Po Vuelta a Murcia, swoim pierwszym europejskim wyścigu, Lance Armstrong w wywiadzie dla hiszpańskiego dziennika El Pais opowiada o swojej dyspozycji i największym rywalu – Contadorze.

Siedmiokrotny zwycięzca Tour de France pojechał do Hiszpanii z zamiarem oceny swoich przygotowań do lipcowego wyścigu. Szczególnie pomocnym wskaźnikiem formy Teksańczyka miała być czasówka. A tę Armstrong pojechał co najwyżej przeciętnie, o ile nie słabo, biorąc pod uwagę jego dokonania na próbach czasowych w ubiegłych latach. Przypomnijmy, że w będącej piątym etapem czasówce Armstrong zajął 8. miejsce, tracąc do zwycięzcy Frantiska Rabona 1 minutę i 18 sekund. Cały wyścig Amerykanin ukończył na siódmym miejscu ze stratą 1 minuty i 23 sekund do Rabona, który wygrywając czasówkę zapewnił sobie sukces w całym wyścigu.

Armstrong przyznał, że to najprawdopodobniej jego były kolega z Astany, Alberto Contador, będzie miał przewagę przed lipcową Wielką Pętlą. Amerykanin nie powstrzymał się jednak od „gierek psychologicznych” i wytknął Hiszpanowi parę przywar.

O zwycięstwie zdecyduje wyścig

Po pierwsze, będzie ciężko – powiedział Armstrong na temat szans pokonania Contadora. – Ja mam 38 lat, Alberto 27 i z każdym rokiem jest coraz lepszy. Ja to widzę, ludzie to widzą, Alberto widzi… odpowiedź nie na to pytanie nie jest dla mnie korzystna – dodał Armstrong.
Zrzucając presję na Hiszpana, Teksańczyk stwierdził jednak, że między otwierającym Tour prologiem w Rotterdamie, a metą w Paryżu jest mnóstwo kilometrów i wszystko może się zdarzyć. – Nikt nie ma pucharu już na starcie. O tym zadecyduje wyścig i zobaczymy, kto okaże się lepszy – skwitował Armstrong.

Na temat zeszłorocznego trzeciego miejsca w klasyfikacji generalnej Tour de France Amerykanin powiedział: – Nie byłem zachwycony. W mojej pamięci ten trzeci stopień podium jest związany z uczuciem ulgi, wdzięczności, że wszystko już za mną i mogę jechać do domu. Trzy tygodnie pod nieustanną presją robią swoje. Alberto był najlepszym kolarzem tamtego Touru i dla mnie logiczne było, że to on na Polach Elizejskich stał na najwyższym stopniu podium. Nie byłem zazdrosny, zły, zgorzkniały… on po prostu był najlepszy.

Na pytanie, czy czułby się sfrustrowany lub rozczarowany w przypadku, kiedy nie stanąłby na podium w Paryżu, Armstrong odpowiedział: – Czułbym się sfrustrowany gdyby tak się stało z powodu mojego błędu. Jeśli jestem w najlepszej osiągalnej formie w wieku 38 lat, nie popełnię błędów, nie ucierpię w kraksie, nie zachoruje w złym momencie, jeśli nie będę miał pecha i zrobię wszystko co w mojej mocy, nie będę miał czego żałować.

Armstrong szuka przewagi

Od paru lat nie ma kolarza, który mógłby zagrozić Contadorowi zarówno na czasówce, jak i w górach. Stawia to Hiszpana w roli faworyta każdego wyścigu wieloetapowego, w którym startuje. A przecież czasówka i góry to ulubiony teatr działań wojennych Armstronga, podczas których zapewniał sobie zwycięstwa w każdym z siedmiu Tourów. Ponadto w trasie tegorocznego Wyścigu dookoła Francji nie ma jazdy drużynowej na czas, a była to konkurencja, w której tradycyjnie drużyny Armstronga były bardzo silne. Pojawia się więc pytanie, gdzie Amerykanin chce osiągnąć przewagę nad El Pistolero. Armstrong wskazuje na etap 3., który zawiera ponad 13 kilometrów bruku. – O to chodzi w kolarstwie. Wielokrotnie podejmowaliśmy dobre decyzje związane z takimi sytuacjami. Pamiętacie mój pierwszy Tour? Passage du Gois i Alexa Zülle? Jeśli on by tam nie upadł i stracił 7 minut, tamten wyścig były zupełnie inny. Kolarz chcący wygrać cały wyścig musi posiadać „inteligencję taktyczną”.

Armstrong nie był skłonny, aby wyjawić powód zeszłorocznych tarć  w Astanie, ale nie powstrzymał się przed delikatnym prztyczkiem w nos Contadora. – Lepiej tego nie komentować. Wielokrotnie to powtarzałem, kolarstwo to sport drużynowy. Zawsze lider oceniany będzie przez swoich pomocników. To on jest szefem, ma żółtą koszulkę, stoi na szczycie podium i ma miliony dolarów… a oni nie mają nic. Więc najważniejszą rzeczą jest szanować ich. Zawsze tak robiłem z moją drużyną, dawałem im więcej pieniędzy, szacunku. Musimy być rodziną. I to nie jest krytyka Alberto. Tak właśnie powinny, według mnie, wyglądać relacje w drużynie.

„Contador to inteligentny człowiek”

Armstrong porównał siebie z Contadorem. Odnośnie ich zatargów z Astany, Amerykanin więcej problemów widzi w radach jakie są dawane Hiszpanowi przez jego otoczenie.

Alberto to nerwowy człowiek, co nie jest złe, ja też taki jestem. Obaj zawsze myślimy, że musimy zrobić więcej, pracować ciężej, być jeszcze lepszymi. Wszyscy wielcy mistrzowie tacy są. Każdy ma trochę niepewności w życiu prywatnym i musi to sobie zrekompensować. Powiedziałem, że jest nerwowy, ale nie znaczy to, że jest to cecha negatywna – stwierdził Armstrong. – Nie sądzę, aby złe rzeczy wychodziły od Alberta. Raczej od ludzi wokół niego. Mówię to po raz pierwszy: uważajcie na jego otoczenie.
Armstrong twierdzi, że Contador będzie numerem jeden podczas tegorocznego Touru i w miarę dojrzewania będzie coraz lepszy. – Alberto nie jest głupcem. To inteligentny człowiek. Ciągle się rozwija i zbiera doświadczenie w każdym aspekcie życia – zakończył Boss.

Pomimo widocznego szacunku, jakim siedmiokrotny zwycięzca Touru darzy swojego młodszego rywala, mało prawdopodobne jest, abyśmy mogli zobaczyć obu wielkich kolarzy serdecznie rozmawiających ze sobą. I wcale nie jest to konieczne do dobrej, zdrowej rywalizacji!

Rud

Poprzedni artykułParyż – Nicea, 1 etap, kat. HIS, Francja, 7-14.03.2010
Następny artykułPetacchi dochodzi do siebie po kraksie. Wystartuje w Tirreno-Adriatico.
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments