przypadku„.
„To zawsze trudna impreza dla mnie„, powiedział. „Zawsze przez luty-marzec, który spędzam w Europie walczę ze swoim zdrowiem. Jest dużo zimna, zmian pogody. Do tego dochodzą bakterie, które przynoszą ze szkoły moje dzieci. O tej porze roku w moim domu zawsze jest szpital”, żartuje McEwen.
„Tym razem dopadła mnie grypa żołądkowa. Długo nie mogłem pozbyć się kaszlu i przeziębienia. Jednak teraz wydaje się że wszystko jest już pod kontrolą i czuję się dobrze„.
McEwen dodaje że czuje się „silny na rowerze, świeży i bardzo zmotywowany„.