Thibaut Pinot liczy na to, że podczas tegorocznego Giro d’Italia w końcu zerwie z prześladującym go pechem. Pomóc w tym ma mu trasa.
Ostatnie wielkie toury naznaczone są pechem Francuza. Z powodu różnych kraks stracił on szanse m.in. na podium Giro d’Italia 2018 (po 19. etapie był trzeci, dzień później był poza wyścigiem) czy nawet na zwycięstwo w Tour de France 2019 (tuż przed wycofaniem się wyglądał na najmocniejszego kolarza w całej stawce).
Od lipca 2017 roku 31-latek wystartował w sześciu wielkich tourach, spośród których ukończył tylko dwa. Jednym z nich było ostatnie Tour de France, które, jak pamiętamy, również było dla Pinota stracone z powodu kontuzji, której nabawił się na jednym z etapów. Skutki tamtego urazu odczuwa do dziś, co pokazało choćby ostatnie Tour des Alpes Martimes et du Var.
Mimo wszystko Francuz wciąż wierzy w to, że w ciągu dwóch kolejnych miesięcy zdoła wypracować formę, która pomoże mu osiągnąć dobry wynik podczas najbliższego Giro d’Italia, które ma być jednym z jego kluczowych celów w tym sezonie.
Jestem bardzo zmotywowany, by od początku być w najwyższej formie, ponieważ trasa bardzo mi odpowiada – zaczniemy od prologu, a później będziemy mieli jeszcze tylko jedną, relatywnie krótką czasówkę. Prawie połowa wyścigu składa się z górskich etapów z wieloma podjazdami, co jest dla mnie bardzo ważne. Nie mogę doczekać się szutru, który do tej pory kojarzył mi się ze Strade Bianche. Regularnie oglądam ten wyścig, a sam startowałem w nim w 2017 roku i nawet zająłem miejsce w pierwszej „10”
– mówił Francuz.
Wygląda więc na to, że, o ile 31-latek zdąży z formą, to na Półwyspie Apenińskim będzie miał duże szanse na to, by w świetnym stylu przerwać złą passę. Warto jednak przypomnieć o tym, że przed ostatnim Tour de France również wypowiadał się bardzo pochlebnie o trasie, a jak skończył się dla niego wyścig, wszyscy pamiętamy.