Sprawdzili po Mediolan – San Remo, sprawdzają też na Giro. Już na samym początku wyścigu dookoła Włoch przeprowadzono testy na obecność motorków w rowerach. Zapowiedziano również, że będą one robione w trakcie całego wyścigu.
Motorki w rowerach nadal martwią włodarzy kolarstwa. Po zwycięstwie Elii Vivianiego (Sky) w trakcie dekoracji inspektorzy wzięli rower Włocha i prześwietlili go w celu sprawdzenia, czy nie ma zamontowanego nielegalnego wspomagacza.
Kontrolerzy UCI wzięli również rowery Andre Greipela (Lotto – Soudal) i Moreno Hoflanda (LottoNL – Jumbo), którzy finiszowali za Vivianim. Oprócz czołowej trójki prześwietlono także rowery Bartłomieja Matysiaka (CCC Sprandi Polkowice) oraz Paolo Tiralongo (Astana). Wszystkie rowery okazały się „czyste”, od Pinarello na którym jechał Viviani, przez pomarańczowo-czarne Guerciotti Matysiaka, po Specialized należące do Paolo Tiralongo.
Inspektorzy mogą robić takie kontrole na każdym z etapów. Jeśli zawodnik zostanie przyłapany na stosowaniu motorków czeka go niemały problem. Kolarz może ucierpieć finansowo, bo przewidziano za to kary w wysokości od 20.000 do 200.000 franków szwajcarskich oraz półroczny odpoczynek od startów w wyścigach. Takie zapisy znalazły się w regulaminie UCI zaktualizowanym pod koniec stycznia bieżącego roku. Oprócz portfela zawodnika ucierpi także konto bankowe jego drużyny. Team może dostać karę od 100.000 do nawet miliona franków szwajcarskich.
Źródło: velonews.com
A u nas w pracy chodzą słuchy, że dostaniemy przymusowe skierowania do chirurga, który ma nam właśnie wszczepić motorki do … powiedzmy „okolic równikowych drugiej półkuli” ciała w celu umożliwienia nam jeszcze wydajniejszej pracy dla uwierzytelnienia słuszności przeprowadzanej reformy nazwanej przewrotnie konsolidacją. Wszystko zgodnie z obłędną teorią naszego przywódcy generała Jacka K-pitzy. A karać będą chyba inaczej, bo za stwierdzenie braku motorka …
pozdrawiam kolegę”po fachu”
Wiele osób śmieje się z „motorków”, ale w takiej konstrukcji, jak rama roweru, to naprawdę małe piwo. I wcale nie musi to być coś z wirnikiem i jakimiś przekładniami. Może to mieć formę tzw. silnika liniowego bez żadnych ruchomych elementów, jak to się dzieje w niektórych gramofonach na płyty winylowe (mój stary Unitra Adam tak działa na przykład). Wystarczą blisko obręczy koła, na przykład w ramie w pobliżu korby, cewki dające zmienne pole magnetyczne, i jeśli obręcz koła ma w sobie jakiś metalowy pierścień (ma? bo tego nie wiem) będzie się spokojnie kręciło. Całość malutka, lekka i nie do zauważenia, poza baterią, a tych zdaje się w wielu rowerach nie brakuje. Proponuję więc nie śmiać się z tego, bo skoro wielu potrafi brać jakiś doping, to jaki problem moralny w takim napędzie?