fot. Daniele Molineris / Tour of the Alps

Nie tak dawno Geraint Thomas przedłużył kontrakt z INEOS Grenadiers i zadeklarował, że jeszcze przez dwa lata pozostanie w peletonie. Niewykluczone, ostatni z nich spędzi w nieco innej roli niż ta, do której zdążył nas przyzwyczaić.

Przypomnijmy, że w ostatnich latach bardzo doświadczonego kolarza widywaliśmy głównie odnoszącego sukcesy w wielkich tourach. Trzeba przyznać, że w sięganiu po nie jest ostatnio naprawdę skuteczny. Odkąd w 2018 roku, mając 32 lata na karku, wygrał Tour de France, wystartował w sześciu wielkich tourach i trzy z nich ukończył na podium – w tym zeszłoroczne Giro d’Italia.

W obliczu odejścia z INEOS Grenadiers takich zawodników Tao Geoghegan Hart czy Daniel Felipe Martinez, a także ciągłej walki Egana Bernala o powrót do dawnej formy, Thomas pozostaje dla brytyjskiego zespołu jedną z niewielu opcji na walkę w wyścigach wieloetapowych. W tej sytuacji nic dziwnego, że w przyszłym roku ponownie skupi się właśnie na tego rodzaju imprezach. Nawet mimo tego, że podczas podpisania kontraktu sugerował chęć powrotu na trasę klasyków.

– Nie sądzę, że mógłbym zrobić klasyki flandryjskie w przyszłym roku. Może gdybym pojechał tylko na Tour de France, mógłbym pojechać także w kilku klasykach, ale to bez sensu. Musisz przejechać je wszystkie. Nie chcę po prostu przyjechać i zaliczyć jeden albo dwa występy.

– tłumaczył w rozmowie z GCN. 

To nie oznacza jednak, że Brytyjczyk całkowicie porzuca ten pomysł. Wręcz przeciwnie. Poważnie rozważa go w kontekście kolejnego sezonu. – Byłoby świetnie, gdybym mógł przejechać te wszystkie wyścigi w swoim ostatnim roku. Tak naprawdę to właśnie tam wszystko się zaczęło – przypominał.

Brytyjczyk wcale nie przesadza. W końcu jego pierwszym dobrym wynikiem indywidualnym w wielkim tourze było… wspominane wcześniej zwycięstwo w Tour de France. Wcześniej jego występy wiązały się albo z wielkimi rozczarowaniami, albo pracą na rzecz lidera.

Zdecydowanie lepiej radził sobie wówczas właśnie w północnych klasykach. Tam niemal od samego początku pobytu w Team Sky zdarzało mu się sięgać po miejsca w czołówkach m.in. Dwars door Vlaanderen (2. miejsce w 2011), Ronde van Vlaanderen (10. w 2011 i 8. w 2014), Paryż-Roubaix (7. w 2014), Gent-Wevelgem (3. w 2015) czy przede wszystkim w E3 Harelbeke.

Pewnie duża część osób kojarzy jego zwycięstwo w 2015 roku, ale pewnie zdecydowanie mniej pamięta, że było to jedynie zwieńczenie jego bardzo udanej serii startów w tym wyścigu. Serii, którą rozpoczął 4. miejscem w pierwszym starcie, a kontynuował 3. miejscem w kolejnej próbie. Jak do tej pory te trzy starty z lat 2013-15 są jego jedynymi w tym wyścigu. A czy niebawem ta lista powiększy się o kolejny? Przekonamy się za około półtora roku.

 

Poprzedni artykułHector Carretero kończy karierę w wieku 28 lat
Następny artykułZ Boras Lewart Team Lubartów do młodzieżówki Lotto Dstny
Trenował kolarstwo w Krakusie Swoszowice i biegi średnie w Wawelu Kraków, ale ulubionego sportowego wspomnienia dorobił się startując na 60 metrów w Brzeszczach. W 2017 roku na oczach biegnącej chwilę wcześniej Ewy Swobody wystartował sekundę po wystrzale startera, gdy rywale byli daleko z przodu. W pisaniu refleks również nie jest jego mocną stroną, ale stara się nadrabiać jakością.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments