fot. Thomas Maheux / Canyon//SRAM Racing

Międzynarodowy Dzień Kobiet jest idealną okazją do pochylenia się nad stanem kobiecego kolarstwa w Polsce, choć – prawdę mówiąc – powinniśmy doceniać je nie tylko od święta. Biało-Czerwone z roku na rok umacniają swoją pozycję w światowym peletonie, a przyszłość dyscypliny w naszym kraju również maluje się w kolorowych, być może tęczowych (?), barwach.

Jest taki dzień, taki ciepły, choć marcowy – można by sparafrazować słowa świątecznej piosenki, dopasowując je do innego święta, Międzynarodowego Dnia Kobiet. 8 marca każdego roku ziemia opuszcza orbitę i zamiast dookoła słońca, kręci się wokół wszystkich pań. Z różnych stron otrzymują one kwiaty, życzenia, ciepłe słowa czy laurki. Tego dnia sporo mówi się o ich problemach, celebrowane są także ich dokonania.

Jako kibice kolarstwa, zdążyliśmy się już przyzwyczaić do doceniania naszych rodaczek, regularnie odnoszących sukcesy na arenie międzynarodowej. Gdy mówi się o mitycznym „stanie polskiego kolarstwa”, zazwyczaj skupia się na mężczyznach – następcach Michała Kwiatkowskiego i Rafała Majki. Kim są? Czy w ogóle gdzieś są? Gdzie można ich znaleźć? Jak wychować? W dyskusjach pomija się jednak rolę i sukcesy polskich zawodniczek, które w ostatnich latach wyszły z cienia panów i ciągną polskie kolarstwo za uszy.

Dyscyplinę w kobiecym wydaniu na światowe salony swoimi sukcesami wyniosła Katarzyna Niewiadoma, której nazwisko od lat było niemalże synonimem kolarstwa w Polsce. Występująca w ekipie Canyon//SRAM Racing zawodniczka jest fenomenem na skalę międzynarodową. Od prawie dekady utrzymuje się na najwyższym poziomie, zajmując czołowe lokaty w największych wyścigach na świecie. Katarzyna Niewiadoma swoimi nogami wielokrotnie pisała historię polskiego kolarstwa, zdobywając brązowy medal mistrzostw świata ze startu wspólnego, zdobywając tęczową koszulkę w kolarstwie gravelowym czy dwukrotnie stając na podium Tour de France Femmes, gdzie wywalczyła koszulkę najlepszej góralki. Jest ona zdecydowanie najlepszą polską kolarką i co wyścig pokazuje, że w swoim piórze ma jeszcze sporo atramentu, by zapisać kolejne karty historii tej dyscypliny.

W zachwycie nad Katarzyną Niewiadomą można jednak zapomnieć o bogactwie i potencjale kobiecego kolarstwa w Polsce. Przed kilkoma laty kroku dotrzymywała jej jedynie Małgorzata Jasińska, ale teraz sytuacja diametralnie się zmieniła. Dyscyplina cały czas idzie do przodu, a polskie zawodniczki są coraz bardziej doceniane w zawodowym peletonie. Nie tylko słychać to w wypowiedziach innych kolarek, ale także widać po składach drużyn – liczba Biało-Czerwonych w zagranicznych ekipach najwyższej dywizji z roku na rok rośnie, co powinno cieszyć każdego polskiego kibica. Co więcej, nasze rodaczki nie tylko jeżdżą w największych drużynach świata, ale nierzadko grają w nich pierwsze skrzypce.

Przykładem jest tu chociażby Daria Pikulik, która w ubiegłym roku przebojem wdarła się do World Touru, triumfując w dwóch wyścigach tej kategorii. Medalistka międzynarodowych imprez mistrzowskich na torze udowodniła, że na szosie również radzi sobie znakomicie i należy do światowej czołówki sprinterek. Bez kompleksów w potyczkach dynamicznych zawodniczek poczyna sobie także wszechstronna Marta Lach, regularnie notująca czołowe pozycje lub sięgająca po zwycięstwa w zawodowych wyścigach. Nie sposób nie wspomnieć też o Dominice Włodarczyk, która po debiutanckich startach jako kolarka ekipy UAE Team ADQ została liderką cyklu Women’s World Tour, pierwszą w historii polskiego kolarstwa. Z kolejnych wyścigów Polkę wykluczyły konsekwencje kraksy w Wyścigu Dookoła Walencji, ale miejmy nadzieję, że jak najszybciej wróci do swojej najwyższej dyspozycji.

Oprócz wspomnianych czterech zawodniczek, w najwyższej dywizji ścigają się także: Karolina Kumięga, Agnieszka Skalniak-Sójka, Marta Jaskulska oraz Wiktoria Pikulik, które również prezentują się z bardzo dobrej strony – czy to pomagając swoim liderkom, czy walcząc na swoje konto. Kilkanaście Polek reprezentuje też zagraniczne ekipy kontynentalne, dzięki czemu mają one okazję do pokazania się w międzynarodowej stawce.

Pozytywny ból głowy

Pozycję kobiecych kolarek na świecie oddaje między innymi ranking Międzynarodowej Unii Kolarskiej. Ubiegłoroczne zestawienie rozstrzygało o liczbie zawodniczek, która w biało-czerwonych barwach będzie mogła wystartować w paryskich Igrzyskach Olimpijskich. Nasze rodaczki otarły się o maksymalną liczbę miejsc, przegrywając z Brytyjkami o zaledwie 30 punktów, co w skali całego sezonu (Polki zdobyły ponad 5500 oczek) jest minimalną różnicą. Trzyosobowy skład w specyficznym wyścigu olimpijskim i tak ustawi Biało-Czerwone na uprzywilejowanej pozycji. Pytanie brzmi, kto zajmie wspomniane 3 miejsca?

Kandydatek do wyjazdu jest dziewięć – w szerokim składzie reprezentacji Polski znalazły się: Monika Brzeźna, Marta Jaskulska, Karolina Kumięga, Marta Lach, Katarzyna Niewiadoma, Daria Pikulik, Agnieszka Skalniak-Sójka, Katarzyna Wilkos oraz Dominika Włodarczyk. Za selekcję optymalnego składu odpowiedzialna będzie Małgorzata Jasińska, mierząca się obecnie ze sporym problemem urodzaju.

Marzec nie jest odpowiednim momentem na snucie rozważań, kto pojedzie do Paryża. Sezon dopiero się rozpoczął i jeszcze sporo może się wydarzyć, natomiast pewne jest, że wybór nie będzie prosty. Z dwojga złego lepszy taki problem, niż łatwiejsze rozwiązanie z jednym miejscem na liście startowej i jednym kandydatem…

Polskie podwórko istotną kuźnią talentów

W kontekście międzynarodowych drużyn, polskie kolarstwo kobiet ma się naprawdę bardzo dobrze. Sukcesów na światowym poziomie nie ma jednak bez fundamentów, którymi niewątpliwie jest lokalne podwórko, składające się w zasadzie dwóch drużyn – MAT ATOM Deweloper Wrocław, jeżdżącej z licencją kontynentalną, a także TKK Pacific Nestle Fitness Toruń. Obie ekipy odpowiadają za wychowanie większości polskich zawodowych kolarek. Nie można nie wspomnieć także o Klubie Kolarskim Ziemia Darłowska, w barwach którego w przeszłości występowały siostry Pikulik oraz Marta Jaskulska.

Lokalna scena kobiecego kolarstwa nie jest krainą mlekiem i miodem płynącą, ale ma potencjał – ludzi, którym zależy na rozwoju dyscypliny, a także ambasadorki, tydzień w tydzień pokazujące, że warto inwestować w ten sport. Cieszy również to, że wraz z rozwojem zawodniczek i ekip, pojawiają się nowe wyścigi. Powoli, ale jednak. Renomę w ostatnich latach wypracował sobie Princess Anna Vasa Tour, co roku rozgrywany pod koniec lipca w Golubiu-Dobrzyniu i okolicach. O bardzo dobrą organizację i obsadę dba środowisko skupione wokół toruńskiego Pacificu, a efekty ciężkiej pracy widać w każdej kolejnej edycji. W tym roku do kalendarza Międzynarodowej Unii Kolarskiej wróci Tour de Pologne Women, organizowany przez Czesława Langa i Lang Team. Dyrektor wyścigu zapowiada, że na to, że zmagania szybko pokonają drogę z kategorii 2.2 do „kolarskiej ligi mistrzów”.

Wyścigi z międzynarodową obsadą to, podobnie jak ekipy startujące za granicą, warunek sine qua non rozwoju kolarstwa. Jak mówi klasyk – „żeby jeździć, trzeba jeździć”, a najlepiej robić to w towarzystwie innych, bardzo mocnych zawodniczek.

Podstawy do dalszego rozwoju dyscypliny już są – można tylko liczyć na to, że wysiłki grupy zapaleńców nie pójdą na marne i będą impulsem do podejmowania kolejnych działań i inicjatyw. Bo polskie kolarstwo jest kobietą!

Poprzedni artykułThibaud Gruel wcześniej w World Tourze
Następny artykułParyż-Nicea 2024: Klasyfikacja generalna wciąż jest otwarta, zapowiada się weekend z wielkimi emocjami
Szukam ciekawych historii w wyścigach, które większość uważa za nieciekawe.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments