Mistrz Europy w jeździe indywidualnej na czas i brązowy medalista MŚ 2018 w tej specjalności Victor Campenaerts (Lotto-Soudal) na 9. etapie Giro d’Italia do San Marino przegrał tylko z Primozem Roglicem (Jumbo-Visma). Czy o tych 11 straconych sekundach zdecydowała zmiana roweru?
Campenaerts nie był wymieniany w gronie żelaznych faworytów do zwycięstwa z uwagi na profil etapu z Riccione do San Marino. Pomimo to zaprezentował się bardzo dobrze, ustanawiając czas 52:03. Belg ponad dwie godziny spędził na gorącym krześle i ostatecznie okazało się, że przegrał tylko z Roglicem – o 11 sekund.
– Przed „czasówką” mówiłem, że jej trasa nie pasuje mi idealnie, i że w konsekwencji zwycięstwo nie jest możliwe. Jednak jako specjalista od jazdy na czas byłem zobligowany do tego, aby przygotować się optymalnie i jechać na pełen gaz. Podczas drugiej jazdy indywidualnej na czas w ubiegłorocznym Giro, nieustannie ze sobą walczyłem, a dziś natychmiast poczułem, że mam dobre nogi
– powiedział Victor Campenaerts oficjalnej stronie internetowej drużyny Lotto-Soudal.
W otwierającej Giro „czasówce” w Bolonii Belg zajął dwudzieste miejsce, ale finałowy podjazd do Sanktuarium św. Łukasza różnił się od tego w San Marino. Tamten był krótszy i bardziej stromy, a ten miał łagodniejsze nachylenie, a także zawierał fragmenty zjazdów i fałszywych wypłaszczeń.
– Plan był taki, aby do podjazdu jechać poniżej progu, a na podjeździe powyżej progu – strategia podobna do tej, którą zastosowałem podczas MŚ w Innsbrucku [gdzie Campenaerts zdobył brązowy medal w jeździe indywidualnej na czas – przyp. MW].
– wyjaśnił Belg.
Wszystko szło zatem dobrze, zanim w jego rowerze czasowym na podjeździe spadł łańcuch. Kolarz ustalił wcześniej ze swoją drużyną, że na wypadek defektu zmieni rower z „kozy” na szosowy, przeznaczony do jazdy w górach. I tak w istocie zrobiono, tyle że łańcuch ustawiony był w nim… na dużej tarczy, co na stromiźnie z nachyleniem 7% uniemożliwiło Campenaertsowi nabranie prędkości.
– Zmiana nie przebiegła płynnie z powodu adrenaliny, jaką w sobie miałem. Na mecie byłem lekko sfrustrowany, ale następnie pomyślałem sobie, że mój czas może pobić od pięciu do dziesięciu kolarzy walczących w klasyfikacji generalnej, ale żadnemu z nich się to nie udawało
– opowiadał Victor Campenaerts.
Ostatecznie okazało się, że znalazł się jeden jedyny szybszy kolarz od świeżo upieczonego rekordzisty świata w jeździe godzinnej – to Primoz Roglic (Jumbo-Visma), który pokonał go o 11 sekund.
– Gdybym wygrał, nikt by nie pamiętał i nie wypominałby mi zmiany roweru. Ale to są właśnie trudne do zaakceptowania porażki w sporcie na najwyższym poziomie. Muszę z tym żyć i nikogo za to nie obwiniam
– zakończył Campenaerts.