Vincenzo Nibali do tegorocznej edycji Tour de France przystąpi pełen nadziei na powtórzenie sukcesu z 2014 roku, kiedy to zdystansował rywali i na Polach Elizejskich stanął na najwyższym stopniu podium. Głównym faworytem rozpoczynającej się 7 lipca imprezy jest jednak nie on, a Christopher Froome. „Rekin z Mesyny” nie ma wątpliwości: by go pokonać, potrzeba „czegoś ekstra”.
Nibali w edycji 2014 wyraźnie pokonał Jeana-Christophe’a Peraud (AG2R) i Thibauta Pinota (FDJ). Froome z powodu kraksy musiał się wycofać. Prawdopodobnie to właśnie fakt, że nie pokonał „Białego Kenijczyka” w bezpośrednim starciu, tak mobilizuje Włocha w tym roku. Przyznał on jednak otwarcie, że walka o zwycięstwo będzie niezwykle trudna.
Co daje Froome’owi taką przewagę nad innymi? Zespół. Team Sky ma tak duży budżet, że może robić absolutnie wszystko, co chce
– mówił Nibali, cytowany przez serwis Velonews. Dodał przy tym, że aby na francuskich szosach go pokonać, potrzebne będzie „coś ekstra”.
Włoch odniósł się również do zamieszania wokół osoby Brytyjczyka, związanego z wciąż niewyjaśnioną kwestią podwyższonego poziomu salbutamolu w jego organizmie podczas ubiegłorocznej Vuelty.
Nikt nie zabronił się mu ścigać do czasu wyjaśnienia sprawy, więc to robi. Na jego miejscu postąpiłbym podobnie
– wyznał, dodając, że choć zapewne nie zostaliby najlepszymi przyjaciółmi, ma do Froome’a bardzo duży szacunek.
Ostatnim sprawdzianem formy przed Tour de France było dla „Rekina z Mesyny” Criterium du Dauphine, w którym zajął 24. miejsce w klasyfikacji generalnej.