Primoz Roglic (LottoNL-Jumbo) wygrał dziewiąty etap jazdy indywidualnej czas podczas wyścigu Giro d`Italia na zastępczym rowerze ze zbyt nisko ustawionym siodełkiem, bez napoju i miernika mocy.
Słoweniec tuż przed startem dowiedział się od sędziów, że jego rower nie spełnia wymogów regulaminowych. Cudem odnalazł samochód swojej drużyny i dostał zastępczy, który był daleki od ideału.
Dotarłem do rampy startowej dwadzieścia sekund przed startem. Wówczas zorientowałem się, że siodełko jest zbyt nisko, że nie mam ani jednego bidonu, i że chyba spadła na mnie jakaś klątwa – napisał Roglic na swojej stronie internetowej.
To jednak nie był koniec kłopotów byłego skoczka narciarskiego.
Po przejechaniu mniej więcej dziesięciu kilometrów zauważyłem, że coś odpadło mi z kierownicy. Próbowałem pokazać moim dyrektorom sportowym, że coś zgubiłem, ale oni tego nie zauważyli. Byłem zły, ale na podjeździe czułem się dobrze i od tego momentu jechałem najszybciej i najmocniej jak potrafiłem – relacjonował Roglic.
Brak istotnych elementów w rowerze, nieprawidłowa pozycja i umiejętność poradzenia sobie ze zdenerwowaniem, potwierdzają, że Primoz Roglic jest profesjonalnym sportowcem z krwi i kości.